Rozdział X

556 33 6
                                    

***

Proszę o przeczytanie informacji pod rozdziałem.

***

BEAU'S POV

     Mimo że byliśmy razem, panowała atmosfera napięcia. Nikt nie potrafił cieszyć się spotkaniem, kiedy Jai cierpiał. Z jednej strony chciałem już go zobaczyć, ale bałem się tego, co mogłem ujrzeć. Nie wiedzieliśmy dokładnie w jakim stanie był Jaidon. Wziąłem głęboki oddech i przeszedłem przez próg.

       Ściany pomalowane na biało, cztery łóżka oddzielone zasłonkami i pełno urządzeń, które podtrzymywały przy życiu wszystkich, którzy tu trafili. Nienawidziłem tego zapachu unoszącego się w powietrzu. Miałem ochotę stamtąd wyjść. Jasne ściany były dla mnie przytłaczające. Za oknem widziałem piękny, słoneczny dzień, bawiące się dzieci, bez żadnych zmartwień. W środku było zupełnie inaczej, cienka szyba dzieliła te dwa światy.

      Jai leżał w samym rogu, przykryty cienkim prześcieradłem. Dookoła niego wszędzie były cienkie rurki, przyczepione do ciała. Serce zaczęło mi coraz szybciej bić. Podszedłem do niego. Jego twarz przecinała gruba szrama, idąca przez czoło i kawałek policzka. Wszędzie miał siniaki, ale jednocześnie był bardzo blady. Usłyszałem cichy szloch Katie. Odwróciłem się, żeby spojrzeć na moich przyjaciół. Luke nie patrzył na Jai'a, tylko na okno. Mała Margaret kręciła się na rękach Veronicii. James i Daniel stali z głowami spuszczonymi na dół, a Dominic podeszła do mnie i złapała moją dłoń. Dodało mi to trochę otuchy, ale nikomu nie życzę takiego nieszczęścia.

    Lekarz stanął za nami, a wszyscy zwrócili swój wzrok ku niemu. Nie wyglądał na doświadczonego, miał może trzydzieści lat. Zbyt długie włosy opadały mu na zmęczone oczy. Jego twarz była świadectwem nieprzespanych nocy i problemów.

-Jaidon jest w ciężkim stanie, ale wyjdzie z tego, to silny chłopak.

-Najsilniejszy na świecie- wyszeptał Luke.

-Zrobiliśmy wszystko, co było potrzebne, teraz musimy dać mu czas, żeby wrócił do zdrowia. Niedługo przeniesiemy go na normalny oddział, mimo wszystko Jaidon miał dużo szczęścia. Jak wyzdrowieje to może da mi autograf od Brooks Twins.- Lekarz próbował rozluźnić atmosferę.

-Brooks Twins nie istnieje- powiedział ostro, ale cicho Luke.

-Słucham?- zdziwił się doktor.

-To co pan słyszał. Teraz jest Janoskians.

   Lekarz spojrzał po kolei na wszystkich, ale nikt nie zaprzeczył.

-Gratuluję- powiedział.- Długo czekałem na ten dzień.

     Wszystkich zatkało, czyżby doktor również był Janoskianator? Dziesięć lat temu na nasze koncerty przychodzili ludzie w różnym w wieku, zresztą wtedy, on miałby dwadzieścia lat.

     Jedno Meet&Greet utkwiło mi najbardziej w pamięci. Mieliśmy spotkanie z fanami w Polsce, kiedy przyszła do nas dziewczyna, nasza rówieśniczka, i podwinęła rękawy. Jej ręce były pokryte bliznami. Złapałem ją wtedy za dłoń i powiedziałem, że raniąc siebie rani mnie, a ona odpowiedziała, że już nie będzie tego robić, i że to dzięki Janoskians jeszcze żyje. Zaprowadziłem ją do garderoby, ponieważ tam mogłem z nią spokojnie porozmawiać.

-Wiesz Beau, pewnego dnia byłem całkiem załamana, moja przyjaciółka, która była dla mnie jedynym wsparciem odeszła. Wiedziałam, że już nie mam dla kogo żyć. Poszłam do łazienki, wyjęłam żyletki z pudełka i przyłożyłam je do skóry. Tamtym razem nie miało to być delikatne cięcie, chciałam umrzeć, żeby z moich ran wypłynął cały smutek i niepokój, żebym już więcej nie musiała płakać. Wbiłam końcówkę żyletki bardzo głęboko, ale zadzwonił mój telefon. Wiesz co miałam ustawione jako dzwonek? Best Friends. I zrozumiałam, że mam dla kogo żyć. Mam was, jesteście moimi najlepszymi przyjaciółmi. Wyrzuciłam wszystkie żyletki, już ich nie potrzebowałam, nakleiłam plaster na ostatnią ranę, chociaż nigdy tego nie robiłam i włączyłam komputer. Obejrzałam wasze wszystkie filmiki. Uświadomiłam sobie, że wy wcale nie mieliście łatwo, ale nie poddaliście się. Zmotywowało mnie to. Od tamtej pory nie sięgnęłam po żyletkę, blizny jeszcze widać, bo nie było to dawno,ale jest coraz lepiej. Znalazłam nową przyjaciółkę również Janoskianator i teraz walczymy o swoje marzenia razem. Wiesz Beau, kocham pisać, nawet mam przy sobie kopię mojej książki. Może chciałbyś przeczytać?

    Tak właśnie spotkałem mojego aniołka Madison i pomogłem jej wydać książkę. Opowiadała ona o tym, że w życiu nie wolno się poddawać i trzeba walczyć. Opisała w niej najintymniejsze przeżycia. Byłem z niej bardzo dumny.

   Właśnie dlatego kochałem być jednym z Janoskians, bo dawaliśmy siłę do życia, miałem też nadzieję, że Jai'owi też starczy tej siły, żeby wrócić do nas.

***

Jeśli przeczytasz napisz komentarz, bo to naprawdę chwila, a mnie to motywuje.

A teraz chciałabym wam życzyć Wesołych Świąt spędzonych w gronie rodziny, zdrowia, szczęścia, najlepszych prezentów pod choinką, smacznych potraw i Szczęśliwego Nowego Roku kochani <3.

Janoskians You Only Live OnceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz