Konstytucja

41 2 3
                                    

PARĘ DNI PÓŹNIEJ

-Placek odpocznijmy już. Nie mogę złapać tchu! (Jochem)
-Musimy...musimy pracować ciężej i wytrwalej. Musimy zarobić na chleb. (Placek)
-Ale ja już nie mogę. Jak mam pracować w takim zimnie? (Jochem)
-Pożycz od jakiś strażników kożuch i do roboty. (Placek)
-Nie mam zamiaru. Co cię tak złapało na kopanie ziemi? Chcesz się któreś przypodobać? Patrz na tamtą jak na ciebie patrzy. (Jochem)
-Phi! Przecież to kumpela Frites. Chyba Rycha się nazywa. Jest inny powód dla którego tak ciężko pracuję. (Placek)
-O teraz druga patrzy...co mówiłeś? (Jochem)
-O innym powodzie durniu. (Placek)
-A jaki jest ten powód jeśli mogę spytać?
-Mam zamiar spotkać się z Bichujdak w lochach, dlatego chcę się szybciej wyrobić. Jak chcesz iść ze mną to się postaraj. (Placek
-Jestem taki zmęczony. Nie mam zamiaru się tak wysilać. (Jochem)
-Jak chcesz...(Placek)
Potwierdziły się słowa Placka w 100%. Po spytaniu strażnika o pójście już na przerwę, ten widząc dobrze rozkopaną ziemię zgodził się. Jochem próbował jeszcze przekupić słodyczami ale strażnik był stanowczy. Nie to nie. Jacek musiał iść sam. Po dość trudnej drodze powrotnej musiał zajść do pokoju Kluczka. Niestety ale on jedyny miał klucze. Kiedy stał przy drzwiach zauważył Pavlinę i Złofilda schodzących ze schodów.
-Powiedziałem ci że masz mi przynieść listę osób które zagineły w tych dwóch ciężarówkach. Tak wiem o przyczynach tej pierwszej ale druga ciężarówka znikneła tak nagle. Nasze czujniki obserwowały ją cały czas ale i tak i tak znikneła z radarów. Tak nagle w jeden sekundzie. Po prostu Plum-Bum! Dobra szmato zrozumiałaś? (Złofild)
-Tak najczarniejszy panie! (Pavlina)
-Dobrze...zobaczymy jeszcze co powie mi twój wnuczek na ten temat. (Złofild)
-Panie nie rób mu krzywdy. To tylko dziecko. (Pavlina)
-POWIEDZIAŁEM ZAMKNIJ SIĘ! Mówiłem już ci? Nie? To teraz już wiesz. (Złofild)
Podeptali dalej i Placek musiał wejść do środka.
-Witam witam śmierdziela uciekiniera. Jaki los ciebie przygnał tutaj? (Kluczek)
-Przyszedłem poprosić o klucz dostępu do lochów. (Placek)
-Ha. Ha. Ha. Czy ja dobrze słyszałem? Klucze dostępu... do lochów. Ha. Ha. Ha. (Kluczek)
-Coś źle powiedziałem? (Placek)
-Nie skądże. Dzisiaj i tak miałem zamiar iść do lochów. Nie robię to z przysługi tylko związku z moją pracą. (Kluczek)
-To idziemy? (Placek)
-Taa idziemy śmierdzielu. (Kluczek)
Zaczeli iść w stronę lochów. Niestety przed bramą Placek musiał poczekać ponieważ Klucznik pomylił klucze. Po załatwieniu problemu wszedł do lochów po raz drugi. Zdążył jeszcze przeczytać wiszącą tabliczkę:

LISTA WIĘŹNIÓW KOŃCZĄCA SWOJĄ KARĘ W LOCHACH U KLUCZNIKA. O DOKŁADNĄ DATĘ WYJŚCIA CELI NALEŻY ZAPYTAĆ.

Placek nie wiedział o co dokładnie chodziło więc pobiegł w głąb lochów za tzw. przewodnikiem koloni. Dogonił go dość szybko jak na swoje problemy z kondycją. Zaczeli iść razem dalej do końca. Lecz zatrzymał się dokładnie na środku i zagwizdał w jakiś stary gwizdek.
-Osoby siedzące tu już dwa tygodnie niech spakują swoje rzeczy i czekają na mój znak. I nie oszukiwać bo ja dobrze wiem kogo dzisiaj zabrać. (Kluczek)
Placek nastawiając swoje ciało usłyszał jeszcze jak Kluczek mówi pod nosem
-Gdybym wygrał z tą głupią kobietą w konkursie rzucania drewnianych beczek do morza i prania na czas rycerskie zbroje. Miałbym lepszy gwizdek. Ech...

Placek bez zastanowienia poszedł dalej. Dotarł wreszcie do swojego celu.
-Witaj ponownie. Pamiętałeś o mnie. Myślałam że zapomniałeś. (Bichujdak)
-Ja nie zapominam wielu rzeczy. Chciałem pogadać od tak. (Placek)
-Wiesz pogadamy już tam na górze. Dzisiaj wychodzę na wolność! No tak jakby na wolność. (Bichujdak)
-To czekamy na ten "znak". (Placek)
Klucznik podszedł do przycisku i po wciśnięciu go niektóre klatki się otworzyły. W tym cela Bichujdak.
Po paru minutach byli już na górze.
-Chodź tam do kąta to porozmawiamy. (Placek)
-No dobra to czego chciałeś? (Bichujdak)
Zapytać cię o masę rzeczy! Ale chyba dopiero zauważyłem że nie ma na to czasu. Mam tylko jedno małe pytanko. (Placek)
-No jakie? Jestem ciekawa twoją pomysłowością. (Bichujdak)
-Pomyślałem sobie że powinniśmy jakoś żyć w tej koloni. To może byśmy tak poszli do Złofilda i poprosili go o lepsze warunki. On nam pomoże i my mu jakoś pomożemy. (Placek)
-Ty to jest dobry pomysł. Tylko że musimy być w większej grupie. Jak to zrobić...(Bichujdak)
-Wiedziałem że się zgodzisz. (Placek)
-Wiem! Ty rozpowiesz wszystkim chłopakom w celach o takiej naradzie a ja dziewczynom. Co ty na to? (Bichujdak)
-To może się udać. Tylko gdzie zrobimy naradę? (Placek)
-Na mnie nie patrz. Ja bardzo mało wiem na temat tej koloni. Nie wiem nawet gdzie jest kibel! (Bichujdak)
Placek zaczął myśleć i myśleć. Szukał w głowie jakiegoś bardzo dobrego miejsca. I wreszcie znalazł te idealne.
-Gospoda pod Bizonem i Chomikiem to najlepszy wybór. (Placek)
-A gdzie to jest? (Bichujdak)
-Czekaj, wytłumaczę ci... (Placek)

CELA FRITES

-Dziewczyny mam dobry plan! (Bichujdak)
-O to ta nowa. Stara jakaś. No chyba że to naturalny wygląd. (Ewa)
-Kogo to obchodzi? (Rycha)
-Poczekaj. Nie oceniaj tak ludzi. Posłyuchajmy co ma do powiedzenia. (Frites)
Bichujdak opowiedziała wszystkim o swoim planie. Większość nie była zadowolona. Tylko Frites ogłosiła na głos że przyjdzie.

GOSPODA POD BIZONEM I CHOMIKIEM. GODZINA OKOŁO 19:30.

-No nareszcie ktoś przyszedł bo siedzę tu już od godziny sam. (Placek)
-Ja spotkałam ich po drodze. Nie wiem kto to. (Bichujdak)
-To mój kumpel i...Strażnik Sa?
-Cześć. (Jochem)
-Tak. To ja. Usłyszałem od kogoś informację więc jestem tu z wami. Mi też się nie podobają warunki strażników. Jestem ich głównym przedstawicielem. (Strażnik Sa)
-To dobrze mieć ciebie po naszej stronie. Siadaj tutaj. (Placek)
Do gospody weszły jeszcze trzy osoby. Trzy ostatnio dobrze znane Jochemowi. Była to Frites z  Ewą i Rychą.
-Wy też? Jestem pod wrażeniem. (Placek)
-Witaj piękna Frites. Siadaj tutaj. (Jochem)
-Ależ ty miły jesteś dla mnie. (Frites)
-A ja gdzie usiądę? (Rycha)
-Hm...nie ma już miejsca. Musimy coś większego poszukać. Barman, co jest tam na górze?! (Bichujdak)
-Nieużywana część lokaju. Może Lodowe Marzenie?
-Nie podziękujemy...(Ewa)
-Chodźcie za mną powoli. (Bichujdak)
Ruszyli po schodach do góry. Były tam tylko malutkie drzwi zamknięte na klucz. Na szczęście Rycha znała sztuki złodziejskie. Bez problemu weszli do środka.
Był tam wielki stół który mógł pomieścić około 100 ludzi. Stół ren wyróżniał się napewno stylem bo był okrągły. Wszyscy poczuli się jakby czytali na nowo "Króla Artura".
-Jaki wielki stół! Nas jest tylko siedmiu a jest jeszcze tyle miejsca. (Jochem)
-Spostrzegawczy jesteś Jo. (Frites)
-A dziękuję...(Jochem)
Usiedli przy stole i czekali. Kazali Frites czekać na dole i wysyłać jakiś chętnych tu do góry. Po godzinie mieli zamiar się poddać ale wtedy zaczeli schodzić się ludzie. Po kolei zaczeli wchodzić: ludzie z różnych ras i pochodzenia. Byli nawet Barmani gospodyń i Brat Paszy. Niektórzy strażnicy i dziewczyny też zawitali. Ostatnia weszła Frites mówiąc o końcu chętnych. Wszyscy już zasiedli przy stole i był im bardzo wygodnie. Przecież było ich "tylko" 54. Po dość długiej ciszy pierwsza odezwała się Bichujdak.
-Musimy wybrać przywódcę tej gromady. A i dziękuję za przybycie tak licznej ilości osób.
Zaczeły się pojedyncze rozmowy.
-Placek powinnien być.
-Nie bo ten gruby obok Placka.
-Placek barany!
-Może ta ładna przy Frites?
-A zamknij się!
-STOOOP!!! Dziękuję za ciszę. Chciałbym wam coś ogłosić. Ja nie mam zamiaru być przywódcą. Wiem jaki to jest wieli obowiązek. Ale dziękuję za uznanie. (Placek)
-To kto będzie? (Saddy chyba)
-Stawiał bym na Bichujdak. To najlepszy wybór. Ona sobie najlepiej poradzi. (Placek)
-Takk!
-Dobrze gada polać mu!
-Możemy zagłosować. Kto jest za tym by ta oto pani Bichujdak została naszym przywódcą? (Strażnik Sa)
-Widzę że jest to przegłosowane. Witaj nowa przywódczyni! (Placek)
-Dziękuję wam. Ale dopiero później opowiemy sobie nasze historie. Teraz zabieramy się do pracy. Widzicie te kartki tam w rogu? Na nich zapiszemy nasze uchwały i wymogi. Do pracy przyjaciele! (Bichujdak)
Zaczeli wszyscy intensywnie pisać i rysować po kartkach oraz licznie przy tym dyskutując. Jeżeli ktoś miał jakiś dobry pomysł to był on zapisywany od razu po głosowaniu do "głównej księgi" nazywanej od tego wieczoru Bidak. Pracowali tak całą noc i dopiero o 6:43 oficjalnie zakończyli. Bidak był skończony i gotowy do oddania Złofildowi.
-Ciszej. Czuję na całej skórze waszą ekscytację i zmęczenie po skończeniu pisania i myślenia. Ja również się tak czuję. Myślę że to była udana noc, warto było się poświęcić dla dobra ludzi. Postanowiłam że ten dzień przejdzie do histori! Jest to bardzo ważny dzień! I ludzie będą go nazywać KONSTYTUCJĄ BIZMIKA!  Na cześć tej pięknej gospody. (Bichujdak)
Wszyscy zaczeli hałasować i gratulować sobie nawzajem. Spiewali, tańczyli i hucznie się bawili dopóki nie usłyszeli ponownie głosu Bichujdak.
-Koniec pierwszego posiedzenia. Trzeba wracać do porządku dziennego. (Bichujdak)
Wszyscy zaczeli się powoli rozchodzić do swoich cel. Frites dobrze się bawiła z Jochemem dzisiaj. Jochem tak samo uważał. Wracali obydwoje w wspaniałych humorach. Został tylko Placek w pustej sali. Zamierzał już wstać i iść za przyjaciółmi ale napadło go jeszcze straszniejsze pytanie. Co ma do tego wszystkiego Bizon i Chomik? To może jest jakiś znak? Jeżeli tak to co on oznacza...

******************************
Następny rozdział po przekroczeniu 280 wyświetleń.








Placek: ZłofildOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz