Po tak długim czasie w końcu kolejny rozdział!
-----------
Stałam naprzeciw ogromnego okna mojego mieszkania i patrzyłam na rozciągającą się przede mną panoramę Nowego Jorku. Przez sześć lat będąc w tym mieście zdążyłam już je pokochać, a jednocześnie naprawdę, całym sercem, znienawidzić. Jest tu zupełnie inaczej, niż w Japonii. Ludzie są inni, wszystko jest inne. Właściwie wydaje mi się, że problem jest w tym, że to miasto działa na mnie cholernie przygnębiająco. Wszyscy wydają się tacy zapracowani, zmęczeni.
Uwierzcie, po jakimś czasie nawet uroki tego miejsca nie wystarczają.
Kiedy skończyłam pić kawę, odwróciłam się zostawiając to biedne okno, zadręczane przeze mnie co rano, w spokoju.
Byłam już na ostatnim roku studiów, właściwie parę dni temu już je skończyłam i wreszcie mogłam wrócić do Japonii. Skończyłam medycynę, a tam zamierzam znaleźć pracę.
No cóż, myślę, że nie będzie to specjalnie trudne.
-Laska, zwariowałaś?! Za pół godziny masz spotkanie z Daichim, nie możesz się spóźnić! Jak ty w ogóle wyglądasz?!-
Aaa właśnie, zapomniałam wam kogoś przedstawić. To moja przyjaciółka-Temari. Jest troszeczkę, hmm jakby to powiedzieć, WYBUCHOWA.
-Spokojnie Temari, już zamówiłam taksówkę. Zaraz się mnie stąd pozbędziesz. -zaśmiałam się. -Naprawdę jest aż tak źle? - Temari jest najwspanialszą osobą jaką kiedykolwiek poznałam i jedynym, co trzymało mnie w tym mieście. Gdyby nie ona od razu po skończeniu 18 lat przeprowadziłabym się do Japonii do siostry, nie zważając na studia.
-Żartuję skarbie, wyglądasz cudnie.- zapiszczała macając dół mojej zielonej sukienki.- Poza tym gdybym chciała się Ciebie pozbyć nie leciałabym z tobą dzisiaj do Japonii. -udała obrażoną. Cała Temari.
-Kłamiesz! -zaśmiałam się. -Wcale nie jedziesz tam dla mnie, tylko dla Shikamaru!
-Oh, jak możesz! -krzyknęła i próbowała rzucić we mnie poduszką. Niestety (dla mnie "stety") miałam już wprawę w unikaniu jej rzutów, więc przed tym też bezproblemowo uciekłam.
Pewnie zastanawiacie się teraz jakim cudem Temari w ogóle zna Shikamaru. Otóż już wam to wyjaśniam.
Naruto i Shikamaru kiedyś bardzo często mnie odwiedzali. Jednak te wizyty z biegiem czasu robiły się coraz rzadsze. Chłopcy mieli mniej wolnego czasu, a teraz, gdy otworzyli własny bar "Elbow&Tibia" ("łokieć i piszczel") , nie mają go już wcale. Swoją drogą, nie wiem jaki debil wymyślił im tą nazwę....
Wracając do tematu.
Za pierwszym razem gdy mnie odwiedzili mieszkałam już z Temari. Ona i Shikamaru od razu przypadli sobie do gustu.
Przysięgam. Chociaż oboje mają cholernie trudny charakter i nie mam pojęcia jak ze sobą wytrzymują.
Od jakiś 3 lat w ogóle się nie widzieli, a ich związek nadal jest idealny. Nie mam pojęcia jak to robią.
A propos związków...
Sasuke nigdy nie przyjechał, nie odwiedził mnie, nawet nie zadzwonił. Nic. Zero kontaktu.
Czy nadal go kocham i jakim cholernym cudem przez 6 lat nie udało mi się o nim zapomnieć?! Czy to w ogóle jest możliwe?
Nie wiem, ale codziennie myśląc o nim zadaje sobie te same pytania.
-Sakura słuchasz ty mnie w ogóle!?- usłyszałam zdenerwowany głos Temari.
-Nie. -przyznałam. Popatrzyła na mnie gniewnie.
-Masz szczęście, że się już przyzwyczaiłam.- fuknęła. -A teraz błagam Cię idź już sobie bo jak ten idiota Daichi jeszcze raz zadzwoni do mnie, mówiąc, że jest napalony i pytając czemu Cię nie ma, to zwariuje!
Zaśmiałam się.
Nie mam najmniejszego pojęcia dlaczego mój kolego-chłopak zawsze, kiedy mieliśmy się spotkać dzwonił do niej, nie do mnie.
No cóż. Jest po prostu dziwny.
-To lecę. - mruknęłam zamyślona biorąc ze stołu torebkę. Czułam się dzisiaj jakaś nieobecna.
Nie wiem, może spowodowane to było tym, że wracam dzisiaj do Japonii, że pierwszy raz od tak dawna zobaczę przyjaciół, siostrę...
A właśnie.. Nie wyjaśniłam wam co właściwie działo się z Sasorim i Pakurą.
No więc Sasori już 3 lata temu skończył studia i od razu wyprowadził się stąd. Z resztą kompletnie się mu nie dziwie i nie jestem ani trochę zła, że zostawił mnie tutaj samą. Kiedy przyjechaliśmy do Nowego Yorku niemal od razu odkryliśmy z bratem to, że ojciec wcale nie dostał tutaj żadnej pracy i cały ten wyjazd zaplanowany był tylko dlatego, aby zrobił na złość Pakurze. Wyobraźcie sobie, że narzeczony Pakury ma ojca, który ma firmę. I ta firma od zawsze konkurowała z firmą naszego taty. I oczywiście gdy tylko nasz przegenialny tata się o tym dowiedział próbował zrobić wszystko, aby wybić jej z głowy ślub. Kiedy zrozumiał, że Pakura nie zamierza go posłuchać postanowił zrobić wszystko, aby uniemożliwić jej kontakt z całą rodziną.
Pomysł godny najkochańszego ojca, czyż nie?
Wracając do rzeczy, gdy tylko dowiedzieliśmy się o tym od razu się wyprowadziliśmy. Znaleźliśmy ogłoszenie wystawione przez dziewczynę, która sama mieszkała w całkiem dużym, pięknym apartamencie. Była to właśnie Temari. Tak się poznaliśmy. Sasori mieszkał z nami do czasu zakończenia studiów, potem powrócił do Japonii. Nareszcie przyszedł czas kiedy ja również mogę wyjechać.
-Wsiada pani czy nie?- usłyszałam wręcz okropnie niemiłym tonem wypowiedziane pytanie taksówkarza.
Dziwnie. Nie zauważyłam nawet, że wyszłam z bloku.
Bez zbędnego pierdolenia się weszłam i powiedziałam gdzie chcę dojechać.
No cóż. Przyzwyczaiłam się do tych głupich taksówek. Mam prawo jazdy, ale nie widziałam sensu kupowania samochodu tu, kiedy i tak planowałam wyjazd do Japonii.
Skupiłam się oczywiście na krajobrazie za oknem. Patrząc na tych wszystkich ludzi zastanawiałam się jakie mają życie. Uwielbiam to robić. Uwielbiam rozmyślać o tym, że przecież na świecie są miliony ludzi i każdy z nich ma swoje własne życie, swoją własną historie. To takie ekscytujące.
Nagle poczułam wibracje w torbie. Wyciągnęłam z niej telefon i spojrzałam na wyświetlacz.
od: Daichi
Hej kicia, przyjedź trochę później, jestem zajęty :(
On chyba śni. Nawet nie mam zamiaru się zawracać, mógł napisać wcześniej.
Trudno, najwyżej poprzeszkadzam mu w pracy.
Właściwie, nie wiem nawet kim dla mnie jest. Nasza relacja jest dziwna.
Nie kocham go. Tego jestem pewna w stu procentach. Ale jest bardzo przystojny, dobrze się dogadujemy i ... właściwie to nie wiem. Po prostu czuję, że nie mając żadnego faceta, oszalałabym. Oszalałabym i skończyła jako stara panna z kotem.
Z setką kotów.
Na początku czułam przy nim coś w rodzaju motylków w brzuchu. Jest romantyczny, uroczy... Ale teraz?
Nie wiem, chyba zdałam sobie sprawę, że przecież moje serce wciąż, kurwa, pamięta o Sasuke.
Ale ile można. Ile można czekać i na co ja właściwie czekam.
Na to aż któregoś dnia odbiorę telefon i usłyszę jego głos, który powie mi, że nie zapomniał o mnie i tez mnie kocha??
Przecież to niedorzeczne. Tak, chore i niedorzeczne.
-Jesteśmy na miejscu.
-Świetnie.-mruknęłam, zapłaciłam za dojazd i czym prędzej wysiadłam.
Od razu skierowałam się do ogromnego biurowca i wsiadłam do windy. Znałam już to miejsce jak własną kieszeń.
Daichiego, który tu pracował, poznałam podczas jednej z imprez kilka miesięcy temu. Spodobał mi się.
Jest przystojnym brunetem o ciemnych oczach i wcale nie podobał mi się tylko dlatego, że jest podobny do Sasuke..
Sakura, przestań, znowu zaczynasz.
Słysząc charakterystyczny dźwięk otwierającej się windy przerwałam ten idiotyczny monolog w mojej głowie i skierowałam się do gabinetu Daichiego.
-Dzień doby pani Sakuro!- usłyszałam milutki głos jednej z recepcjonistek. Uwielbiałam ją. Uwielbiałam, kochałam, wielbiłam. Była po prostu najlepsza pod słońcem. -Ślicznie pani dzisiaj wygląda.
-O, dziękuję Mia, ty również. -uśmiechnęłam się. -Daichi jest? -zapytałam, a jej uśmiech momentalnie zniknął. Niestety Mia chyba była zakochana w Daichim.
-T..tak. -zawahała się. - Ale ma spotkanie.
-Wiem, uprzedzał mnie. Pójdę i poczekam aż skończy. - faktycznie poszłam i usiadłam na krześle przed jego gabinetem. Nie musiałam zbyt długo czekać, bo po chwili zobaczyłam wychodzącą z jego gabinetu wysoką brunetkę, ubraną w czarną spódniczkę i białą bluzkę. Uśmiechnęła się lekko widząc mnie, ale nie odwzajemniłam tego. Lekkie uczucie zazdrości dawało o sobie znać i nie pozwalało tego zrobić.
Poprawiając sukienkę wstałam i ignorując kobietę weszłam do gabinetu, gdzie zastałam uśmiechniętego Daichiego.
Jak zwykle miał potargane, ciemne włosy i niezwykle pociągający wyraz twarzy. Tak bardzo podobny do..
Skończ.
Skończ Sakura.
-Hej Sakura.- przywitał mnie.
-Mam nadzieję, że nie zdradziłeś mnie z tamtą kobietą.-rzuciłam prosto z mostu.
-Skądże, jakbym mógł. -jak zwykle delikatny uśmiech nie schodził z jego twarzy.
Mimowolnie sama też się uśmiechnęłam.
-Przyszłam się pożegnać.
-No tak, jedziesz..- w jego głosie wyczuwałam smutek.
Mi też było smutno. Znowu znalazłam sobie kogoś i znowu muszę go zostawiać.
-Wiesz, że nie mam innego wyjście.-mruknęłam, siadając na czerwonej kanapie, która była jak dla mnie jedną z najwygodniejszych na świecie.
-Wiem i mam dla Ciebie niespodziankę.- uśmiechnął się jeszcze szerzej i podszedł klękając przede mną.
Serce w sekundzie podeszło mi do gardła, bo przez myśl przeszło mi oczywiście to, że chce się oświadczyć.
Zamknęłam oczy i nie chciałam ich otwierać.
Delikatnie uchyliłam jedną powiekę i poczułam się spokojniejsza gdy nie dostrzegłam żadnego pierścionka. Zamiast tego przed sobą zobaczyłam nadal szczęśliwą twarz bruneta, która była zdecydowanie za blisko.
-Jadę z Tobą.-powiedział.
Jadę z Tobą.
ON JEDZIE ZE MNĄ.
Gdzie jedzie. Po co. Czemu.
-Do Japonii? -Nie wiedziałam czy mam się cieszyć, czy smucić, nie wiedzialam jak zareaguje Sasuke jak go zobaczy.
Chwila. A co mnie obchodzi jakiś Sa...
-No tak!-krzyknął i już chciał mnie przytulić kiedy nagle drzwi gabinetu otworzyły się, a do środka wparowała pół naga kobieta. Ta sama, którą widziałam na korytarzu, wychodzącą z biura.
-Twoja dziewczyna chyba już poszła, więc chyba możemy kontyn....- przerwała chwile po tym jak mnie zobaczyła. Wydawała się kompletnie zszokowana moją obecnością. Chyba naprawdę była pewna, że już wyszłam.
Nagle to do mnie doszło.
Przecież on mnie zdradził.
Momentalnie wyrwałam się z jego objęć.
-Nigdzie ze mną nie jedziesz. -Powiedziałam przez zęby głosem pełnym nienawiści. Nie miałam pojęcia co mam robić, co mówić. -Życzę miłej zabawy. -Dodałam kpiąco powstrzymując łzy.
Jak mogłam byc taka głupia.
-Coś się stało panienko? -zapytała Mia widząc mój pośpiech.
-Wszystko w porządku.
Dawno temu zmuszona byłam zostawić Sasuke i wyjechać, potem całe 6 lat byłam sama. Przeżywałam to rozstanie jak cholera. Najtrudniej było odpuścić, przestać walczyć, pozwolić by uczucia tak po prostu wygasły. Właściwie moje życie opierało się wtedy na nauce i kontaktach z Temari. Nie miałam nawet innych przyjaciół.
Dopiero teraz dochodzi do mnie jaka samotna byłam. Byłam? Jestem.
Pare miesięcy temu Tem zaciągnęła mnie na jakąś imprezę, gdzie poznałam Daichiego. Spodobał mi się.
Wszystko stało się naprawdę przypadkiem, poznaliśmy się z dnia na dzień, a ja tak mocno miałam nadzieję, że ten dzień zmieni całe moje życie. Pozwoli zapomnieć. Zagoi rany.
Dopiero teraz widzę jaki błąd popełniłam oddając się dla kogoś, kto tak naprawdę nie powinien być w moim życiu. Dla kogoś, kogo nie chce moje serce.
Dlaczego to tak cholernie boli?
Może nie sama zdrada, ale ta świadomość tylu błędów, które popełniłam
Jak ja mogłam być taka głupia.
Wydawało mi się, że te studia ogromnie mnie zmieniły. Że cały pobyt tutaj mnie zmienił. Że stałam się doroślejsza, poważniejsza i że kompletnie inaczej zaczęłam postrzegać świat. A tak naprawdę nie zmieniło się nic.
Cholera.
Nadal jestem tą głupią, zakochaną małolatą, której wystarczy jeden JEGO uśmiech aby zapomnieć o całym Bożym świecie.
Kocham go.
Tak. Tak. Tak.
Naprawdę go kocham. I przyznałam się do tego sama przed sobą.
Nadal go, cholera jasna, kocham.
Czemu? Po co? Za jakie, kurwa, grzechy?
-Zapłaci pani w końcu czy nie? -usłyszałam po raz kolejny tego dnia niemiły głos taksówkarza. Mam tych starych sknerów już po dziurki w nosie i kiedy myślę, że dzisiaj jeszcze przecież musimy taksówką dojechać na lotnisko, chce mi się rzygać.
Wyjęłam jakieś drobne z kieszeni i nie patrząc nawet na ich sumę, wcisnęłam mu je do ręki i wyszłam.
Na moje piętro szłam strasznie zdenerwowana, ściskając w dłoni telefon i patrząc na tego cholernego smsa. "Hej kicia, przyjedź trochę później, jestem zajęty :(".
JESTEM ZAJĘTY.
JESTEM, KURWA, ZAJĘTY.
''ZAJĘTY RUCHANIEM JAKIEJŚ DZIWKI.''
Tego już nie dopisał..Chwilę później byłam już pod drzwiami naszego mieszkania. Wyjęłam z torby klucze i, siłując się z zamkiem, otworzyłam. Weszłam do środka, zdejmując od razu buty.
-Hej mała, co tak szybko? -zdziwiła się moje współlokatorka.
-Mówiłam Ci jaki z Daichiego jest chuj?-uśmiechnęłam się sztucznie, idąc do naszej sypialni. Temari oczywiście pognała za mną.
-Nie, nie mówiłaś mi.-widać, że kompletnie nie miała pojęcia o co mi chodzi.
-Jak u niego byłam to nagle do jego pokoju weszła pół naga kobieta i powiedziala, że chyba już mogą kontynuować.- powiedziałam. Temari zrobiła wielkie oczy i patrzyła na mnie, jakbym powiedziała jej, że wyprowadzam się i zabieram całe jedzenie, które mamy w lodówce.
-Co ty gadasz... -mruknęła.
-Jak to co ja gadam? Zdradził mnie i tyle! -wyciągnęłam walizkę z szafy i zaczęłam to, co powinnam zrobić już dawno temu. Pakowanie. -Mam już dość tego miasta. -spojrzałam na nią i miałam wrażenie, że zaraz się popłaczę. -Dość miasta, ludzi, taksówkarzów -na to stwierdzenie Temari cicho się zaśmiała. -I tak tęsknie za wszystkimi, których tam zostawiłam.
-Przestań, Sakura. Przecież już dzisiaj tam jedzie...
-A jednocześnie tak bardzo nie chcę spotkać Sasuke.. Tak bardzo nie chcę żeby to wszystko wróciło i... -zacięłam się. -Temari ja nadal go kocham.
Jej spojrzenie nie wykazywało żadnego zaskoczenia.
Patrzyła na mnie jakbym powiedziała coś cholernie oczywistego.
-Przecież wiem, idiotko.- powiedziała spokojnie.
Nigdy tego nie zrozumiem. Ta kobieta intryguje mnie codziennie coraz bardziej.
W ogóle jej nie rozumiem.
Raz jest wybuchowa, raz spokojna, raz mnie wyzywa, innym razem chwali, raz jest kochana, a chwilę później ponownie poważna i straszna.
Boje się Temari. Boję się i cholernie ją kocham.
![](https://img.wattpad.com/cover/79779495-288-k600488.jpg)
CZYTASZ
Sasusaku-mynew
FanfictionHistoria młodej dziewczyny, Sakury Haruno, która zmuszona zostawić całe swoje dotychczasowe życie wyjeżdża daleko od rodzinnego miasta. Czy będzie miała okazje wrócić do dawnego życia?