14

2.9K 223 97
                                    

ANNABETH

Rano w domku numer sześć Annabeth podniosła się z łóżka i przetarła oczy. Miała wrażenie, że o czymś zapomniała. Kiedy opuściła nogi na ziemię, całe jej rozdzeństwo krzyknęło: Sto lat! No tak... Dziś ma urodziny!

Wszyscy podchodzili do niej i po kolei składali życzenia. Dziewczyna uśmiechnęła się i podziękowała wszystkim. Poszła do łazienki i przygotowała na śniadanie. Nie wdawajmy się w szczegóły.

- Dobra! Zbiórka przed domkiem za dwie minuty - oznajmiła wszystkim i sama stanęła na miejscu. Kiedy tam stała przechodzący obok obozowicze z domku numer siedem, czyli od Apolla, złożyli jej życzenia. Oczywiście wszystkim podziękowała.

Gdy wreszcie całe jej rodzeństwo ustawiło się, ruszyli na śniadanie. W pawilonie jadalnym wiele osób składało jej życzenia.

Jedząc przygladała się pewnej osobie, która jeszcze z nią nie rozmawiała. Swojemu chłopakowi. Percy wygladał kiepsko, grzebał w jedzeniu sztućcami z ponurą miną. Coś go ewidetnie martwiło.

Annabeth się nie dziwiła, w końcu niedawno Rachel wypowiedziała przepowiednię. To mogło oznaczać, że im wszystkim grozi niebezpieczeństwo.

Kiedy tak na niego patrzyła, czuła złość. Coś przed nią ukrywał i przyznał się do tego. Mimo to ufała mu i wiedziała, że powie jej gdy będzie gotowy.

Po śniadaniu podeszła do swojego chłopaka:

- Cześć Percy. Co tam?

- Hej Ann - po tych słowach objął ją i pocałował. Gdy usłyszeli odchrząknięcia, odsunęli się od siebie. - Sto lat - wyszeptał jej na ucho. Nie umknęło jej, że nie odpowiedział na pytanie, ale postanowiła nie naciskać.

- Pamiętałeś!

- Jak mógłbym zapomnieć? Mam dla ciebie prezent, ale musisz na niego poczekać - po tych słowach uśmiechnął się tajemniczo i odszedł dając jej całusa w policzek.

Zaciekawiona dziewczyna odprowadziła go wzrokiem. Następnie udała się na arenę, spotkała tam Clarisse walczącą z manekinami i wpadła na pomysł.

- Hej Clarisse! Chcesz powalczyć?

- Już po tobie Sówko! - Odkrzyknęła w odpowiedzi, a Annabeth zamurowało.

- Jak mnie nazwałaś?

- Sówką - odpowiedziała córka Aresa z łobuzerskim uśmiechem. - Co, nie podoba się? Tylko Glon może wymyślać ci przezwiska?

- Nie o to chodzi... Przepowiednia mówi o SOWIE... - Clarisse wytrzeszczyła oczy na koleżankę.

- Myślisz, że chodzi o ciebie?

- Myślę, że chodzi o dziecko Ateny. To nie muszę być od razu ja.

$$$

Cały dzień obozowicze składali jej życzenia. Z Percym nie rozmawiała i wogóle go nie widziała. Podczas treningu z Clarisse była rozkojarzona i kiepsko walczyła. W sumie ucieszyła się z konchy na lunch.

Zastanawiała się, co Percy dla niej przygotował. Miała pewne podejrzenia, ale przy nim niczego nie mogła być pewna.

Resztę dnia, aż do zbiórki, spędziła w domku numer sześć.
Wieczorem Annabeth chciała pójść razem z rodzeństwem na kolację, ale niespodziewanie pewien syn Posejdona złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. Dał jej całusa w policzek i powiedział:

- My nie idziemy.

- Ach tak? Zmusisz mnie? - Spytała ze złośliwym uśmieszkiem.

- A żebyś wiedziała - odpiwiedział i również się uśmiechnął.

- Ciekawie jak?

- O tak - po tych słowach pocałował ją i przytulił. Objęła rękami jego szyję i przyciągnęła bliżej zapominając o całym świecie. Wokół nich nie było nikogo. Wszyscy znajdowali się w pawilonie jadalnym.

Nie spodziewała się, że to Percy się odsunie pierwszy, ale zrobił to i kazał jej iść ze sobą.

Poszli na plażę trzymając się za ręce.

- Tak wogóle wolno? - Spytała Annabeth.

- Rozmawiałem z Chejronem, wie gdzie jesteśmy. Nikt nam nie przeszkodzi.

Gdy doszli na swoje ulubione miejsce, dziewczyna westchnęła i uśmiechnęła się szeroko. Na plaży leżał koc, a na nim wszystko czego potrzeba do pikniku. Do tego leżał tam bukiet niebieskich róż oraz mała paczuszka. Zaczynało się robić ciemno, więc zapalone świece tworzyły romantyczną atmosferę. Morze delikatnie falowało i wszystko razem wyglądało naprawdę pięknie.

- No Glonomóżdżku, tym razem się postarałeś... - Przytuliła go i pocałowała.

Wział ją za rękę i pociągnął na ziemię. Siedząc na jego kolanach wtuliła się w klatkę piersiową chłopaka.

- Otwórz prezent - powiedział.

- Dobrze. - Sięgnęła, jednak najpierw po róże i spojrzała na niego pytająco.

- Dzieci Demeter - wyjaśnił. - Pomyślałem, że niebieskie kwiaty to będzie... taki symbol naszej... no wiesz... miłości. - Zarumienił się delikatnie i wyglądał na zakłopotanego.

- To dobry pomysł - wyszeptała mu na ucho i sięgnęła po paczuszkę. Otworzyła ją i w środku zobaczyła otwierany naszynik. Przybliżyła go do oczu, aby odczytać napis. Nigdy cię nie opuszczę Mądralińska. W środku było ich wspólne zdjęcie.

Rozesmiala się mimowolnie. Tylko Percy mógł dać taki prezent na osiemnaste urodziny.

- I co? - Spytał nerwowo.

- Jest świetny - powiedziała szczerze i dała mu całusa. - Dziękuję.

- Proszę - oddał pocałunek, ale ona się odsunęła.

- Teraz czas na zwierzenia!

- Co? - Wyglądał na zdezorientowanego i trochę przestraszonego.

- Kto ci pomógł to wszystko zorganizować?

- Ja to... Ech, no okej. Powiem ci. Maddison zorganizowała kwiaty, Leo naszyjnik, a Piper pomogła to zorganizować. Nikt więcej nie wie.

Sięgnęłam po naszyjnik i powiedziałam:

- Pomóż Glonomóżdżku.

Zapiął go i usiadłam wygodnie. Spędziliśmy na plaży morze dwie godziny. Było wspaniale.

Potem Percy pomógł mi wstać i kazał zamknąć oczy. Wziął mnie na ręce i zaniósł gdzieś. Kiedy postawił mnie na ziemi i pozwolił otworzyć oczy, zobaczyłam, że stoimu przed domkiem numer trzy. Weszliśmy razem do środka i jedno muszę przyznać. Nigdy, odkąd Percy tu mieszka, nie było tu tak czysto.

- Chejron pozwolił złamać zasady. Możemy tu być tylko we dwoje - wyjaśnił.

Całą noc spędziliśmy razem i było cudownie.

To się miało jednak niedługo zmienić.

Nie Umieraj Glonomóżdżku [1]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz