Czerwona róża

2.2K 176 58
                                    

          Rozległ się stukot obcasów i do obszernego pokoju z czarno-szarą tapetą weszła niska kobieta w białej sukience. Pełne usta jak zwykle miały odcień krwistej czerwieni, a czarne włosy spięte były w eleganckiego koka z tyłu głowy. Kobieta podeszła do swojej toaletki z zamiarem poprawienia makijażu na lewej powiece gdy zastygła w bezruchu. Na meblu jak zwykle leżała brytyjska gazeta, którą czarnowłosa kazała sobie codziennie przynosić. Lubiła bowiem wiedzieć co działo się w opuszczonym przez nią państwie. Jednak tym razem tytuł nie dotyczył starć polityków, spadającego kursu funta czy zwycięstwa angielskiej drużyny piłki nożnej. Tytuł był ucieleśnieniem wszystkich obaw, które kobieta chowała głęboko w sercu, pod warstwą inteligencji i pewności siebie. Tytuł ten niszczył wszystkie nadzieje i zamieniał w proch najśmielsze wizje przyszłości. Kobieta kompletnie zapominając o niedoskonałym makijażu lewej powieki, usiadła ciężko na stołku od toaletki. Szklanymi oczami wpatrywała się w wielki napis: "SAMOBÓJSTWO GENIALNEGO DETEKTYWA OSZUSTA". Irene Adler schowała twarz w swoje smukłe, kobiece dłonie.

~*~

          Musiała tam pojechać. Musiała przekonać się czy to o czym huczą brytyjskie media to prawda. Ale to nie może być prawda. Ona się nie zgadza. "SAMOBÓJSTWO GENIALNEGO DETEKTYWA OSZUSTA" – te cztery słowa wyryły się w jej umyśle jak wyrywa się imiona ludzi w kamieniu. Detektywa oszusta? Jakiego oszusta? Samobójstwo? Czemu? Jak? Dlaczego? Tyle pytań, a tak mało odpowiedzi. I nikogo, kto mógłby rozświetlić mroki niewiedzy. Z szybko bijącym sercem czarnowłosa stanęła do kolejki w hali odlotów.

~*~

          Słońce świeciło jasno i z łatwością przebijało się przez nieliczne chmury, które niezrażone, kontynuowały swoją leniwą wędrówkę po niebie. Rosnące nieopodal maki roznosiły piękny zapach i cieszyły przechodniów swoim kolorem. Ptaki ćwierkały i świergotały dając koncert swoich możliwości, popisując się przed innymi barwą i donośnością swojego głosu. Choć większość uznałaby ten dzień za piękny, Irene widziała go zupełnie inaczej. Dla niej słońce nie świeciło ciepło, kwiaty straciły swoją woń, a ptasie melodie były kompletnie pozbawione rytmu i harmonii. Dzisiaj ubrała na siebie długi czarny płaszcz, oraz czarną sukienkę bez ramiączek, tą samą sukienkę, którą miała na sobie w chwili kiedy jej gra została skończona, a wszystkie sekrety ujrzały światło dzienne. Również ten najintymniejszy i najprywatniejszy. Został on odkryty przez tą osobę, która pod żadnym pozorem nie miała się o nim dowiedzieć. Przez tą samą osobę, której imię zostało wyryte złotą czcionką na czarnym kamieniu. Na przeciwko jej prawej stopy powoli wypalał się knot białej świeczki w środku skromnego znicza, opartego o nagrobek. Obok niego leżała równie skromna wiązanka z żonkili i maków. „Ktoś tutaj niedawno był – przeszło jej przez myśl. – Zapewne doktor Watson."

          Nie wiedziała co powiedzieć, nie wiedziała co ma zrobić. Nikt, nigdy nie przygotowywał jej na taką sytuację. Nikt, nigdy nie mówił, że znajdzie się w takiej sytuacji. A tym czasem życie zmusiło ją do podjęcia tego wyzwania. Ale jak? Jak można tak po prostu pożegnać się z osobą, która była dla ciebie wszystkim? Jak pożegnać się z osobą, której sama obecność w tym samym pokoju przyprawiała cię o dreszcze i szybsze bicie serca? Jak pożegnać się z osobą, która potrafiła przejrzeć cię na wylot, a mimo to cały czas cię nie opuszczała? Nie da się. Po prostu się nie da.

          Patrzyła jeszcze przez chwilę w milczeniu na czarny nagrobek. Po policzkach spływały łzy, rozmazując tym samym makijaż, ale nie przejmowała się tym. Obok żonkilowej wiązanki położyła na ziemi krwistoczerwoną różę. W końcu z bólem w piersi i gulą w gardle, powolnym krokiem skierowała się w stronę wyjścia z cmentarza, z zamiarem złapania jakiejś taksówki.

~*~

          Od tych wydarzeń minął tydzień. Irene Adler siedziała w swoim pokoju usiłując czytać książkę, ale jej myśli cały czas zaprzątał wysoki detektyw konsultant. W końcu zirytowana rzuciła książką o ziemię. W jednej sekundzie jej gniew opadł, a zastąpił go smutek i ból w sercu. Nie potrafiła pogodzić się z jego stratą. Po prostu nie umiała.

          W tym momencie do pokoju weszła Kaite, rudowłosa służąca Irene, która weszła do pomieszczenia ściskając długi pakunek, zawinięty w papier pocztowy. Odłożyła go na łóżku i nic nie mówiąc podniosła książkę z ziemi i odstawiła ją na jej miejsce na półce.

          - Co to jest? – Irene spytała swoją służącą lekko łamiącym się głosem, który starała się zamaskować jak tylko umiała.

          - Nie mam pojęcia. Dzisiaj rano przyjechał kurier z paczką, a nadawca jest anonimowy. Jest zaadresowana do Pani. – Odpowiedziała spokojnym głosem Kaite, a następnie wyszła z pomieszczenia zostawiając czarnowłosą sam na sam z tajemniczym pakunkiem.

          Nie zastanawiając się długo Irene odpakowała paczkę, ale kiedy ujrzała jej zawartość zamarła. Bowiem w środku znajdowała się piękna róża w krwistoczerwonym kolorze. Ta sama róża, którą zostawiła tydzień temu na cmentarzu w Londynie. Jedynym co się zmieniło był krótki liści przywiązany do jednej z łodyżek rośliny. Kobieta odwiązała go drżącymi dłońmi i z zapartym tchem czytała jego treść.

„Sentyment to defekt chemiczny, znajdywany po stronie przegranych."
                                                                                                            ~ S.H.

          Po raz pierwszy od wielu dni na krwistoczerwonych ustach Irene Adler pojawił się uśmiech.

Sherlock BBC - Historie, które trzeba dokończyćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz