Wena nie dziwka,
nie czeka pod latarnią.
Ale jednak udało mi się ją dorwać wcześniej.
-Pamiętaj że nie jesteśmy już w Rosji.
Christian wyciągnął do mnie dłoń, aby pomóc mi wysiąść z wysokiego Range Rovera. Szybko z niej skorzystałam narzucając przy okazji kaptur na głowę, tak że przy okazji zasłaniał większość mojej twarzy i chował włosy.
Nawyki z lasu, nienawidziłam wyciągać igieł drzew z włosów.
- Jak to? Gdzie żeście mnie idioci wywieźli?
Spokojnie Cass, nie pokazuj słabości, szczeniaki patrzą.
- Jacy idioci? Alexander stwierdził że w Rosji za szybko byś nam uciekła.
W tym momencie jego wypowiedzi mimowolnie prychnęłam, przecież to jasne, że na znajomym terenie wróciłabym do lasu.
- A odpowiadając na twoje pytanie, to w Kanadzie. - kontynuował mój kochany kuzynek.
- Tak dokładniej w stolicy Kolumbii Brytyjskiej, Victorii. - dokończył jego starszy brat.
- Co do kurwy? - zapytałam spokojnie - Oczywiście że to pomysł Sashy, bo kogo innego.
Ponuro się zaśmiałam. Czyli w czasie drogi spałam dłużej niż myślałam.
Mimo wściekłości, pilnowałam, aby dla postronnych nasza dyskusja wyglądała jak zwykła rozmowa. W końcu ja nie mam uczuć, a przynajmniej oni mają tak myśleć.
Odwróciłam się na pięcie i stukając obcasami ruszyłam w stronę wejścia do szkoły. Biada temu kto dzisiaj wejdzie mi w drogę.
Usłyszałam szybkie kroki za sobą, zapewne to moje niańki.
- Jeszcze trochę i rozpęta nam tutaj trzecią wojnę światową. - usłyszałam ich szepty.
- Dobry pomysł.- stwierdziłam odwracając się w ich stronę.
- Nawet nie próbuj! - krzyknął za mną Hadrian.
Na co, odpowiedziałam tylko szatańskim uśmiechem i ruchem ręki wskazałam im drzwi prowadzące do głównego budynku szkoły.
Mężczyźni od razu zrozumieli moje intencje, wyprzedzając mnie o około dwa kroki. Jak robić przedstawienie, to na całego. Zresztą jakby samo to że jesteśmy nowi, i ukochana karawana Hadriana nie zwróciły na nas uwagi, to nasza dyskusja po rosyjsku na samym środku dziedzińca musiała już to zrobić.
Wyciągnęłam z kieszeni komórkę, po czym włożyłam jedną ze słuchawek do ucha. Przybrałam jeszcze wyraz twarzy rasowej suki i mogę już iść.
Czułam na sobie wzrok zbiorowisk uczniów i watahy. Wyprostowałam się jeszcze bardziej, to było coś do czego zdążyłam już przywyknąć w pałacu.
Może jednak, pobyt tutaj nie będzie się tak bardzo różnił od mojego dotychczasowego życia.
Skupiłam wzrok na drzwiach, przede mną są już tylko schody, kilka kroków i wielkie wejście.
A potem cały dzień w tej budzie, razem ze szczeniaczkami.
Chwyciłam wyciągnięte do mnie ręce rodzeństwa, mające pomóc pokonać mi schody.
Jeśli do teraz te psy nie zrozumiały, to w tym momencie już na pewno powinny wiedzieć że jestem kimś ważnym.
Jesteśmy już tuż obok stada, słyszę twarde kroki z tamtej strony i odwracam do nich wzrok.
Jeden z wilków wyraźnie chce do nas podejść, jednak nieprzychylny wzrok bet po moich stronach wyraźnie daje mu do myślenia i przystaje ze spuszczoną głową. Tak jest dużo lepiej.
Kuzyni otwierają drzwi i czekają, aby zająć miejsca tuż za moimi plecami.
Tak pokonuję wejście przy akompaniamencie I going to hell.
Ta piosenka idealnie oddaje charakter tej chwili, bo z mojego punktu widzenia rzeczywiście wchodzę do piekła, jednak nieporównywalnego z tym które zamierzam tutaj rozpętać.
Muszą wiedzieć gdzie jest ich miejsce.
Na razie tylko stojąc na środku korytarza ściągam kaptur i mierzę wzrokiem stojących tam ludzi. Niektórzy z nich, widząc moją postawę, od razu spuszczają głowy. Stawiam, że to szare myszki i kujony. Pozostała część patrzy na mnie z zaciekawieniem, widać że rzadko kiedy przychodzi do nich ktoś nowy. Na końcu dostrzegam kilka osób przyglądających się mi z otwartą wrogością lub pogardą. Zapewne szkolna elita.
Już wiem z kim będzie najwięcej zabawy, biedni jeszcze nie wiedzą w co się pakują.
Nie zwracając na nich więcej uwagi ruszam za Hadrianem, który w tym czasie zdążył mnie już wyprzedzić. Staje dopiero przy drzwiach z napisem dyrektor.
- Teraz my tam wchodzimy, a ty będziesz tu grzecznie stała i nie robiła problemów dobrze?
- Tak, tak oczywiście. - mówię, nie zwracając na niego już większej uwagi.
Chłopak zrezygnowany wzrusza ramionami, po czym wraz z bratem wchodzą do gabinetu.
Wreszcie chwila spokoju, przynajmniej od nich.
Jednak moja sielanka szybko zostaje przerwana przez przybliżającą się do mnie barczystą sylwetkę. Piesek, jestem tego pewna. Dodatkowo to ten który chciał nas zaczepić przed szkołą.
Grę czas zacząć.
***
Może być?
Mam wrażenie że trochę zmaściłam ten rozdział.
No cóż, liczę na gwiazdki i komentarze.
Jak myślicie kto to jest i czego chce od Cassandry?
Zapraszam do zgadywania.
CZYTASZ
Lodowa Księżniczka
Hombres LoboCo byś zrobił gdybyś był wilkołakiem i nie mógł się zmienić? Gdyby duchy przychodziły do Ciebie po pomoc? Przyszłaby do Ciebie niechciana i niebezpieczna miłość? A twój starszy brat byłby najwyższy w hierarchi? Z tym wszystkim mierzę się ja, Cassand...