Judy uniosła brwi, a komendant bezwiednie zrobił to samo.
- Obroże? - spytali niemal jednocześnie, a w ich głosach pobrzmiewał sceptycyzm. Obłoczek zaśmiała się tylko po raz kolejny.
- Owszem, obroże. Ale nie takie zwyczajne. Te obroże będą wykrywać zwiększone ciśnienie i szybsze bicie serca u zwierzęcia, które ją nosi. I natychmiast je utemperuje, co zapobiegnie procesowi dziczenia. Genialne, prawda? - klasnęła w dłonie i opadła na oparcie krzesła, uśmiechając się tryumfalnie. Posterunkowa wymieniła niepewne spojrzenie z komendantem.
- Ale jak niby miałoby to "zareagować", pani burmistrz? - Bogo zadał nurtujące ich oboje pytanie, zanim Judy zdążyła chociażby otworzyć usta. Przedstawicielka władzy wzruszyła ramionami.
- Porazi osobnika prądem.
Króliczka zakryła sobie usta dłońmi. Prądem? Przecież... przecież to będzie sprawiać im ból. Tym razem fizyczny.
- Pani burmistrz, czy... czy to nie jest zbyt drastyczne? - zapytała niepewnie. Jej głos drżał ledwo zauważalnie. Starsza kobieta posłała jej nieco pobłażliwe spojrzenie.
- Niestety, nic innego nie możemy zrobić. Nie ma antidotum na dziczenie, Judy. A takie obroże zapewnią nam wszystkim ochronę. Będziemy się czuć pewniej w obecności drapieżników. Nie będziemy musieli izolować ich od reszty. Sami będą się uspokajać przy atakach złości, żeby tylko nie oberwać prądem. Spokojnie, to nie będzie jakieś duże natężenie. Proporcjonalne do gatunku, wzrostu, wagi i wieku ssaka. Wystarczy, żeby tylko go upomnieć. Komplikacje zaczną się, jeżeli osobnik się nie uspokoi. Wtedy dopiero obroża zrobi swoje, żeby pozbyć się zagrożenia - wyjaśniła. Oczy Judy rozszerzyły się jeszcze bardziej, a uszy opadły.
- Po... pozbyć się? Ale w jakim sensie?
Tym razem burmistrz westchnęła ciężko.
- Tego, moja droga, możesz się sama domyślić.
Owszem, domyślała się.
Jeżeli drapieżnik w odpowiednim momencie się nie uspokoi, obroża go zabije. Nie... to było zbyt okrutne. Nie mogła do tego dopuścić.
- Ale to nadal tylko obroża, pani burmistrz. Taki drapieżnik w napadzie szału mógłby ją zerwać lub zdjąć po prostu zdjąć, gdy nikt nie będzie patrzeć - zaoponował Bogo, któremu pomysł również najwyraźniej nie przypadł go gustu. Owca poprawiła okulary, które z przypływu entuzjazmu zsunęły jej się z nosa.
- Och, bo to przecież nie są zwyczajne obroże. Będzie można je zdjąć tylko i wyłącznie przy użyciu specjalnego urządzenia, które będzie dostępne tylko po uzyskaniu odpowiedniego zaświadczenia. Nigdy żadnemu drapieżnikowi. No, otworzy się też ewentualnie po złamaniu wewnętrznego kodu, ale to raczej niemożliwe, bo jeżeli obroża wykryje, że ktoś przy niej majstruje, uruchomi krótkotrwały przepływ prądu. W dodatku każdą z nich będzie można namierzyć i sprawdzić. Żaden drapieżnik nam nie umknie. To jest idealne rozwiązanie!
Ale Judy nadal nie była co do tego przekonana. Na pewno istniało inne rozwiązanie tej sprawy! Nie musieli się przecież uciekać do tak drastycznych metod! Obłoczek chyba zauważyła jej niepewność, bo pochyliła się nieznacznie w jej stronę.
- Wiem, że wydaje ci się to nieco zbyt drastyczne, Judy - powiedziała spokojnie. - Ale musimy działać dla dobra mieszkańców. Obroże nic nikomu nie zrobią, jeżeli wszyscy dostosują się do zasad. Drapieżniki będą mogły wrócić do normalnego życia. Wszystko wróci do względnej normy.
Posterunkowa uniosła głowę i spojrzała na panią burmistrz. Być może powinna jej zaufać. Być może to naprawdę był jedyny sposób na uspokojenie tej szalonej sytuacji. Być może.
A być może właśnie popełniali największy błąd swoich żyć.
Być może ona popełniała największy błąd swojego życia, powoli kiwając głową w akcie zgody. Obłoczek z uśmiechem klasnęła w dłonie, patrząc na komendanta, który również w ciszy skinął głową.
- Świetnie. Wszystkie drapieżniki mają stawić się w sobotę na placu przed ratuszem. Wszystko ma być zabezpieczone, każdy policjant zobowiązany jest do pełnienia służby. Udostępniam wam rejestr wszystkich drapieżników w mieście. Macie ich znaleźć. Od teraz stawiamy straż przy granicach Zwierzogrodu. Żaden drapieżnik bez obroży ani stąd nie wyjdzie, ani się tu nie dostanie. Dopiero wtedy będziemy mogli mieć zapewnione bezpieczeństwo. Bierzmy się do pracy, moi drodzy. Uczyńmy świat lepszym miejscem!
W tym jednym momencie Judy Hopps znienawidziła swoją własną maksymę. To na pewno nie uczyni świata lepszym miejscem.
Uczyni z niego piekło.
***
Reszta służby minęła jej na papierkowej robocie. Oczywiście to jej Bogo przydzielił przeszukanie wszystkich rejestrów, aby znaleźć drapieżniki. Było to wyjątkowo mozolne zajęcie, szczególnie, że nikt najwyraźniej nie przywiązywał wagi do sortowania mieszkańców miasta gatunkami.
Albo po prostu kiedyś nie było to aż tak szalenie ważne.
Kiedy wyszła z komendy, na zewnątrz powoli zapadał zmierzch. Marzyła już tylko o czymś ciepłym do jedzenia i swoim łóżku pełnym pluszaków.
Jak podejrzewała, uciekło jej metro, a następne miała dopiero za pół godziny. Westchnęła ciężko i postanowiła się przejść. Spacer powinien dobrze jej zrobić. W końcu jeździła tylko po trzy przystanki. To wcale nie aż tak daleko.
Wyszła na ulicę i ruszyła w kierunku swojego mieszkania. Po drodze czuła na sobie niezbyt przyjazne spojrzenia, rzucane jej przez drapieżniki maszerujące odgrodzoną ścieżką. Miała ochotę skulić się jeszcze bardziej. Doskonale wiedziała, że żaden z nich nie widzi w niej bohaterki. I sama nawet się nią nie czuła. Kątem oka zobaczyła ogromny plakat ze swoją twarzą, reklamujący ZDP. Mogła sobie odpuścić. Nie zgadzać się na to wszystko. Uciec.
Tak, ona chciała uciec.
Przejechała rękami po swoich oklapniętych uszach, usiłując się chociaż trochę zrelaksować. Niedługo powinno być lepiej.
Tak, chyba raczej jeszcze gorzej.
- O, idzie. Bohaterka. Taka z niej policjantka jak ze skunksa perfumy - usłyszała czyjeś warknięcie. Niby ciche, a jednak jej wrażliwy słuch od razu to wyłapał. Nieraz już miała do czynienia z podobnymi frazami. Przyspieszyła kroku. Żeby tylko znaleźć się już w swoim mieszkaniu, z dala od tego wszystkiego...
Szła ze spuszczoną głową, za wszelką cenę starając się nie patrzeć na to, co dzieje się dookoła niej.
Chyba właśnie przez to nie zauważyła pary zielonych oczu wpatrujących się w nią zza ogrodzenia.
Te oczy wyrażały złość.
Te oczy wyrażały żal.
Te oczy wyrażały...
No właśnie. Co one wyrażały? Co one widziały w tej drobnej, niemal do granic możliwości skulonej postaci?
Widziały to, co zobaczyć może zdradzony w zdrajcy.
W zdrajcy, który nieodwołalnie zmienił jego życie...
~~~***~~~
Tak, muzyczka z mediów specjalnie się powtarza ^^
CZYTASZ
Drapieżnik czy ofiara?
Fanfiction- Nick, przestań, nie jesteś takim drapieżnikiem. - Jakim? Takim w kagańcu? (...) Wiesz co? Zadam ci pytanie. Czy ty się mnie boisz? Myślisz, że może mi odbić? Że mogę zdziczeć? Że mógłbym próbować cię... pożreć?! #95 w kategorii Opowiadanie - 0...