Rozdział XI

441 27 52
                                    

Nie mogła mu tego zrobić. Po prostu nie mogła. Nie miała takiego prawa. 

- KAROTA! KAROTA, WSTAWAJ! Otwórz oczy, słyszysz? MASZ JE NATYCHMIAST OTWORZYĆ! - jego głos to się unosił, to opadał, łamał się wręcz wybitnie i momentami ledwie można było zrozumieć, co tak właściwie mówił. Na zmianę szeptał, krzyczał i chrypiał, wciąż potrząsając drobnym króliczym ciałkiem, które w jego lisich łapach wydawało się być zdecydowanie zbyt małe, zbyt kruche i zbyt bezwładne.

Reszta dźwięków wydawała się nie istnieć. Nie zauważył, kiedy nadjechały kolejne radiowozy, kiedy światełko na jego obroży zmieniło kolor na lśniącą ostrzeżeniem żółć. Była tylko ona. Nieruchoma, z chwili na chwilę coraz zimniejsza, ze zwykle lśniącym futrem posklejanym przez wyciekającą z odniesionych ran krew. To było szalone. Nierealne. Może to tylko kolejny z koszmarów? Może to tylko jego wyobraźnia? Bo niemożliwe było, że to naprawdę ona... Nie...

- Słuchaj, Judy, nieładnie... nie wolno ci tak robić, rozumiesz? Musisz otworzyć oczy. No wstawaj, do cholery! Zrób mi wykład o zmienianiu świata na lepsze, nazwij mnie głupim lisem, doprowadź mnie do białej gorączki, ale na miłość boską, obudź się!

- PROSZĘ ODSUNĄĆ SIĘ OD TEJ POLICJANTKI!

Następne, co czuł, to czyjeś znacznie większe łapy chwytające go za ramiona i odciągające go od wciąż koszmarnie odmawiającego poruszenia się ciała Judy Hopps. W pierwszym momencie chciał zacząć się szarpać. Bo co, jeżeli to ten niedźwiedź? Ten, który zaatakował Hopps? Szarpnął się gwałtownie i w jednej sekundzie światełko na obroży zmieniło barwę na rażącą czerwień. Krótki strumień elektryczności przemknął wzdłuż jego ciała, na moment odbierając mu możliwość ruchu. Za każdym razem odnosił wrażenie, że prąd stawał się coraz mocniejszy. Bardziej dobitny. Wystarczyło to, aby drugi ssak go puścił, pozwalając mu opaść ciężko na nieprzyjemnie wilgotny chodnik. Musiał się uspokoić. Wdech, wydech... Serce zwolniło tempa i po jakimś czasie w końcu mógł się wyprostować. Za każdym razem dojście do siebie wydawało mu się coraz trudniejsze i dłuższe. Być może po prostu nie miał już siły. Walka z tym ustrojstwem tylko je wyczerpywała, tak samo jak wieczne pozostawanie spokojnym i opanowanym. Bo inną sprawą jest nieokazywanie uczuć, a zupełnie inną całkowite się ich wyzbycie. 

Dopiero po jakimś czasie, w pełni opanowany, uniósł głowę i zobaczył, że to nie był agresywny niedźwiedź, ale  jakiś funkcjonariusz policji, który wciąż mierzył go podejrzliwym wzrokiem. Jakby i on miał w każdej sekundzie zdziczeć.

Zdziczeć.

Jak niedźwiedź, który skrzywdził Karotkę.

(Bezwiednie przesunął opuszkami palców po twardej powierzchni obroży).

Nie przywiązywał do niego zbyt dużej uwagi, odwracając głowę ku grupie ratowników medycznych, która uwijała się przy wciąż nieruchomej króliczce. 

- Przygotować nosze, musi natychmiast trafić do szpitala - powiedział jeden z nich. "Trafić do szpitala". Znaczy, że jeszcze żyje? Jest nadzieja? Serce zabiło mu szybciej, znów owocując systemem ostrzegawczym od urządzenia zaciśniętego na jego szyi. Zignorował to wszystko, bo to się nie liczyło. Nie. Liczyło się tylko to, czy Karotka to przeżyje. MUSIAŁA to przeżyć. Nigdy nie spotkał tak upartej osoby jak ona. Nie była z typu tych, którzy łatwo się poddawali. Owszem, miał jej za złe wiele rzeczy, ale teraz, w tym momencie, nie mógł sobie przypomnieć żadnej z nich. Od kilku dni wielokrotnie nawiedzała go myśl, co by zrobił, gdyby zobaczył ją znów na ulicy, gdyby się spotkali, gdyby stanęli twarzą w twarz. Wyobrażał sobie, jak to mogłoby wyglądać, jak ona próbuje coś powiedzieć, ale on nie ma ochoty jej słuchać. Bo pewnie tak by zrobił - w swojej upartości odwróciłby się do niej plecami i umknął w drugą stronę, żeby nie zdradzić, że na jej widok na szyi zapala mu się żółta lampka. Ta sytuacja jednak była całkowicie inna. Owszem, Finnick miał trochę racji. Judy się do niego dostała. Jednak on nie zamierzał o tym myśleć, bo nie chciał, aby jedyną osobą, która przebiła się przez wszystkie jego bariery była właśnie ona. Ona, która sprowadziła na Zwierzogród czas chaosu. 

Drapieżnik czy ofiara?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz