Rozdział XXI

209 24 6
                                    

Jeszcze jakiś czas Maryja płakała nad poszarpanym, zmaltretowanym ciałem Syna, dopóki Józef z Arymatei nie przypomniał cicho, że niedługo zajdzie Słońce i rozpocznie się Pascha, a wtedy nie będą mogli pochować ciała.

Magdalena spała obok, jej zmiażdżone dziecko Jan powierzył jakiemuś dobremu człowiekowi, który obiecał je zakopać.

- Nie możemy jej tak tu zostawić - wyszeptała Maryja, patrząc na nieprzytomną dziewczynę.

- Spróbuję ją obudzić. Może będzie chciała pójść z nami do grobu, później odprowadzę ją do domu - rzekł Jan.

Magdaleny nie trzeba było budzić. Sama otworzyła powoli oczy, gdy tylko Apostoł nad nią stanął.

- Gdzie jest Jezus...? - spytała cicho, sama nie wiedząc, o którego Jezusa pyta.

- Jesteś bardzo słaba, nic nie mów - powiedział Jan. - Pójdziemy teraz położyć Mistrza do grobu, później odprowadzę cię do domu.

- Nie mam domu - wymruczała Maria. - I nie dam rady iść.

- Zaniosę cię. - Jan wziął zakrwawioną dziewczynę na ręce i zwrócił się do pozostałych, że mogą ruszać.

***

Rzymianie zabezpieczyli grób skałą, pieczęcią i strażą, aby uczniowie nie myśleli nawet o wykradaniu ciała Jezusa.

Zaczynał się już Szabat, więc kobiety musiały poczekać z namaszczeniem zmarłego do niedzieli. Jan z Maryją odeszli w jednym kierunku, bo Apostoł otrzymał zadanie opiekowania się nad samotną kobietą niczym syn.

Maria Magdalena, po długich namowach, wyprosiła, aby zostawić ją przy grobie. Powiedziała, że i tak nie ma domu. Chce zostać przy Chrystusie.

Chciała zapytać o swoje dziecko, ale nie miała już siły.

Dopóki straż nie zwracała na nią uwagi, poczołgała się za grób i położyła się.

Gdy straż ją zauważyła, uznali ją za konającą i brzydzili się nawet jej ruszać, poza tym nie wyglądała na niebezpieczną.

Panie, pozwól mi zobaczyć Cię żywym - pomyślała Maria i zasnęła.

***

Spała przez cały Szabat. Dopiero gdy wstał pierwszy dzień tygodnia, otworzyła oczy.

Po raz kolejny odczuła nienaturalny przypływ sił. Ba, to było więcej niż przypływ sił.

Była zdrowa, nieporaniona i czysta, jakby ktoś dokładnie umył ją z krwi. Nawet sukienka była cała, nieporwana.

Tylko coś ciążyło jej na sercu. Wszystkie wspomnienia, wszystkie trudne chwile z ostatnich dni ciążyły na niej niczym głaz. Mimo to z łatwością, ale też z pewną ostrożnością wstała i wyszła zza grobu. Podeszła do jego przedniej części i stanęła, zdumiona i przestraszona.

Ciężki głaz był odsunięty. Brakowało straży. Pieczęć wydawała się rozerwana.

Po chwili nadeszło kilka kobiet z wonnościami. Maria powiedziała do nich, żeby zawołały Apostołów, bo ktoś ukradł ciało. Kobiety z krzykiem rzuciły się w drogę powrotną.

Magdalena powoli weszła do pustego grobu i poczuła, jak z oczu płyną jej łzy.

Usłyszała kroki, więc odwróciła się gwałtownie i wyszła na zewnątrz. Ujrzała mężczyznę w białych, jaśniejących szatach.

Przez łzy i mgiełkę spowodowaną strachem nie mogła dokładnie przyjrzeć się jego twarzy.

- Czemu płaczesz? - odezwał się mężczyzna. - Szukasz kogoś...?

Maria, będąca pewna, że to ogrodnik, wyszeptała z przejęciem:

- Zabrano Pana mego i nie wiem, gdzie Go położono. Jeśli ty Go przeniosłeś, powiedz mi, gdzie Go położyłeś, a ja Go wezmę.

- Mario! - wykrzyknął mężczyzna.

Wtedy oczy Magdaleny jakby się otworzyły; poznała Jezusa. Rzuciła się mu do stóp, płacząc ze szczęścia. Spojrzała na rany na Jego stopach i dłoniach, a jej serce ścisnęło się od sprzecznych uczuć.

- Bóg mnie wysłuchał i pozwolił spotkać Cię żywego przed śmiercią - wyszeptała Maria przez łzy. - Teraz mogę spokojnie dołączyć do mojej matki i syna.

Jezus pobłogosławił jej z uśmiechem i odszedł.

Po jakimś czasie do grobu przybiegł Piotr, Jan i kobiety z wonnościami. Zastali pusty grób, a przed jego wejściem - nieżywą, ale uśmiechniętą Marię.

Pasja i FortunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz