8. Rzeczy, które są dla nas trudne

89 10 0
                                    

Byłam zdenerwowana przeprowadzką do Veronici. Ostatni raz widziałam ją rok temu, gdy powierzałam Cartera jej opiece. Miałam wtedy szesnaście lat i niechętnie patrzyłam na osobę, która była przyczyną śmierci moich rodziców.

Ben przyjechał razem ze mną, a Thomasa wysłał po coś do Melbourne. Obawiałam się, że to nie było nic potrzebnego. Kuzyn pomógł mi wynieść walizki na pierwsze piętro i chwilę pobawił się z małym. Patrzyłam na nich obu i doszłam do wniosku, że gdy Carter dorośnie, będzie bardzo podobny do swojego ojca.

Veronica mieszkała w jednorodzinnym domu; bardzo zwykłym. Jej lokum znajdowało się dokładnie dwadzieścia osiem minut jazdy samochodem. W połowie drogi była szkoła.

Właśnie układałam swoje ciuchy w szafie, gdy do pokoju wpadł Ben z Carterem na rękach. Obaj śmiali się w najlepsze. Kuzyn podszedł do mnie i pocałował mnie w policzek. Po chwili Carter też zostawił mokry ślad po swoich wargach w tym samym miejscu. Patrzyłam na nich obu, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.

Wciąż miałam pełno siniaków po bójce z Thomasem. Od tamtego dnia unikaliśmy siebie jak ognia. Wyjątkiem była wizyta w domu pewnego milionera, który zbyt pobłażliwie potraktował cierpliwość mojego brata. Zabiliśmy go oboje, bez słów...

- Idziesz do mamy?- spytał chłopca, na co ten wyciągnął ręce w moją stronę. Odprowadziłam Bena do drzwi. Pożegnał się z synem i pocałował mnie mocno.- Twój stary telefon został w domu. Jutro przywiozę ci nowy, bez GPS'a. Na razie się kuruj. Pilnuj małego i nie puść domu z dymem.- Mrugnął do mnie, a ja się zaśmiałam.- Kocham cię. Was.

- My ciebie też- odparłam i pocałowałam go po raz ostatni. Tak, byłam dziwna. Miałam dziecko z własnym kuzynem i w dodatku byłam w nim zakochana. Żadne z nas tego nie planowało i póki co, ani ja, ani Ben nie widzieliśmy dokładnej przyczyny tego wszystkiego.

Gdy Carter usnął, zeszłam na dół. W kuchni krzątała się Veronica. Była mniej więcej w wieku mojej mamy. Miała ciemne włosy i szare oczy. W dodatku była zgrabna, i gdybym nie widziała, ile ma lat, pewnie powiedziałbym, że jest młodsza.

- Wciąż jesteś na mnie zła, Carmen?- spytała, robiąc dwie kawy. Wzruszyłam ramionami. Usiadłam przy stole, a kobieta postawiła przede mną kubek. Nalałam mleka, które stało na wierzchu i napiłam się, nie słodząc.

- Nie wiem- odparłam zgodnie z prawdą.- Kiedyś cię nienawidziłam i życzyłam szybkiej śmierci. Ale potem dotarło do mnie, że przecież to nie ty ich zabiłaś. Wyładowywałam się na tobie, bo byłaś najbliżej. Przepraszam...

Freeman położyła rękę na moim ramieniu.

- Dobrze, że przy nim jesteś.- Uśmiechnęła się do mnie.- Carter potrzebuje matki. Często o ciebie pyta. Gdzie mama? Przyjedzie?

Westchnęłam. Bardzo kochałam swojego półtorarocznego synka, ale nie mogłam być z nim cały czas. Freemanowie deptali nam po piętach; nie mogłam pozwolić, aby ktoś go skrzywdził. Poza tym... nie umiałam wtedy zajmować się dziećmi.

- Zostawienie go tutaj wydawało się prostą rzeczą. Ale za bardzo bolało- odparłam smutno.- Czasem te najprostsze rzeczy są dla nas trudne.

- Najtrudniejsze- potwierdziła, biorąc łyka swojej kawy.

Trust me |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz