Po rozmowie z Annabeth wszystko układało się świetnie. Poszliśmy na randkę, przebaczyła mi i znalazła coś ważnego, co prawdopodobnie nam się przyda. Wszystko było wspaniałe, a ja...
Dobra, starczy! Kto się nabrał? Jasne, że nikt.
Właściwie, nie miałem co ze sobą zrobić. Włóczyłem się po Obozie jak cielę i szukałem sobie zajęcia. Znowu miałem takie uczucie, jakby ktoś mnie obserwował. Miałem nadzieję, że to nic takkego. Moje marzenie z rana się spełniło i nikt ze mną nie rozmawiał. Teraz trochę tego żałuję...
Westchnąłem i kopnąłem jakiś niewinny kamyczek, który w sumie nic złego mi nie zrobił. Postanowiłem pójść na plażę i trochę tam posiedzieć. Nad wodą zawsze najlepiej mi się myśli.
Kiedy tam dotarłem usiadłem w cieniu jakiegoś drzewa. Cieszę się, że powiedziałem Annabeth o tym, co się ze mną dzieje. Źle się czułem okłamując ją. Wiedziałem, że powinienem jej powiedzieć o tym głosie, ale coś mnie powstrzymywało przed zrobieniem tego.
Do tego co innego zaprzątało moje myśli. Przecież przysięga dalej obowiązuje. Mam na myśli tę złożoną przez Wielką Trójkę dotyczącą herosów. Ojciec obiecał mi kiedyś, że spotkam więcej rodzeństwa, a niedawno mówił coś o moim bracie. W Obozie pojawił się Dylan... Czy to było w ogóle dozwolone?
Moje filozoficzne rozważania przerwał kobiecy głos szepczący moje imię. Odwróciłem się i rozejrzałem, ale nikogo nie zobaczyłem. Wstałem i wziąłem do ręki Orkan w postaci długopisu gotowy go odetkać w każdej chwili.
Percy... Chodź do mnie... I tak nie masz po co żyć. Poddaj się. Nikogo nie obchodzi twój los. Chejron i synowie Apolla się nawet nie starają, Annabeth nie zależy na tobie... Wszyscy cię porzucą. Grower niedługo się od ciebie odsunie, wiesz o tym.
- Zamknij się. Zostaw mnie - powiedziałem cicho. Nawet nie zauważyłem, że upadłem na kolana. Znów czułem czyjąś obecność. Pomyślałem, że teraz to już muszę powiedzieć o tym komukolwiek.
Nawet nie waż się tego robić, Perseuszu. Zabiję Annabeth, jeśli pójdziesz do Chejrona, lub kogokolwiek innego. Nie chcesz mieć jej krwi na rękach.
Wziąłem głęboki wdech i rozejrzałem się. Uczucie czyjejś obecności zniknęło. W okolicy nikogo nie było.
Robi się coraz gorzej.
Wstałem i ruszyłem w kierunku Obozu. Nadal nie miałem co ze sobą zrobić, więc udałem się nad jezioro. Nie wiem jak długo tam stałem i po prostu patrzyłem przed siebie, ale w pewnym momencie moje rozmyślania przerwał glos Chejrona:
- Witaj, Percy. Może to nieodpowiednie pytanie w twojej sytuacji, ale... Wszystko w porządku? Źle wyglądasz.
- Tak, jest okej - uśmiechnąłem się delikatnie.
- Wiesz, że w razie czego zawsze możesz do mnie przyjść?
- Zapamiętam - kiedy odwrócił się, by odejsć zawołałem - Chejronie! Ja... - Już chciałem mu powiedzieć o wszystkim, ale w głowie zabrzmiały mi ponownie jej słowa: Zabiję Annabeth, jeśli pójdziesz do Chejrona, lub kogokolwiek innego. - Chciałem ci tylko powiedzieć, żebyś na siebie uważał.
Spojrzał na mnie takim wzrokiem, jakby wiedziałe, że coś ukrywam, ale nie naciskał.
- Ty też na siebie uważaj. Do zobaczenia.
- Do zobaczenia.
Usłyszałem głośny śmiech, odwróciłem się i zobaczyłem Travisa i Connora, braci z domku numer jedenaście, uciekających przed czymś razem z Leo. Nie musiałem długo czekać, aby dowiedzieć się, co się stało. Za nimi biegła Clarisse razem ze swoim bratem. Oboje byli wściekli i... cali w jakimś różomym pudrze, w brokacie i serpentynach.
- WIECIE ILE CZASU ZAJMIE MI ZMYCIE Z SIEBIE TEGO PASKUDZTWA?! WY SKOŃCZENI [CENZURA] DURNIE, [CENZURA] BŁAZNY! - Wrzeszczała na całe gardło Clarisse.
Hejka.
Przepraszam za tak długą nieobecność.
Wybaczycie mi?
Miałam zamiar tu skończyć.
Ale się powstrzymałam.
Wielu obozowiczów śmiało się i krzyczało coś jeden do drugiego.
Napotkałem spojrzenie Annabeth w tłumie, uśmiechnąłem się delikatnie. Odwzajemniła ledwie widocznym uśmiechem, a następnie po jej policzku spłynęła samotna łza. Ten widok łamał mi serce.Podszedłem do niej i przytuliłem. Wszyscy zaczęli się rozchodzić. Zostaliśmy sami.
- Percy ja... Nie chcę cię stracić - wyszeptała.
- Nigdy mnie nie stracisz, zawsze będę przy tobie.
- Jeśli umrzesz to się rozstaniemy. Zostanę sama - powiedziała drżącym głosem.
- Nie mów tak. Zawsze będę przy tobie. O tutaj - po tych słowach położyłem rękę na jej sercu.
- Kocham cię, Percy - powiedziała uśmiechając się przez łzy.
- Ja też cię kocham, Annabeth. - Kiedy ją pocałowałem pomyslałem: Nad życie.
- Nie zostawiaj mnie, Glonomóżdżku.
- Nigdy - wyszeptałem.
Nie jestem pewien, czy usłyszała, ale nie miało to dla mnie znaczenia. Właściwie cały świat przestał mieć jakiekolwiek znaczenie, wszystkie problemy i przeszkody przestawały się liczyć.... Gdy byłem z nią.....
CZYTASZ
Nie Umieraj Glonomóżdżku [1]
FanficJak wyobrażasz sobie śmierć Percy'ego Jacksona? Oddaje życie za przyjaciela? Dokonuje heroicznego czynu i ginie? A może umiera ze starości otoczony wnukami i szczęśliwą rodziną? Jedno jest pewne. Sytuacja w jakiej się znalazł jest całkiem nowa. [Per...