10

2.9K 214 48
                                    

Rano leżałem na łóżku gapiąc się w sufit. To niezwykle pasjonujące zajęcie przerwał mi budzik. Jęknąłem i spróbowałem wstać z łóżka. Niestety, zaplątałem się w kołdrę i wylądowałem na ziemi, przy okazji uderzyłem głową w szafkę. Cudownie! Będę spacerował po Obozie z siniakiem na samym środku mojego zacnego czoła.

Udałem się do łazienki, trzymajac rękę na głowie i lekko się zataczając. Woda trochę pomogła, ale miałem czerwone czoło. Zrobiłem wszystko, aby przykryć je włosami i przejrzałem się w lustrze.
Było okej.

Wyszedłem z domku i rozejrzałem się. Było bardzo wcześnie i niewielu herosów krążyło po obozie. Ruszyłem do domku Demeter i zapukałem. Otworzyła mi Maddison.

- Cześć Percy. Co ci się stało w czoło? - Odezwała się na powitanie.

- Cześć. Zostawmy to bez komentarza - posłałem jej błagalne spojrzenie.

- O co chodzi?

- Ja... Potrzebuję twojej pomocy.

Opowiedziałem jej wszystko, a ona uśmiechnęła się i powiedziała:

- Świetny pomysł. Annabeth będzie zachwycona. Od razu się pogodzicie, a to dla mnie żaden problem. Spotkajmy się po śniadaniu. Za godzinę.

- Dobrze. Dziękuję ci bardzo - przytuliłem ją, a ona się zaśmiała.

- Idziesz ze mną na śniadanie?

- Tak jasne.

Razem udaliśmy się do pawilonu jadalnego. Coś jednak nie dawało mi spokoju. Odwróciłem się i zdawało mi się, że zobaczyłem blondynkę obserwującą nas uważnie z okna domku Ateny. Nie. Musiało mi się zdawać. To nie mogła być Annabeth.

Na miejscu czekała na mnie niespodzianka. Rachel Elizabeth Dare siedziała spokojnie na swoim stałym miejscu niedaleko Chejrona. Kiedy mnie zobaczyła, uśmiechnęła się, ale wyglądała jakby ją coś martwiło.

Po zjedzieniu kanapek miałem iść do Wielkiego Domu i spotkać się z Willem. To będzie kolejna zmarnowana godzina, która nic nie wniesie do mego życia.

Zapukałem i drzwi otworzył mi Sam.

- Cześć. Wchodź. Will będzie za chwilę. Zdaje się, że wpadł na dobry pomysł - powiedział to wszystko szybko i na jednym wdechu, a następnie od razu wprowadził mnie do sali.

- Jaki pomysł?

- Jesteśmy prawie pewni, że to trucizna. Zbadaliśmy twoją krew i zdaje się, że mamy lek. Spowolni rozwój tej... choroby... i trochę pomoże.

- Ale? - Byłem pewny, że to nie wszystko i jest jakiś haczyk.

- Ale nie jest w stanie uratować ci życia. Tylko je przedłużyć. Wybacz - powiedział to z lekkim zakłopotaniem i jakby poczuciem winy. Nim zdążyłem zareagować, do sali wpadł Will.

- Hej wszystkim - uśmiechnął się i zabrał do roboty. Drugi syn Apolla szybko się podniósł i zaczął mu pomagać.

- Okej... Zakładam, że Sam wyjaśnił ci co i jak. Bierze się to doustnie i dwa razy dziennie. Łapiesz? Rano i wieczorem tabletka. Masz tego pilnować. Za parę dni sprawdzimy, czy to daje jakieś efekty.

- Dobra... To wszystko? - spytałem.

- Powiec, czy te leki przeciwbólowe coś dały - odezwał się Sam.

- No... Trochę... Dalej boli, ale chyba mniej.

Chłopcy zrobili jeszcze parę badań i pozwolili mi iść. Odchodząc, słyszałem jak wymieniają spostrzeżenia. Mógłbym przysiąc, że słyszałem podniecenie w ich głosach. Trochę mnie to zaniepokoiło.

Tabletki, które kazali mi łyknąć na odchodne, trochę pomogły i ból brzucha był mniejszy. Cieszyłem się z tego powodu.

Sprawdziłem godzinę na zegarku, który dostałem od Tysona w prezencie. Za pięć minut byłem umówiony z Maddison w lesie.
Pobiegłem w tamtym kierunku, aby się nie spóźnić.

Oczywiście się spóźniłem. Kiedy przybiegłem na miejsce zdyszany zgiąłem się w pół. Na początku chyba chciała mnie zabić, ale w końcu tylko westchnęła.

-Dobrze... Pora wszystko ustalić...

***


Reszta dnia minęła dość spokojnie. Łyknąłem tabletki w domku. Kładąc się do łóżka liczyłem, że obejdzie się bez koszmarów. Oczywiście prosiłem o zbyt wiele...

Nie Umieraj Glonomóżdżku [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz