Rozdział 12 Nocne Mary.

8 1 0
                                    

Budzę się i słyszę krzyk, po chwili uświadamiam sobie, że to ja krzyczę. Jestem cała mokra, i się trzęsę. W pierwszych trzech dniach Szymon, ten potwór, wpadał tu cały przerażony. Ale równie szybko stąd wypadał, po koszmarze nocnym, a w roli głównej był on sam, jestem tak przerażona, że wpadam w szał, dosłowne. Pierwszej nocy jak zobaczyłam go nad sobą wzięłam lampę nocną, jej nóżka jest metalowa, i gdy wstałam z nią w ręku, zamachnęłam się nią mocno i z krzykiem walnęłam go w ramie. Celowałam w głowę, ale źle wymierzyłam cel. Potem znowu i znowu, waliłam go aż stracił równowagę i walnął podbródkiem w szafkę. Krew wypłynęła mu z ust, a JA chciałam do niego podbiec i przeprosić. I to jeszcze bardziej mnie rozwścieczyło, zamachnęłam się jeszcze raz, ale mi umknął, wybiegł z pokoju, i za sobą zamknął drzwi na klucz. W tej chwili się rozryczałam na całego.

Czwartej nocy już nie wszedł, stał chyba przy drzwiach i krzyczał, że strasznie mnie przeprasza, że gdyby mógł cofnąć czas... Tym mnie rozjuszył, waliłam w drzwi i sapałam jak wściekły byk. potem brałam rzeczy i rzucałam nimi w drzwi. Nasze zdjęcie które musiał postawić na barku gdy spałam poleciało pierwsze. To było moje niegdyś ulubione, byliśmy tam tacy szczęśliwi. Ale tamte czasy minęły i nie wrócą nigdy, a na pewno nie z nim!

Teraz minął tydzień od tamtego zdarzenia, a ja chciałam się do kogoś przytulić. Jest mi tak strasznie źle, mamusiu... dlaczego? Pociągam nosem, kapie mi z niego na dywan. To jest niesprawiedliwe, a gorsze jeszcze jest to, że moje głupie serce coraz bardziej chce mu dać drugą szansę. A tego nigdy nie zrobię, ono się buntuje, dlaczego musi go tak kochać? Siniaki na mojej twarzy już prawie są nie widoczne, tydzień tu siedzę. Wczoraj się zapomniałam i podziękowałam za śniadanie. Obudził mnie przepyszny zapach, otworzyłam oczy i zobaczyłam Szymona, ogolony, uśmiechnięty, oczy mu się śmiały, a w rękach trzymał tacę z przepysznym śniadaniem. Usiadłam, on się zbliżył, i mu podziękowałam, w napływie czułości pocałowałam w policzek. Szymon z zaskoczenia nabrał głośno powietrza, i spojrzał mi w oczy. Nie wiedziałam o co mu chodzi, ale gdy w jego oczach zobaczyłam nadzieję, serce mi stanęło i zaczęło bić jak szalone. Odskoczyłam od niego jak oparzona, i wleciałam do łazienki. Katowałam się za karę w myślach za to co zrobiłam, a moje serce nie żałowało, a wręcz miało nadzieję na więcej. Do późnego popołudnia siedziałam w łazience i obgryzałam paznokcie, moja psychika siadała, wiedziałam o tym, przez miesiąc nie dam rady tu tak siedzieć z nim bo inaczej zwariuję. Wsadzę go do więzienia, a mnie wsadzą do czubków. I do tego coraz trudniejsza walka z moim sercem. Nie dam rady ciągnąć tego tak dalej, nie ma mowy, muszę coś wymyśleć. Może pójdę z nim na jakieś ustępstwa, ja nie będę go obrażać ani lać, a on nie będzie tu mnie zamykał i ustalimy, że nie ma wchodzić do tego pokoju, on będzie wychodził gdy ja przyjdę coś zjeść do kuchni. Dał jasno do zrozumienia, że nie da mi wyjść z mieszkania, a żeby otworzyć drzwi trzeba mnieć klucz, a raczej nie jestem na tyle silna aby sforsować drzwi.

Proponował też mi abyśmy wyszli i pozwiedzali trochę Paryża. Nie zgodziłam się na wyjście z nim, jedynie sama, a on się zaśmiał, lecz gdy zobaczył moją minę, zaraz nie było mu do śmiechu.

Tak więc patrzę na budzik i widzę, że jest 3:18. Pośpię jeszcze trochę i rano z nim porozmawiam. Nie odpuszczę, muszę być wypoczęta aby jutro mieć siłę na grę słowną z nim. Mam nadzieję, że rano mi tu nie wlezie, przez tę gnidę naprawdę zwariuję. Szkoda tylko, że nie tak jak myślałam jeszcze tydzień temu, i nie zwariuję ze szczęścia a nie z rozpaczy i przerażenia. Ale cóż, na to aby zwariować ze szczęścia na jego punkcie jest już za późno, zdecydowanie za późno. Koniec tych myśli, czas spać. Ale mimo wszysto, nie śpi się tak dobrze jak w czyichś ramionach. Weź się zamknij! Oooh...


Słońce świeci mi prosto na twarz. Chodź mam nadal zamknięte oczy to słońce przebija przez moje powieki. Powoli otwieram oczy. Promienie śłoneczne biją mnie po oczach, a ja przeciągam się na łóżku z uśmiechem na twarzy. Jestem w dobrym humorze, chodź nie pospałam za dużo. Do piątej nad ranem myślałam o wszystkim, aż w końcu podjęłam decyzję. Potem zasnęłam szybko, i co najważniejsze bez żadnych koszmarów. Spogladąm na budzik, jest 10:45, idealnie aby wstać, w końcu to mój miesiąc miodowy, co prawda kompletną okazał się porażka, ale mogę sobie pospać do późna. Poza tym, ten potwór nie przyszedł i mnie nie obudził. Ubiorę dziś zwiewną sukienkę, już od tygodnia nie czułam sie tak dobrze. A słońce dziś dotrzymuje mi towarzystwa swoimi promieniami, zgadza sie z moim humorem. Będę żyła z nim w miarę w zgodzie, udawać będę, że powoli mu wybaczam. Niech w to uwierzy. Nie pozwolę mu się doktnąć, co to, to nie. Dziś wyjdę z nim i zwiedzimy może Paryż, musi uwierzyć w to, że chcę mu wybaczyć, a przynajmniej się staram. A jak wrócę do Polski, pierwsze co zrobię to znajdę się na komendzie policji, i wsadzę go za kraty. Następną będzie pujście do lekarza, a na koniec znajdę dobrego adwokata. Skurwielowi nie ujdzie to płazem, nie ma mowy. Nigdy mu tego nie wybaczę.

Mam Dla Kogo ŻyćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz