12. Wietrzne Westchnienia - Alicja K.

75 4 1
                                    

Niestety po Ellen nie było śladu. Chłopcy zjedli swoje porcje i Dan nie mógł nadal przedłużać spotkania. Z lekko zepsutym humorem opuścił knajpę wraz z nowym zespołem.

- Dan, możemy nazywać się Super Koty? – spytał Kyle, a resztka obiadu poruszyła się na jego brodzie.

Smith uniósł brew, nie chcąc nawet zniżać się do konieczności odpowiadania.

- No to może Słodkie Kociaki... - ciągnął niezrażony brunet. – Wiesz tak jakby Pussycat Dolls 2.

- Jezu...


***


Wiatr był coraz mocniejszy. Szatyn chował nos w żółto-szarym szaliku i trzymał kaptur bluzy, żeby nie spadała z jego czupryny. Dzisiejszy wieczór równie dobrze mógłby być scenerią podrzędnego horroru. Chmury gnały po niebie, rozświetlane ostrym blaskiem księżyca w pełni. Żółte światła latarni migały, gdy pędzące w powietrzu liście przemykały tuż przy żarówkach. Na chodniku nie było żywej duszy. Tylko jeden mały, trochę już podpity po kolejnych etapach „integracyjnego" spotkania Dan.

I dziewczyna siedząca na ławce.

Chłopak uniósł brwi na widok drobnej postaci. Ellen pozwalała krótkim czarnym włosom chłostać ją po twarzy. Z przymkniętymi oczami odchyliła głowę, a światło latarni pod którą się znajdowała skakało bezkarnie po bladej twarzy.

Z jakiegoś powodu widok brunetki nie zdziwił Smitha. Była tą osobą, która za każdym razem sprawiała wrażenie oderwanej od rzeczywistości. Równie dobrze mógł ją spotkać lewitującą pod Big Benem.

- Czy ty niczego się nie boisz?

Dziewczyna drgnęła i obdarzyła przysiadającego się do niej mężczyznę zmęczonym spojrzeniem.

- Czego ja miałabym się bać Danie Smith? – odparła pytaniem na pytanie.

Głosem cichym. Przygnębionym. Jakby jej świat był szaro-fioletowy.

- Złodziei? – chłopak nie był pewien, czy jego przyziemne zmartwienia faktycznie dotrą do umysłu pogrążonego w mgle trudnych myśli, jaka opanowała głowę towarzyszki. – Gwałcicieli? Bezpańskich psów? Choroby?

Ellen skrzywiła się, słysząc ostatnie słowo.

- Jedyne czego powinniśmy się tak naprawdę bać, to ludzie, których kochamy – stwierdziła, patrząc bezosobowo w ciemną noc.

Brunet zacisnął zęby, czując ukłucie w sercu. Czegoś się już o tym dowiedział.

- Co się stało?

Zielone oczy napotkały troskliwe błękitne spojrzenie.

- Czy znamy się na tyle dobrze, że powinnam ci powiedzieć? – słowa brunetki mieszały się z wiatrem pływającym po gałęziach. – Kim dla siebie jesteśmy, żeby dzielić się wewnętrznymi smutkami?

Dan przygryzł wargę.

- Masz rację, przepraszam – spuścił głowę. – Nie mam prawa pytać o takie rzeczy.

- A jednak – westchnienie jakby odjęło dziewczynie trochę ciężaru z klatki piersiowej. – A jednak chciałabym ci powiedzieć, wiesz? Masz głośniej bijące serce od innych, czujesz to?

Żadna odpowiedź nie pojawiła się w głowie Smitha. Ellen była bezsprzecznie wyjątkową osobą, ale cichy mrok w kącikach jej źrenic napawał szatyna nieprzyjemnym dreszczem. Było w niej coś ciemnego, czego wcześniej nie zauważył przez warstwy miłych uśmiechów. Coś dziwnie obcego, ale równie przyciągającego.

- Widzisz Dan – dolna warga zaczerwienionych od mrozu ust zaczęła drżeć. – Mam wszystkiego już dosyć, a tu jest tak spokojnie. Chciałabym wreszcie pobyć sama. Bez tych wszystkich problemów. Jestem zmęczona ciągłymi pytaniami Blake'a o to, kiedy odwiedzi go tatuś. Powiadomieniami lekarzy, że jego stan się ciągle nie poprawia, więc nie wiadomo, kiedy będę mogła zabrać go do domu. Twoim głupim pocałunkiem, który był niezręczny i nie wiem co miał oznaczać. Rachunkami, które ciągle rosną i moją wcale nierosnącą pensją. Pieprzoną żarówką, która przepaliła mi się w kuchni wczoraj wieczorem i...

Nagle, jakby to właśnie ta „pieprzona żarówka" była największym utrapieniem wszechświata, brunetka wybuchła płaczem. Skonfundowany chłopak przez chwilę przyglądał się łkającej znajomej, aż wreszcie niezręcznym gestem poklepał ją po plecach.

- Wiesz, mogę ci wymienić żarówkę, jeśli chcesz – zaproponował niepewnie.

- Naprawdę? – zapłakane oczy spojrzały na niego z nadzieją.

- Jasne – Dan odsłonił nadszczerbionego kła w uśmiechu. - Zawsze to jakiś początek.

- Okay – dziewczyna pociągnęła nosem i wreszcie na jej przemęczonej twarzy pojawił się lekki grymas, przypominający jej uroczy uśmiech. 

Złe i Dobre WypadkiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz