VII

705 115 14
                                    

Obserwowałem światła samochodów odbijające się w kroplach deszczu spływających po szybie autobusu. Latarnie uliczne zlały się w jedno światło, przyprawiając mnie o ból głowy. Odwróciłem wzrok. Siedzący obok Nezumi wpatrzony był w nasze obicia w oknie po drugiej stronie. Pochwyciłem jego zmyślony wzrok w odbiciu. Był już wieczór, a my jechaliśmy opustoszałym autobusem do domu. Dziś była ostatnia próba przed wystawieniem sztuki. Pani Nina koniecznie chciała ją przećwiczyć na deskach teatru, gdzie za parę dni będzie premiera. Pojechałem tam z Nezumim głównie dla towarzystwa, ale udało mi się zrobić parę zdjęć do gazetki. Teatr znajdował się na drugim końcu miasta, co wiązało się z półgodzinną wycieczką, by tam dotrzeć. Znaczy, właściwie nie przeszkadzało mi to, od zawsze uwielbiałem nocne przejażdżki. Było coś hipnotyzującego w światłach i neonach kontrastujących z wszechobecną ciemnością. Włączyłem aparat, chcąc obejrzeć zdjęcia. Nezumi oderwał wzrok od okna i przysunął się, zaciekawiony.

- To zdjęcia z dzisiaj? Też chcę zobaczyć.

Przytrzymałem aparat tak, byśmy obaj dobrze widzieli. Nezumi pochylił się, jego włosy połaskotały mnie po policzku. Przeszył mnie dreszcz. Nie przywykłem do jakiegokolwiek kontaktu z innymi, więc takie drobnostki często mnie rozpraszają. Zacząłem przeglądać zdjęcia, nie skupiając się zbytnio na tym.

- Hej, Shion, nie tak szybko, nie zdążyłem nawet zobaczyć.

- Och, tak...

Pachniał książkami, swoim pokojem i kawą. Ta mieszanka tak bardzo do niego pasowała. Kiedy siedzieliśmy tak, ramię w ramię, na końcu autobusu jadącego wzdłuż rzeki odbijającej światło księżyca, poczułem, że jestem tam, gdzie zawsze chciałem być. Chciałem, by ta chwila trwała, i trwała, i trwała...



Wysiadłem zaraz za Nezumim na właściwym przystanku. Całe szczęście, przestało już padać. Schowałem aparat do torby i szczelniej otuliłem się płaszczem. Było naprawdę zimno. Chowając zmarznięte ręce w kieszeniach, mijaliśmy kolejne uliczki oświetlone światłem latarni. Mieliśmy przejść przez park, ale w ostatniej chwili mój przyjaciel zawahał się. Odwrócił się i skierował ku wejściu do jeszcze otwartej, o dziwo, kawiarni.

- Masz ochotę na coś do picia? - zapytał, zerkając przez ramię.



Parę chwil później siedzieliśmy w parku na pozostawionej wśród nocy huśtawce, grzejąc dłonie kubkami parującej herbaty. Wypiłem odrobinę i poczułem, jak ciepło rozlewa się po moim ciele. Zgodnie z obietnicą Nezumiego, była pyszna. Odetchnąłem rześkim wieczornym powietrzem.

- Od dawna nie wracałem o tej godzinie do domu - powiedziałem.

- Ja też. Już mnie irytują te wszystkie próby i przygotowania, tylko coraz bardziej denerwuję się przed występem - zaśmiał się.

- Przyjdzie ktoś do ciebie obejrzeć sztukę? - zapytałem. Nezumi spojrzał na mnie i zmarszczył brwi. - No wiesz, zwykle zaprasza się kogoś na taką okazję, na przykład, hmm... rodzinę, przyjaciół, dziewczynę... - wyjaśniłem.

Zobaczyłem, że zrozumiał, o co mi chodzi. Jego twarz złagodniała, wlepił wzrok w brązowy, papierowy kubek w bladych dłoniach.

- Nie mam dziewczyny, babcia raczej nie przychodzi mnie oglądać, a z przyjaciół... - zawiesił się na moment. - Przecież ty będziesz, prawda?

Skinąłem powoli głową. Oczywiście, że będę. Zauważyłem, że Nezumi przemilczał kwestię rodziców. Pomyślałem o fotografiach wiszących na ścianach w jego domu. Miałem nadzieję, że nie uzna mnie za wścibskiego, przecież jako jego przyjaciel chyba mogę wiedzieć, prawda?

- Widziałem zdjęcia wiszące u ciebie w domu - powiedziałem. Nezumi drgnął delikatnie. - To twoi rodzice prawda?

- Tak.

- Jesteś bardzo podobny do swojej mamy. Jest piękną kob...

- Była, Shion - przerwał mi ostrym tonem. - Ich już nie ma, jasne? Nie rozmawiajmy o tym, proszę - tym samym zakończył temat.

- Przepraszam - powiedziałem po chwili. - Nie chciałem być nieuprzejmy.

Nezumi powoli wypuścił powietrze z płuc. Nie wyglądał na zdenerwowanego, ale widocznie to dość delikatny dla niego temat.

- Nic się nie stało. To oczywiste, że chciałeś wiedzieć, dlaczego twój przyjaciel mieszka tylko z babcią. Po prostu nie lubię o tym opowiadać.

Robiło się coraz ciemniej, niebo zmieniło barwę z granatowej na czarną. Nasze oddechy zmieniały się w parę i mieszały z zimnym powietrzem. Usłyszałem ujadające psy daleko stąd. Pierwszy odezwał się Nezumi, zeskakując z huśtawki na trawę pokrytą szronem.

- Chyba pora wracać.

- Tak, chyba tak - mruknąłem. Spojrzałem na ekran telefonu by sprawdzić godzinę, ale pierwsze, co zwróciło moją uwagę to lista nieodebranych połączeń od mamy. No pięknie. Napisałem jej wiadomość, że będę za chwilę.

Wyrzuciliśmy puste kubeczki po herbacie i skierowaliśmy się w stronę uliczki prowadzącej do naszych domów. Nezumi naciągnął mi kaptur na głowę. Cały trzęsłem się z zimna. Stukot naszych butów niósł się po całej uliczce, kiedy mijaliśmy kolejne pogrążone w mroku zaułki. 

Na rozwidleniu dróg rzucił szybkie "cześć" i poszliśmy, każdy w swoją stronę. Wszedłem do domu tylnymi drzwiami. W kuchni już czekała na mnie mama. Dopadły mnie wyrzuty sumienia, że przeze mnie nie może szybciej się położyć, by wstać o świcie do pracy wypoczęta. Skuliłem się, gotowy na ostrą reprymendę, ale ona tylko westchnęła.

- Shion, tyle razy ci powtarzałam, że nie mam nic przeciwko twoim wyjściom, tylko mów mi, proszę, o której wrócisz. - Podeszła do mnie i przytuliła. - Zawsze chodzisz z głową w chmurach, masz to chyba po ojcu - poczochrała mnie po włosach. - A teraz leć już spać!

- Mamo, jutro jest sobota... 

Ale ona już mnie nie słuchała. Krzątała się jeszcze chwilę w kuchni i, przeciągając się, poszła do swojej sypialni. Na szafce zostawiła dla mnie późną kolację w postaci makaronu na słodko. Pochwyciłem ją i poszedłem do mojego pokoju zjadając po drodze prawie całą zawartość talerza. Przebrałem się szybko i wślizgnąłem pod kołdrę. Zacząłem przetwarzać w głowie dzisiejsze wydarzenia. Zerknąłem na telefon i stwierdziłem, że skoro i tak mam numer Nezumiego, mogę przynajmniej odpowiedzieć mu na pożegnanie...

Przeszukałem kontakty i w końcu znalazłem jego numer opatrzony w zdjęcie zrobione jakiś czas temu na szkolnym boisku. Próbował zasłonić sobie twarz, ale byłem szybszy. Cała fotografia była dosyć chaotyczna: lekkie poruszenie ręki, niezręczny uśmiech i włosy rozwiane przez jesienny wiatr. Podobało mi się to zdjęcie, ta chwila zatrzymana w jednym kadrze.

Wstukałem szybko krótkie dobranoc i wysłałem. Nie oczekiwałem odpowiedzi, więc zaskoczył mnie cichy dźwięk smsa przerywający ciszę panującą w tym ciemnym pokoju. Przeczytałem wiadomość i położyłem głowę na poduszce. Po chwili zasnąłem, wciąż z delikatnym uśmiechem na ustach.

Śpij dobrze, Shion.

Najlepszy scenariuszOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz