Daniel nigdy nie sądził, że wkręcanie cholernej żarówki będzie takie trudne. Okazało się także, że w łóżku Ellen poszła sprężyna, kran nie przestawał kapać, a niepowieszone obrazy aż prosiły o jakiekolwiek zainteresowanie.
- To mieszkanie nigdy nie doświadczyło nikogo bardziej męskiego ode mnie, prawda? – zażartował, lecz żadne z nich się nie zaśmiało.
- Nie, ja nie... to skomplikowane. – Ellen wzruszyła ramionami.
- Opowiedz mi. – mężczyzna zapatrzył w kwiatka na parapecie, który był jedynym żywym elementem w pomieszczeniu. Całe mieszkanie wyglądało na surowe, jakby nadal czekało na to, by ktoś napełnił je hałasem i harmidrem. – Wyznaj, co leży ci na duszy.
- Czemu wydaje mi się, że mogę Ci w tej sprawie zaufać? – podniosła lewą brew. – Ale to, co powiem, może nie być zbyt piękne, ani ciekawe, ani nijakie...
- Zaskocz mnie.
- Jestem lesbijką.
- Co? – Dan zachłysnął się powietrzem. To nie tak, że nie był tolerancyjny, po prostu jeszcze niedawno próbował ją pocałować. Teraz miał prawo być zaskoczonym po usłyszeniu tej kompletnie zmieniającej sytuację informacji.
- No właśnie... Czasem mam wrażenie, że to źródło wszystkich problemów. Przez to mój syn nie ma ojca, a moja ostatnia dziewczyna odeszła ode mnie, kiedy dowiedziała się o ciąży. Myślała, że ją zdradziłam, ale to... to był gwałt. Było, minęło, nie chcę o tym rozmawiać. Dodatkowo ludzie... oni nie chcą traktować mnie jako równej sobie. Od pewnego czasu ciągle muszę się że sobą ukrywać, ja... ja nie daję rady. – Ellen wyglądała w tym momencie na tak załamaną, że jedyne, co mężczyzna mógł zrobić w takiej chwili to ją przytulić.
Nie mógł zrozumieć, czemu tak wielkie brzemię spoczywa na barkach tej drobnej, zagiętej przez życie osoby. Choroba dziecka, stawianie czoła stereotypom, niestabilna praca - to zdecydowanie za dużo jak na jedną osobę. Właśnie w takich momentach wątpił w to, że Bóg traktuje wszystkich po równi i kocha każdego. Kiedy widział ludzi zniszczonych, załamanych, samotnych i cierpiących...
Pragnął zrozumieć, ale nie mógł. Nie potrafił objąć umysłem tego, co się dzieje, czemu i jak – dlaczego. Nawet nie zauważył, kiedy po policzku spłynęła mu łza.
- Zamieszkaj przez ten czasu u mnie. – szepnął – Sprzedamy to mieszkanie, dzięki temu opłacisz zaległe rachunki. Kiedy wróci twój syn, znajdziemy jakiś mniejszy lokal na obrzeżach miasta, opłaty będą znacznie mniejsze. Popytam znajomych, może będą mieli dla ciebie jakąś lepiej płatną pracę, może kelnerka...
- Nie mogę. – kobieta odwróciła wzrok. – Nie umiałabym zwalić ci się na głowę z tym wszystkim.
- Jeżeli chcesz, podzielimy się kosztami utrzymania mojej kawalerki. Na pewno wyniesie to o wiele mniej, niż czynsz za takie kilkupokojowe mieszkanie. – żywo gestykulował dłońmi, jakby chcąc podkreślić każdą dobrą intencję, zawartą w swoich słowach.
- Boję się.
- Też się boję, jestem wręcz przerażony wieloma sprawami. I właśnie dlatego sądzę, że pomożemy sobie pokonać nasze strachy. Jesteś w tym że mną? – podniósł do góry dłoń, a Ellen po chwili wahania bez słowa przybiła mu symboliczną piątkę, potwierdzenie ich rosnącej z każdym dniem przyjaźni.
•••
- To tutaj, jak z resztą wiesz. – Dan postawił pudło z ubraniami kobiety przed drzwiami swojej kawalerki. – Pamiętaj, jestem tylko mężczyzną, nie sprzątałem tu porządnie jakoś od dwóch miesięcy. – Ellen zaśmiała się, a cały korytarz rozbrzmiał jej dźwięcznym śmiechem.
- Będziesz miał ze mnie pożytek, uwielbiam robić porządki. – powiedziała, kiedy weszli przez wąski przedpokój do salonu. – Już kocham twoją kanapę. – Ellen od razu rzuciła się na miękkie poduszki, bez których Dan nie wyobrażał sobie swojego mieszkania.
- Obawiam się, że nie możesz teraz się nią zachwycać. W lodówce mam jedynie piwo i kilka kawałków sera, więc musimy jechać na drobne zakupy, wiesz. – zakłopotany podrapał się w kark.
- Dobra, ale ty prowadzisz. – mówiąc to rzuciła mu kluczyki od swojego auta.
Zdumiewające, jak bardzo zmienił się jej nastrój od czasu rozmowy w jej mieszkaniu. Na szczęście, na dobre, ponieważ Ellen wydawała się powoli odzyskiwać blask, który w którymś momencie życia tracić.
•••
Oczywiście, że wszystko musiało pójść niezgodnie z planem.
Ellen włączyła radio, w całym aucie rozbrzmiała końcówka utworu Use Sombody od Kings of Leon. Żadne z nich nie lubiło tego kawałka, dlatego kobieta włożyła do odtwarzacza kasetę z własną składanką.
- Eminem? Nie wyglądasz na fankę rapu, podziwiam, nie powiem. – Dan pokiwał głową z uznaniem. Po chwili zaczął nucić pod nosem razem z wykonawcą refren 'Lose Yourself'.
Po chwili oboje darli się, starając się przekrzyczeć drugiego i popisać się swoją znajomością tekstu. Po chwili jednak jeden głos ucichł, aż mężczyzna popatrzył ze zdziwieniem na swoją towarzyszkę podróży.
- Dan! Uważaj, ona chce wbiec na ulicę! – krzyknęła przerażona Ellen i kiedy Dan popatrzył na drogę, ujrzał biegnącą prosto na samochód dziewczynę. Gwałtownie zahamował, na szczęście o milimetr omijając ją.
- Raz pod wozem, raz kogoś o mało nie przejeżdżam... – powiedział po chwili milczenia, po czym wybiegł z auta, ponieważ prawie-poszkodowana właśnie była na skraju przewrócenia się na ulicę.
- Hej, nie umieraj, nie chcę iść do więzienia. – powiedział przestraszony do blondynki, która siedziała na ziemi z szeroko otwartą buzią. Dopiero po kilku sekundach uświadomiła sobie, że ktoś do niej coś mówi i popatrzyła na Dana szeroko otwartymi oczami.
- Umierać – szepnęła, po czym spojrzała zegarek na swoim nadgarstku. – Boże święty, spóźnię się... o, właśnie odjechał mój autobus, spóźnię się, moja wykładowczyni mnie zabije, jak nie oddam jej mojej pracy... – złapała się za głowę i wyglądała, jakby zaraz miała się rozpłakać.
- Przed chwilą o mało cię nie przejechałem, a ty martwisz się o wypracowanie
CZYTASZ
Złe i Dobre Wypadki
Fiksi PenggemarZbiorowe ff grupy Bastfiction https://www.facebook.com/groups/BastFiction/