I rzeczywiście, Dan rozstał się z Ellen dopiero na osiedlowym parkingu. Na szczęście dziewczyna (może raczej kobieta? Nadal nie wiedział, ile ma lat...) nie odzywała się podczas jazdy, będąc zbyt skupioną na bezpiecznym dowiezieniu jeszcze osłabionego mężczyzny do domu. To oszczędziło mu obowiązku podtrzymywania rozmowy, która z jego udziałem zawsze wydawała się niezręczna. Zawsze miał kłopot z nawiązywaniem luźnych konwersji, z resztą nie bez powodu podczas dyskusji zajmował stanowisko słuchacza.
Mężczyzna wszedł do swojego skromnego mieszkanka na pierwszym piętrze i rzucił klucze na komodę w przedpokoju. Ostatnio rzadko tu bywał, wokół niego zawirował kurz i zapach stęchlizny. Pewnie jakiś zagubiony kubek, który nie został ostatnio umyty, zaczął rozwijać w sobie nowe życie.
Mieszkanie nie było specjalnie duże: niewielka kuchnia, salon, spełniający także rolę jadalni, sypialnia z widokiem na główną ulicę i Pokój Muzykalny. Najwięcej czasu spędzał właśnie w tym ostatnim pomieszczeniu.
Pokój Muzykalny był jednym z tych miejsc, gdzie artystyczny nieład stał na porządku dziennym. Porozrzucane kartki z niedokończonymi tekstami, zmięte i podarte w złości dzieła, dawno zapomniane myśli i niezrealizowane pomysły, składowane w kącie i blednące z każdą chwilą. Jakiś keyboard, kupiony po przecenie w muzycznym na rogu. Dziwne instrumenty, takie jak tamburyna, marakasy, bębenki, które lokalny zespół wystawił na sprzedaż na dobroczynnym jarmarku. Komoda pełna pustych pudełek po pizzy i papierowych kubków po kawie.
I wszystko było jego, Dan nie miał współlokatora, który przewróciłby wszystko w poszukiwaniu kluczy, które za pewnie leżałyby na szafce w przedpokoju. Nie potrzebował go w swoim zagmatwanym życiu. Jedynie koledzy, którzy wpadali, by z nim pomilczeć, utrzymywali pozory jego życia towarzyskiego.
Była jeszcze Dorothy... była. Ale już jej nie ma. Życie z nią było proste: jej sesje fotograficzne, jego praca w barze. Jej pięcie się w górę po szczeblach sławy, jego walka o marzenia. Jej blask, jego cień. Jej ignorancja, jego wrażliwość. Przy niej, starszej o dwa lata dziewczynie, pięknej i pewnej siebie, wyglądał zaledwie jak licealista, nad którym ktoś się ulitował. Czemu wcześniej nie zauważył tego, jak bardzo przy niej blednie, zanika? Dwa lata związku to za mało, by kogoś poznać w całości. „Głupi ja", pomyślał. W zasadzie... czy nie wyszło mu to na dobre? „Mam dopiero 22 lata, na Boga, czemu mi się tak spieszy do małżeństwa?". Podszedł do okna i rozsunął firany, dzięki czemu do salonu wpadła choć odrobina słońca. Otworzył szeroko okno i uśmiechnął się sam do siebie. Wdech i wydech. Napełniał płuca świeżym, nadal pachnący deszczem powietrzem. I po prostu żył. Pierwszy raz sam, całkowicie samodzielnie, niezależnie.
- Jestem wolny. – szepnął.
Powoli uświadamiał sobie znaczenie tych słów. On był... wolny.
- Jestem wolny! – wrzasnął, krzyk wydobył się gdzieś z głębi jego duszy.
- Ciszej, dziecko usypiam. – odkrzyknęła starsza kobieta, która przechodziła akurat chodnikiem z wózkiem.
Dan zarumienił się i usiadł pod parapetem, opierając się czołem o chłodną ścianę. I uśmiechał się, bo w końcu może być całkowicie sobą.
![](https://img.wattpad.com/cover/91886783-288-k758881.jpg)
CZYTASZ
Złe i Dobre Wypadki
FanfictionZbiorowe ff grupy Bastfiction https://www.facebook.com/groups/BastFiction/