DANIEL'S POV
Alica miała wspaniały uśmiech, taki szczery i przyjazny. Emanowała od niej radość, chyba nikt w jej towarzystwie się nie nudził. Jej grube brązowe włosy sięgały do ramion, dziewczyna poprawiła niesforne kosmyki ręką i spojrzała na mnie.
-Wszystko w porządku? - zapytała ze śmiechem w głosie, a ja zdałem sobie sprawę, że przyglądałem się jej od dobrej minuty.
-Tak...nawet bardzo.
-Daniel, weź się w garść- szepnął mi do ucha Beau.- Będziemy czekać w hotelu- krzyknął już głośno.
Kiwnąłem tylko głową na znak, że zrozumiałem, że chcą mnie zostawić samego z Alice i bardzo mi się to podobało. Brunetka należała do osób, które mówią otwarcie, co myślą i nie owijają w bawełnę, przynajmniej odniosłem takie wrażenie. Nigdy nie miałem zbytniego problemu z rozmową z dziewczynami, chociaż musiałem przyznać, Alice sprawiała, że chciałem wypaść w jej oczach jak najlepiej, ale uświadomiłem sobie, że ona mnie znała. Oczywiście jedynie ze starych filmików, ale wiedziała jaki jestem, więc najprostszym rozwiązaniem okazało się bycie sobą.
-A więc Alice, nie będę udawał, że mi się nie podobasz, bo wcale tak nie jest i chcę, żebyś poszła ze mną na randkę. Oczywiście możesz się nie zgodzić powiedzieć, że jestem debilem i co ja sobie wyobrażam, ale tak, zapraszam cię na randkę- powiedziałem pewny siebie.
-Skip! Tak jesteś idiotą, bo pomyślałeś, że się nie zgodzę! - Zaczęła się śmiać.
-To, że jestem idiotą chyba nigdy się nie zmieni.
-Czyli Janoskians wróciło?- zapytała już całkiem poważnie.
-Na zawsze.- Uśmiechnąłem się.
-A więc gdzie pójdziemy Daniel?- spytała przeciągając moje imię.
-Hmm, wiesz jestem dobrym kucharzem...
-Cha cha, nie jesteś ! Wybacz, ale nie będę narażać swojego zdrowia i próbować twoich dań.-Znowu wybuchnęła śmiechem.
-Jesteś niemiła- powiedziałem, robiąc minę smutnego pieska.
-Jesteś niemożliwy!- krzyknęła wesoło.
-Wiem- szepnąłem.
Złapałem jej uśmiechniętą twarz w dłonie i przyłożyłem swoje wargi do jej warg. Dziewczyna wydawała się zaskoczona, ale odwzajemniła pocałunek. Odsunąłem się delikatnie.
-Masz rację, lepiej nie narażać cię na śmierć z powodu mojej kuchni. Pojedziemy do restauracji. Chodź.
Chwyciłem ją za rękę i wyszliśmy z sali kinowej. Nienawidziłem tego uczucia, kiedy do moich oczu nagle dotarło tyle światła. Mrugnąłem kilka razy, żeby się przyzwyczaić i ruszyłem w kierunku wyjścia razem z Al.
Kiedy znaleźliśmy się na zewnątrz zobaczyłem, że wypożyczony bus stoi tam, gdzie go zaparkowaliśmy, ale nikogo w nim nie było. Poczułem wibracje w kieszeni od spodni i wyjąłem telefon.
*Pomyślałem, że nie będzie wam wygodnie iść na pieszo do jakiejś restauracji, więc zostawiliśmy wam auto. Tylko nie bawcie się za dobrze, nie chcemy więcej dzieci. Beau*
Uśmiechnąłem się do ekranu i zapewne wyglądałem jak debil. Alice zerknęła przez moje ramie i odczytała wiadomość.
-Napisz mu, że będziemy grzeczni- powiedziała, chociaż wiedziałem, że to kłamstwo.
Jednak wykonałem polecenie dziewczyny. Po chwili siedzieliśmy już w wozie, na szczęście odpowiedzialny Beau pamiętał, żeby otworzyć nam drzwi i zostawić kluczyki w środku. Zobaczyłem nawigację przyczepioną do przedniej szyby. Naszym celem okazał się ekskluzywny lokal w centrum miasta o nazwie "Place for you". Brzmiało zachęcająco, a zresztą i tak nie miałem większego wyboru. Przekręciłem kluczyki w stacyjce i wyjechałem na drogę.
LUKE'S POV
Przyjechaliśmy do hotelu autobusem miejskim, oczywiście zgubiliśmy się po drodze, bo nasz bardzo zorientowany przewodnik wycieczki Beau, kazał nam wsiąść do złego autobusu. Pomijając fakt, że dotarliśmy na miejsce godzinę później, wszystko było w jak najlepszym porządku. Zaczęliśmy się pakować i chcieliśmy wyjechać jeszcze dzisiaj do Los Angeles. Nie sprzedaliśmy starego domu, ponieważ mimo wszystko wiązaliśmy z nim za dużo wspomnień. Czasami, kiedy koncertowaliśmy z Jai'em w Stanach zajeżdżaliśmy tam na noc.
Jednogłośnie ( pomijając Skip'a) postanowiliśmy, że powrót do Los Angeles będzie najlepszym wyjściem, przynajmniej na jakiś czas. Nie wiedzieliśmy jeszcze czy wrócimy do Australii, czy przeprowadzimy się jeszcze gdzieś indziej, ale jedno było pewne, gdziekolwiek nie pojedziemy, to zrobimy to razem, jak rodzina.
Zadzwoniłem wcześniej po jednego z naszych pracowników, który mimo rozpadu Brooks Twins bardzo chętnie zgodził się przyjechać po nasi zawieść do nowego miasta. Znosiłem wszystkie walizki do samochodu, kiedy usłyszałem dźwięk powiadamiający o sms'ie. Przełożyłem bagaże do jednej ręki i wyjąłem komórkę drugą.
*Luke, musimy porozmawiać, jestem w recepcji, proszę nie uciekaj, to ważne.*
Nie znałem tego numeru, ale podejrzewałem, kto mógł być autorem wiadomości. Położyłem szybko walizki i bagażnika i wróciłem do hotelowego holu. Nie myliłem się. Przy recepcji stała zapłakana Bella, kiedy mnie zobaczyła, zaczęła biec w moim kierunku. Rzuciła mi się na szyje, a odciągnąłem ją od siebie i obszedłem dookoła, upewniając się, że dziewczyna znowu nie podejdzie do mnie.
-Co ty tu robisz dziwko?- Zacisnąłem dłonie w pięści.
-Luke! Proszę, to nie tak jak myślisz- wyszlochała.
-Nie tak? A jak?- krzyknąłem na cały hol.
-Nie zostawiłam Jai'a z powodu rozpadu Brooks Twins...
Milczałem, czekając aż dokończy zdanie, ale miałem ochotę ją po prostu uderzyć, jednak moja mama nauczyła mnie, że kobiet się nie bije, nawet takich jak Bella.
-Zostawiłam go, bo tak naprawdę kocham ciebie.
Nawet nie zauważyłem, kiedy podeszła do mnie i prawie pocałowała, jednak szybko zakryłem jej usta swoją dłonią, mimo wszystko nie chciałem jej zrobić krzywdy. Usłyszałem krzyk za moimi plecami i wiedziałem, że Bella znowu chciała zniszczyć mi życie i możliwe, że jej się udało.
-Nie wierzę, nie wierzę! - krzyczała Katie stojąca za mną.
CZYTASZ
Janoskians You Only Live Once
FanfictionJanoskians rozpadło się, kiedy bliźniacy odeszli, żeby stworzyć oddzielny zespół, Brooks Twins. Jednak po dziesięciu latach, ktoś przypomina Luke'owi, że to Janoskians dawało mu najwięcej radości. Jednak kiedy chce, żeby było jak dawniej, napotyka w...