- Mówię ci, Szekspir był na haju, kiedy pisał Romea i Julię! Na pewno nie był trzeźwy! Stawiam dziesięć dolców na to, że taki efekt dała mu marihuana! Tylko skąd on ją wziął w tamtych czasach?- Valentine zamyślił się na chwilę. Okazało się, że to spoko gość i można z nim rozmawiać na każdy temat. Właśnie był angielski i próbował mi wmówić, że powodem natchnienia Szekspira była maryśka. Ja mu oczywiście nie wierzyłam.
- Nie będę się z tobą o nic zakładać, bo i tak przegrasz- odparłam, cały czas się śmiejąc. Starałam się zasłaniać usta, żeby pani Foster nie nakryła nas na podśmiechiwaniu się na lekcji.
Chłopak już chciał coś powiedzieć, ale przerwał mu dzwonek. Wyszliśmy dalej rozmawiając o autorze dramatu, kiedy wpadliśmy na bandę Harry'ego. To był ten chłopak, który pytał się mnie o powód przeprowadzki. Niestety, nie polubieliśmy się za bardzo. Jego interesowały dziwki i tenis, a ja wolałam oglądać z Thomasem boks, popijając piwo. Wiele nas różniło.
Harry zagordził mi ręką drogę, a Valentine'a otoczyli jego kumple. Wspominałam, że pieprzony rudzielec się do mnie przystawiał?
- Cześć, księżniczko- powiedział radośnie. Ręka mnie świerzbiła i błagała o to, bym ją przyłożyła do zgrabnego nosa chłopaka.- Gdzieś się wybierasz ze swoim przydupasem? Może na jakąś randkę?
- Po pierwsze, gówno cię powinno obchodzić to, co robię.- Delikatnie złapałam go za rękę i zdjęłam ją z szafki. Miałam wolną drogę, ale nie mogłam zostawić Valentine'a samego. To nie w moim stylu.- Po drugie, nawet jeśli, to chuj ci do tego. A po trzecie, nie nazywaj mnie księżniczką!
- Ostra!- skomentował któryś z kolegów Harrego.
- Raczej piekielna jak wasabi- odparł rudy. Uśmiechnął się, a sam uśmiech wydał mi się obleśny.- Ale lubię takie.
- Posłuchaj, gamoniu, jeśli nie chcesz zarobić w dziób, to stul pysk i wypierdalaj na drugi koniec szkoły, bo właśnie marnuje się tlen na kogoś takiego jak ty.- Harry'ego momentalnie zatkało. Usłyszałam cichy śmiech Valentine'a.
- W takim razie pobawimy się inaczej...- syknął Harry. Złapał moją rękę i obrócił tyłem do siebie. Pchnął mnie na szafki, a rękę, którą miałam za plecami, dziwnie wygiął. Poczułam ból w nadgarstku.
- Carmen!- krzyknął Valentine. Chciał się rzucić na Harrego, ale Brandon i jeszcze jakiś chłopak pociągnęli go w głąb tłumu. Chyba zaczęli się bić. Kurwa, dlaczego nikogo nie ma na korytarzu, kiedy akurat ktoś jest potrzebny?
- Znikąd pomocy, Carmen- szepnął Harry.- I co teraz zrobisz, księżniczko? Twój rycerzyk chyba jest zajęty.
Przysięgam, to był odruch!
Kopnęłam rudego w piszczel. Chłopak puścił mnie i odskoczył. Wzięłam szybki zamach i poczęstowałam go z prawego sierpowego. Zapiekły mnie kostki, ale widok padającego na ziemię chłopaka był ich wart. Jednak Harry nie zamierzał się szybko poddać. Wstał i usiłował powtórzyć mój atak. Ale ja byłam już przygotowana. Odpierałam każde uderzenie.
- Co tu się dzieje?!- usłyszałam głos pana Walkera, najmłodszego i zarazem najprzystojniejszego z pokoju nauczycielskiego, nauczyciela geografii. Odwróciłam głowę w jego stronę, czego pożałowałam dopiero potem, bo rudowłosy wykorzystał chwilę mojej nieuwagi i powtórzył sierpowego mojego wykonania. Jednak jego pięść wylądowała w zupełnie innym miejscu niż moja, bo on dostał w szczękę, a ja otrzymałam cios w kość policzkową. Siła uderzenia powaliła mnie na szafki. Słyszałam huk metalu i krzyk Valentine'a wymieszany z wołaniem nauczyciela. Zasnęłam...
Przytomność odzyskałam na kozetce w szkolnej higienie. Wstałam. Na krześle siedział Valentine, który przy prawej części szczęki trzymał kompres, zapewne zimny. Podniósł na mnie wzrok. Zauważyłam, że ma rozcięty łuk brwiowy.
- Cześć, Śpiąca Królewno.- Uśmiechnął się do mnie, co odwzajemniłam. Wstał i przyłożył kompres do miejsca uderzenia. Lekko syknęłam, ale to też przyniosło mi ulgę. Wcześniej czułam straszne ciepło i dziwne pulsowanie na policzku.- Jak się czujesz?
- Jakby pociąg przejechał mi po policzku, a potem spadła na niego bomba atomowa, ale jest dobrze- odparłam. Starałam się być bardzo poważna. Jednak on i tak się zaśmiał.- A co z tobą? Kiedy straciłam kontakt, byłeś zdany sam na siebie.- On tylko machnął ręką.
- Przeżyję. W końcu jestem przydupasem dziewczyny piekielnej jak wasabi, a to stanowisko ma swoje przywileje.
Wybuchnęłam śmiechem. Valentine był strasznie pocieszny i byłam zadowolona z tego, że się razem przyjaźnimy.
CZYTASZ
Trust me |ZAWIESZONE|
Action"- Nie...- szepnęłam, widząc go w drzwiach. Szarpnęłam się. Kurwa, byłoby łatwiej, gdybym miała ręce z przodu... Brunet powoli do mnie podszedł. W jego ręce widziałam nóż. Przerażona wierzgałam usiłując wyswobodzić choćby jedną rękę lub nogę. Był c...