Nastał wyczekany ranek. Klucznik z uśmiechem na ustach otwierał każdemu celę i odganiał na dziedziniec. Wszyscy spieszyli się aby zająć najlepsze miejsca w tej smutnej uroczystości. Złofild zgodził się na pogrzeb ale pod warunkiem że dzisiaj szybciej rozpoczną się wyczekane przez niego testy. Uwięzieni pod presją zgodzili się na takie warunki.
Jak na wszystkich pogrzebach lał okropny deszcz. Placek stał sam na środku i czekał smutny na trumnę. Nareszcie, już szli z tą trumną a za nimi Złofild który jak nigdy śmiał się do łez. Postawili przed nim i odeszli do tłumu. Wszyscy zaczeli osobno podchodzić i wręczać niedawno wyrwane kwiaty róż od razu współczuć Plackowi który uczestniczył w ceremoni zabicia zmarłego. Na końcu sam wręczył bukiet róż i razem z innymi według tradycji rzucili trumnę z góry. Słychać było śpiew porannych ptaków i pękających drzew które zniszczył spadający zmarły. Ludzie zaczeli się rozchodzić do swoich prac. Został tylko Jacek...pomyślał że może porozmawia z kimś ważnym dla tej już odeszłej osoby. A to nie było łatwe.
Znalazł dopiero w lochach czyli w najgorszych celach tej koloni. Trafiali tam najwięksi przegrani oraz ludzie którzy złamali prawo Złofilda. Czyli tzw. Buntownicy. Cele te były dzień i noc pilnowane ale każdy skazany mógł wrócić do swojej celi tam u góry. Placek kiedy przechodził korytarzem poczuł się nieswojo. Wszędzie słyszał nawoływania o pomoc. Pewnie by nie wytrzymał i otworzył jedną z klatek(za to groziła kara śmierci) ale obecność strasznego Klucznika roztrzepała te myśli. Znalazł tą osobę tuż przy końcu tunelu.
-Halo jest tam kto?
-(Piskliwy głos) Kto mówi?
-Jacek Placek
-Kto? Jaki Placek?
-Jacek Placek. Przychodzę w pewnej sprawie. Chciałbym pani powiedzieć złą nowinę.
-Nie żyje prawda? Tylko po to mogłeś tu przyjść.
-Tak...nie żyje trochę z mojej winny.
-Raz się umiera raz się żyje raz się wybacza. Wybaczam ci. To nie jego była winna. Tylko tego starucha z laską.
-Kochała go pani?
-Od kiedy go poznałam...
-Wie pani że skądś panią kojarzę. Jak pani na na imię?
-Imię? Nie pamiętam. Wiem że nazywam się Bichujdak i kochałam mojego męża poznanego tutaj. Choć CHIO z wyspy Konsiu umarł to zostanie do końca mojego życia w mojej drogocennej pamięci...
-Ej ty! Kończ już tą pogawędkę! Idziemy!
Klucznik zaczął siłą zabierać Placka choć ten walczył z całych sił.
-Placek pamiętaj tu o mnie. Jakbyś czegoś potrzebował jestem tu cały czas!
Placek wydusił tylko z siebie to:
-Jasne...
-Pamiętaj o mnie! Pamiętaj!Dart otworzył oczy. Jego wzrok natychmiast został sparaliżowany przez oślepiające go światło. Po dłuszej chwli zauważył że ma na sobie dużo kocy i siedzi przy rozgrzanym kominku. Na dodatek zmienione ubrania na ciepłe swetry i dresy. Kto mu uratował życie? Musiał koniecznie poznać tą osobę. Nie było to trudne bo kiedy ta osoba weszła do salonu od razu poznał w niej dawną przyjaciółkę która była jako lekarz w jego wiosce. Musiał jej podziękować.
-O widzę że się obudziłeś. Co ty robiłeś na takim mrozie na zewnątrz? I w takich dziurawych ciuchach?
-Witaj Magdaleno. Zmieniłaś się od naszego ostatniego spotkania.
-Przepraszam czy my się znamy?
-Nie poznajesz mnie?
-Może trochę...wiem jedno. Nie pamiętam nic co było przed wypadkiem.
-Ty miałaś wypadek!
-Takie to dziwne?
-Przepraszam że tak arogancko ale nie przywitałem się i nie podziękowałem ci za uratowanie mi życia. Teraz to robię mówiąc że ci dziękuję z całego serca. Na imię mi Dart. Może pamiętasz?
-Przepraszam ale nic nie przypominam. Może ci coś wyprać?Usiedli przy stole i zaczeli sobie opowiadać dużo rzeczy. Tak się zagadali że Dart zapomniał opowiedzieć jej jak tutaj trafił. Już miał opowiadać kiedy rozległ się głos z mikrofonu.
-Jesteście otoczeni przez gwardię Złofilda! Proszę wyjść z budynku inaczej spalimy was razem z nim.
Dart pomyślał że to już koniec.
Gilotyna czekała na niego...Placek cały czerwony czekał razem z innymi przed drzwiami. Było ich dość dużo ale Złofild to przewidział i zbudował wszystkim osobne pokoje. Zaraz właśnie miały rozpocząć się testy. Wszyscy czuli się podenerwiwani a w szczególności Jochem tulący Frites to siebie. Placek pokazał mu że wszystko będzie dobrze po czym dostał pozytywną odpowiedz od niego. Nagle wszystkie (około 200) drzwi otworzyły się i kazano im wejść. Każdy osobno.
Placek zdziwił się kiedy wszedł do całego białego pokoju bez okien. Na środku było krzesło i jakieś urządzenie. Wraz z nim była tam jakaś kobieta. Po ubiorze można stwierdzić że pielęgniarka. Miała przy sobie pistolet.
-Usiądz proszę tam.
Placek posłuchał się dziwnej kobiety.
-Teraz się zrelaksuj. Założę ci to na głowę a ty nie poczujesz nic. Ok?
-Mhy...
3
2
1
Start!
Placek odleciał i stracił przytomność.-Wstawaj dalej! Śmierciożercy atakują idioto. Bierz tą drewnianą różdżkę i do roboty!
-Że co? Czemu chodzisz tak ubrany?
-Co to za głupie pytanie? Jak ty żyjesz chłopie!
Placek już wiedział.To nie bylo byle jakie miejsce. To była szkoła. Nie jakaś tam szkoła. To był Hogwart...
CZYTASZ
Placek: Złofild
AventuraCałkowicie nowa seria oparta na książce "Historia Prawdziwa Jacka Placka". Dzieło te jest wynikiem mojej wspaniałej wyobraźni oraz dobrego poczucia humoru. Może czasmi wzruszyć lub doprowadzić do całkowitego obłędu ;-). No to zaczynajmy!