- Tak, mamo, poradzę sobie. Nie musisz się o mnie martwić - uśmiechnęła się, mając nadzieję, że wyglądało to chociaż trochę szczerze. Bonnie obrzuciła ją badawczym spojrzeniem, ale w końcu odwzajemniła uśmiech.
- No dobrze, kochanie. Zadzwonisz, kiedy dojedziesz na miejsce, prawda? - spytała z troską w głosie, na co Judy ledwie powstrzymała łzy. Przecież właśnie pakowała się w sam środek szalonej wojny z drapieżnikami, aby odkryć, kto tak podstępnie niszczy ich społeczeństwo.
I nie miała pojęcia, komu mogła tam zaufać.
- Oczywiście, że zadzwonię - powiedziała, po raz kolejny przytulając ją mocno. Ponad ramieniem mamy spojrzała na tatę, który nie wyglądał na ani trochę bardziej spokojnego niż ona sama. Ponownie uniosła kąciki ust, co on odwzajemnił z czułością. - Kocham was. Bardzo.
- My też cię kochamy, hip-hopciu - odpowiedział Stu, przytulając żonę i córkę. Stali tak przez krótką chwilę, dopóki kierowca samochodu, który przyjechał po Judy, nie odchrząknął delikatnie. Wtedy dopiero odsunęli się od siebie, wymienili ostatnie uśmiechy i młoda policjantka wsiadła do czarnego volkswagena, skrywając się za przyciemnianymi szybami. Dopiero wtedy pozwoliła sobie na delikatne westchnienie. Tak naprawdę to nie miała zielonego pojęcia, co zrobi po przyjeździe do miasta. Nie czuła już żadnego podekscytowania czy radości. Była przerażona. Była samotna. Do kogo miała się udać? Komu mogła powiedzieć o tym, co odkryła? Kto uczestniczył w tej szalonej zmowie? Najrozsądniej byłoby zwrócić się do Bogo, albo od razu do samej Obłoczek. Ale czy zamieszanie, jakie z pewnością zrobiliby wokół sprawy, nie przepłoszyłoby przypadkiem tego, kto rozpoczął całą tę sprawę?
Prawda była taka, że w całym Zwierzogrodzie była tylko jedna osoba, której wiedziała, że mogłaby zaufać.
Problem w tym, że ten ktoś już nie ufał jej.
Przymknęła oczy i znów odetchnęła głęboko. Mogła sobie myśleć, że zapomni. Mogła wmawiać wszystkim dookoła, że już się z tym pogodziła, że przejdzie ponad tym do porządku dziennego. Prawda jednak była inna. Bardziej okrutna.
Samochód ruszył powoli ku potężnemu niegdyś miastu, a ona całą sobą miała ochotę je zawrócić. Jednak nie mogła. Nie teraz. To w jej interesie leżało naprawienie tego, co się działo.
Musi rozwiązać tę sprawę sama.
***
- Problem w tym, że stare tricki już nie przejdą, musimy wymyślić coś innego - powiedział Finnick, pochylając się na zapełnioną niechlujnym pismem kartką. Nick nie miał zielonego pojęcia, co jest na niej napisane. Tak właściwie to ledwo zwracał uwagę na słowa swojego towarzysza, bardziej skupiając się dokończeniu trzymanego w ręku shake'a. Mniejszy lis zauważył to już jakiś czas temu, ale postanowił ten fakt całkowicie zignorować. Prawda była taka, że zdążył się już przyzwyczaić do tego milczącego i zamyślonego stworzenia siedzącego niemal bezustannie na rozkładanym leżaku pod mostem. Zaczynał nawet powoli wątpić w to, że rudzielec w ogóle zaglądał do swojego mieszkania. W zrezygnowaniu chwycił znajdujący się już na wykończeniu długopis i zakreślił parę niewyraźnych wyrazów na kartce, postanawiając na razie nie marnować głosu na olewającego go kompana. Ciszę przerywały tylko oddalone od nich znacznie odgłosy miasta.
- Wątpię, żeby jakikolwiek trick teraz podziałał. Na pewno nie pośród ofiar - odezwał się w końcu z goryczą rudy lis, potrząsając delikatnie kubełkiem, w którym jeszcze przed chwilą miał pysznego, jagodowego shake'a. Finnick uniósł głowę w zaskoczeniu. Jego kumpel nie odzywał się od tak dawna, że zdążył już zapomnieć, że gościu w ogóle posiada taką umiejętność.
CZYTASZ
Drapieżnik czy ofiara?
Fanfiction- Nick, przestań, nie jesteś takim drapieżnikiem. - Jakim? Takim w kagańcu? (...) Wiesz co? Zadam ci pytanie. Czy ty się mnie boisz? Myślisz, że może mi odbić? Że mogę zdziczeć? Że mógłbym próbować cię... pożreć?! #95 w kategorii Opowiadanie - 0...