Nowy Orlean, 2013
Powoli otworzyłam oczy. Promienie słońca które przedostawały się przez zasłonki, parzyły moje oczy. Bolało mnie całe ciało. Próbowałam otworzyć oczy jednak wszysko było zamazene. Mrugnięłam kilka razy.
Wstałam z łóżka. Spojrzałam w lustro. Byłam cała blada.- Obudziłaś się. - usłyszałam męski głos którego już nigdy nie chciałam słyszeć
Natychmiast odwróciłam się w stronę dochodzącego głosu. Coś jakby dodało mi siły.
On tam siedział. W Nowym Orleanie. W moim pokoju. Na moim fotelu!
- Jak się czujesz? - spytał troskliwie
- Jak się czuję? Co ty tu do cholery robisz? - wybuchłam gniewem - Powiedziałam ci że nie chcę cię widzieć.
- Z twoim charakterem wszystko w porządku. Czyli chyba nic ci nie jest.
Miałam zamiar podejść do niego i wygarnąć mu co o nim myślę. Jednakże kiedy miałam zrobić krok przeszła mnie fala dreszczy i zaćmienia. By nie upaść podparłam się o stolik nocny. Był na nim strzykawki, z jak się domyślałam werbeną.
- Werbena? Jak długo mi ją podjęcie? - spytałam podnosząc jedną z pustych strzykawek
- Zariah proszę... - próbował się tłumaczyć
- Daruj sobie. Nie mam zamiaru z tobą gadać.
Zaczęłam iść w stronę drzwi.
- Zamierzasz ignorować mnie do końca życia? - zawołał za mną. Zatrzymałam się - Trochę długo skoro jesteś wampirem.
- No właśnie! - krzyknęłam - Jestem wampirem. Przez ciebie.
- Zrobiłem to by cię chronić. I teraz też zrobię wszystko co w mojej mocy by cię ochronić przed tą wiedźmą.
- Nie potrzebuję tego. - oznajmiłam - Sama potrafię o siebie zadbać. Robiłam to przez ostatnie tysiąc lat.
- To dlatego tak po prostu oddałaś się Dahlii?
- Chronię moją rodzinę. A jeśli zawarcie umowy z Dahlią jest moją jedyną opcją to to zrobię. Zostało mi tylko sześć dni. Wybacz, ale zamierzam się nimi nacieszyć.
CZYTASZ
⚜ The Originals | Return ⚜ [2] PL
Fiksi PenggemarPo tym jak Zariah Mikaelson znowu opuściła Nowy Orlean, wraz z Markosem próbowała odnaleźć swoją mamę. Pewnego dnia dowiaduje się że sekrety jej rodziny nie jest już bezpieczny i musi powrócić do miasta. W mieście pojawiają się jednak niespodziewani...