Rozdział VIII

571 45 41
                                    

Jego pazury postukiwały delikatnie w mur, o który opierał się plecami, patrząc na wiszący powyżej baner reklamowy. Obserwował uważnie każdy przewijający się spot, ale na żadnym nie było tego, na czym mu zależało. Czyżby plotki mówiły prawdę? Ulotniła się z miasta? Narobiła zamieszania i zniknęła?

A może przestraszyła się konsekwencji tego, co zrobiła? Może uciekała przed odpowiedzialnością? Wszystko jedno. Potwierdziło to tylko jego domysły. W ogóle nie obchodziło ją to, co działo się z drapieżnikami. Nie zależało jej na nich. Nie zależało na nim. Chciała jedynie chronić siebie samą. 

W końcu dużo łatwiej podejść do drapieżnika temperowanego elektryczną obrożą, niż takiego, który mógł ją "zaatakować" w każdej chwili.

Najgorsze w tym wszystkim było to, że naprawdę zaczął wierzyć w jej inność. W jej niewinność. W to, że nie przejmowała się gatunkiem. Zaczął wierzyć w nią. Im bliżej ją poznawał, tym bardziej mu się wydawało, że była aniołem zesłanym po to, aby w końcu coś naprawić.

A teraz wszystko było zniszczone. Przez nią.

Sęk w tym, że żaden znak na niebie czy ziemi na to wcześniej nie wskazywał. Sposób, w jaki na niego patrzyła nie wyrażał wzgardy, wyższości czy obrzydzenia. Jej oczy zawsze miały w sobie nadzieję, radość, czasami irytację. I ten błysk, kiedy stawiała krok, którego się nie spodziewał. Uśmiech przy wyciąganiu kolejnego asa z rękawa i obserwowaniu, jak mimowolnie dawał się przechytrzyć. To, jak do niego mówiła. Jak powoli zaczęła przełamywać wszystkie jego bariery. Nie bała się go. Ani przez moment nie wyglądała, jakby się go bała.

Jednak nadal nie mógł pozbyć się z głowy obrazu lęku w jej oczach, kiedy symulował postawę "groźnego drapieżnika". Lęku, strachu, a nawet lekkiej paniki. Jakby nagle stał się najbardziej przerażającym stworzeniem na świecie. Ten jeden gest, gest odruchowej samoobrony sprawił, że cała złudna nadzieja, którą go otoczyła, nagle runęła w dół z zawrotną prędkością.

Nie przestraszyłam się ciebie.

Więc czego? Czego innego mogła się przestraszyć? Stali tam tylko we dwoje, co takiego mogło wprowadzić ją w taki stan? 

W końcu nawet nie zaprotestowała, kiedy oddał jej podanie do ZDP i wyszedł. Nie próbowała go zatrzymać. To tak, jakby po cichu przyznała mu rację. Bała się go. I ten lęk był silniejszy od jakiejkolwiek zbudowanej przez nich więzi. 

W końcu to wszystko było w ich DNA.

Płynnym ruchem odepchnął się od zimnej ściany, wcisnął ręce do kieszeni i ruszył między cieniami na powrót do swojej kryjówki. Tam nie mógł znaleźć go nikt oprócz Finnicka. I tak było dobrze. Chciał zostać sam. Bo samotność go chroniła. 

Nigdy więcej zaufania.

***

Ściana naprzeciwko jej łóżka nie była w najmniejszym stopniu interesująca.

Wręcz przeciwnie, poblakła żółć cechowała się taką monotonią i stuprocentową nudą, że tylko najwytrwalsi byliby w stanie gapić się na nią przez kilka godzin, tak jak robiła to ona. 

Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Spodnie, które chciała założyć nadal leżały obok niej, podczas gdy ona sama siedziała skulona ze wzrokiem wbitym właśnie w ową ścianę. Normalnie nie miałaby takiego problemu. Wstałaby, ubrałaby się i wszystko byłoby dobrze. Jednak nie dzisiaj. Nie tym razem. 

Nie mogła zasnąć przez pół nocy. Ciągle rozmyślała o minionym wieczorze. Czy tak to już zawsze będzie wyglądać? Co wieczór głównym tematem jej przemyśleń będzie wewnętrzna dyskusja o tym, czy zakończyć to wszystko już teraz, czy pociągnąć tę farsę dalej? Udawanie z każdym dniem stawało się coraz trudniejsze, coraz bardziej wykańczające. A wieści ze Zwierzogrodu coraz gorsze. 

Drapieżnik czy ofiara?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz