4. Być dumnym

127 13 0
                                    

- Czeka nas wizyta u dyrektora- powiedział spokojnie.- Powiesz mu, że się do ciebie przystawiał i wtedy kazałaś mu spadać, więc on cię unieruchomił, a ty działałaś w obronie własnej.

Pokręciłam głową z niedowierzaniem.

- Sądzisz, że dyro mi uwierzy?- spytałam.

- A na jakieś inne wyjście?

- Nie pomagasz!- warknęłam, schodząc z kozetki. Wyszłam z higieny i skierowałam się do swojej szafki, gdzie miałam kosmetyki.

Nie lubiłam się malować, ale musiałam. Przynajmniej do szkoły. Zapasowe kosmetyki zawsze się przydają w kryzysowych sytuacjach, takich jak ta.

Wzięłam kosmetyczkę i poszłam do toalety, by zatuszować tą wielką śliwę. Valentine nie chciał mi dać spokoju, więc wszedł do, podkreślam, damskiej toalety.

- Co ty robisz?- spytał, widząc, że wyjmuję podkład z
kosmetyczki.

- Nie mam zamiaru pokazać się bratu z takim czymś na twarzy- odparłam. Robiłam przedziwne miny, starając się rozprowadzić kosmetyk po całej twarzy.- Dla facetów bójki są na porządku dziennym, ale dziewczyny nie zawsze przychodzą do domu z siniakiem pod okiem.

- Mieliśmy jechać do KFC- jęknął. Westchnęłam głośno.- Jest już trzecia, a ja umieram z głodu! Jeszcze ta pieprzona rozmowa z dyrektorem...

- Ten jak zawsze o sobie... To nic, że akurat ja oberwałam. Val jest głodny!

- Hej, pomagałem ci! Na mnie rzuciło się czterech, a ty wpierdalałaś jednemu! A tak poza tym, to nie ma za co. I nie nazywaj mnie Val!

- Nie znam innego skrótu do twojego imienia.- Wzruszyłam ramionami. Valentine podszedł i położył dłonie na umywalce po obu moich stronach. Zdążyłam odłożyć tusz do rzęs, kiedy zamknął kosmetyczkę.

- Osobiście wolę Lenny.- Patrzył w lustrzane odbicie moich zielonych patrzałek. Zamieszana odwróciłam głowę.

- Chodźmy już- bąknęłam. Chłopak opuścił ręce wzdłuż ciała, a ja zaczęłam pakować kosmetyki.- To co, jedziemy do tego KFC?

Podczas jedzenia nie poruszaliśmy tematów związanych ze szkołą oraz skróconą wersją jego imienia. Było po prostu miło. Jedliśmy kurczaka i głośno się śmialiśmy, zwracając na siebie uwagę całego lokalu.

- Car, jaki jest twój ulubiony kolor?- spytał, biorąc do ręki colę.

- Brązowy- przyznałam. Valentine uniósł brwi. Wyglądał przezabawnie; musiałam się uśmiechnąć.

- Okay... Twoje pierwsze zwierzątko domowe?

- Kot. Mama uwielbiała koty. W Melbourne wszystkie kociaki z całej dzielnicy do niej przychodziły. Kiedy zaszła w ciążę musiała go oddać mojej kuzynce. W sumie, to nie wiem, co się z nim stało. Chyba go coś przejechało... A twoje zwierzę?

- Chomik. Dostałem go na swoje siódme urodziny. Zdechł dwa tygodnie później. Chorował. Jaki jest twój ulubiony film?

- Bez litości.

- Wow... Nie wiedziałem, że oglądasz takie rzeczy. Ja wolę Eksperyment.

- To, że jestem dziewczyną, nie znaczy, że nie mogę oglądać takich filmów. Świetnie pokazuje siłę kobiet. Ich pomysłowość i to, żeby z żadną nie zadzierać. Bo wylądujesz z pistoletem w zupie- zaśmiałam się, a Valentine mi zawtórował.-  Eksperyment oglądałam i mogę stwierdzić, że to bardzo dobry film...

Przerwał mi dzwonek telefonu. Na ekranie wyświetlał się numer Thomasa. Odebrałam.

- Halo?

- Możesz mi powiedzieć, czemu drugiego tygodnia szkoły dzwoni do mnie twój dyrektor i twierdzi, że wdałaś się w bójkę?!- krzyczał i to bardzo. Odsunęłam telefon na bezpieczną odległość, by jego krzyk nie uszkodził mi bębenków. Widząc to, Valentine się uśmiechnął.- Musimy porozmawiać. Za pięć minut widzę cię w domu!

Połączenie zostało przerwane, a ja głośno westchnęłam.

- Pewnie niedługo mój ojciec też będzie wiedział- powiedział jakby sam do siebie. Na wszelki wypadek pokiwałam głową.- Może lepiej już pojedziemy. Dokończymy rozmowę jutro.- Wstał od stołu, a ja razem z nim.

Wyszliśmy na zewnątrz, gdzie czekały nasze auta, zaparkowane obok siebie. Ja jechałam czarnym lexusem Thomasa, a Valentine- czarnym range roverem evoque.

- Zastanawiam się, skąd masz range rovera?- powiedziałam zdziwiona.- Ja prosiłam o niego brata, od kiedy skończyłam czternaście lat.

- Jak będziesz grzeczna, to cię kiedyś nim przewiozę.- Lenny mrugnął do mnie.- Na razie cię jeszcze sprawdzam. To co, do jutra?

- Do jutra.- Pokiwałam głową i wsiadłam do samochodu.

Z bijącym sercem otwierałam drzwi do domu. Nie wiedziałam, czy mam się bać, czy moje obawy są niepotrzebne. Weszłam do kuchni. Przy stole siedział Thomas z Benem, Jerrym i Aaronem. Wszyscy mieli w rękach szklanki z whiskey.

- Cześć- powiedziałam cicho.

- Dzwonił do mnie dyrektor- odezwał się Thomas.- Powiedział, że nauczyciel geografii widział cię, jak biłaś się z pewnym chłopakiem. Twój kumpel też urządził niezłe bęcki jego paczce. Dlaczego go uderzyłaś?

- Bo tak jakby się do mnie przystawiał. - skrzywiłam się. Mogłam się domyślić, że za chwilę zacznie krzyczeć albo, co gorsza, rzucać kieliszkami.

Jednak on zrobił coś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewała. Wstał i mocno mnie przytulił.

- Jestem z ciebie dumny- powiedział mi na ucho. Odwzajemniłam uścisk.

Kamień spadł mi z serca. Ucieszyłam się, że Thomas ma powód, by być ze mnie dumnym.

Trust me |ZAWIESZONE|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz