Nagle usłyszał jak ktoś dobija się do drzwi.
- Smiiiiiiiith! Rusz dupę! Koledze nie otworzysz? Haloooo, jest tam kto ?! Daaaaaan! Danaaaaaa! Ja tu czekam i nie odejdę, póki mi nie otworzysz !
„Świetnie." – pomyślał. – „Jeszcze JEGO tu brakowało..."
Z niewielką chęcią zwlekł się z łóżka i powoli otworzył drzwi.
- Kyle? Co tu robisz? Czego chcesz? – mruknął Dan.
- A sprawę do Ciebie mam – odparł i wepchnął się z gracją kota do pokoju Smitha. – A raczej nie sprawę, tylko informację : IDZIEMY NA IMPREZĘ !!!
- Co? Jaką imprezę? Nigdzie nie idę, daj mi spokój... – Dan westchnął i upadł na łóżko, zakrywając twarz poduszką.
Kyle rozejrzał się po pokoju. W pomieszczeniu unosił się zapach burritto z mikrofali. Zasłonięte zasłony, niedbale pościelone łóżko, okruszki od ciasteczek, które były dosłownie wszędzie...to był obraz nędzy i rozpaczy.
- Hmm...przyszedłem w samą porę – powiedział pod nosem i zaczął ciągnąć Dana za nogę tak mocno aż ściągnął mu trampka.
- Idź w cholerę! – Dan uniósł głos.
- Dan! Wiesz, że nie lubię Cię w takim stanie, tyle razy już Tobie pomogłem jak byłeś w dołku. Jestem jak Twój pierdolony Anioł Stróż i nakazuję ci iść na imprezę, wyjść do ludzi! Stary, zgnijesz w tym pokoju , bo jak teraz nie ruszysz dupy to będziesz tak siedział tutaj do trzydziestki! Nie zachowuj się jak diva!
W tym trzeba było mu przyznać racje. Kyle może nie wyglądał na gościa któremu można ufać i miewał często głupie pomysły, ale mimo wszystko był dobrym kolegą. To nic,że Dana drażnił czasem jego „nonszalancki stosunek do mody" (tak, tak kazał to nazywać) , bo ile razy widziano go w różowym sweterku lub w t-shirtcie w małe kotki... Dodać do tego zawadiacki wąs który był jego znakiem rozpoznawczym i można wyobrazić sobie jaki kontrast tworzyła jego twarz i ubiór. Ale Kyle lubił być w centrum zainteresowania. Ot, cały Simmons. Całkowite przeciwieństwo Smitha. Mimo wszystko dziwnym trafem ten facet zawsze pojawiał się zawsze gdy Dan miał problemy. I zawsze mu pomagał. W mniej lub bardziej osobliwy sposób.
- Jak pójdziemy na tą zasraną impreze to dasz mi spokój? – warknął Dan.
- Obiecuję ! – Simmons uniósł dwa palce w górę , jakby składał przysięgę małego skauta.
Smith usiadł, ubrał trampka, który ześlizgnął się z jego stopy podczas „potyczki" z kumplem , podszedł do lustra, przeczesał włosy palcami , założył swoją nieśmiertelną szarą bluzę z wilkiem i wyszli.
***
W klubie było duszno, a wszędzie unosił się dym papierosów. Ściany było w kolorze wściekłej pomarańczy , a podłoga mieniła się jakby ktoś wysypał na niej ciężarówkę brokatu.
- Co za tandeta... – wetchnął Smith – Kto w ogóle robi impreze tutaj ? Kto nas zaprosił ? – zaciekawił się i spojrzał na kolegę marszcząc brwi.
- Imprezę robi Charlie... – nieśmiało odpowiedział Kyle.
- CO? Ten CHARLIE? Przecież go nie znoszę! Nabija się ze mnie odkąd chodziłem z nim do ogólniaka ! Wychodzę !
Dan odwrócił się na pięcie, ale poczuł szarpnięcie za ramie.
- Stary i właśnie dlatego Cię tu wkręciłem. Alkohol jest na koszt gospodarza, więc możesz obalić cały barek i na dodatek wyhaczyć jakieś laski. Żyć , nie umierać! To będzie taka mała zemsta za te wszystkie lata poniżania. Nic go bardziej nie wkurzy jak widok Dana – Zdobywcy, a nie Dana – Cieniasa. DO BOJU TYGRYSIE!
***
Nie minęły nawet 2 godziny, a obaj szaleli na parkiecie jakby starali się o miejsce do „Tańca z gwiazdami".
- Kyle! Kocham Cię ssssssstary! – Smith cmoknął go w czoło – Mordo ty moja! Ty wiesz co dla mnie najlepsze ! – uścisnął Simmonsa. – Ej , udało mi się nawet wyrwać jedną laskę metodą „na morsa" !
- Chcesz mi powiedzieć, że wetknąłeś sobie dwa patyczki do ust, udając morsa i jakaś hot panna dała Tobie swój numer? – odparł z niedowierzaniem Kyle.
- Dokładnie tak! - odpowiedział Dan z wielkim uśmiechem, jakby właśnie wygrał w Totka.
- Nasuwają mi się tylko dwie myśli: albo ta laska była pijana w sztok albo to Wieczór Cudów! Brawo Dan! – zachichotał Kyle.
Siedzieli oparci o bar i z wnikliwością Sherlocka starali się wyhaczyć z tłumu piękności które wywijały pośladkami jak w teledysku "She bangs" Ricky'ego Martina.
- Patrz kto przylazł! Z żonką! Woody! Boże, wygląda jak potulna panda... Łazi za Chrissy jak piesek. Pewnie przyszli tylko na pół godziny, a w szklaneczce tylko soczek... A pamiętasz jak szalał z nami na Glastonbury? To były czasy.. Na cholerę się hajtał?! No po jaką cholerę? Ta kobieta już go wykastrowała, a nie minęły nawet trzy miesiące od ich ślubu. – westchnął Simmons , popijając powoli swoje whisky z colą.
- Daj mu spokój , Kyle... Może uznał, że to ta JEDYNA? Rozumiem go całkowicie, sam bym chciał znaleźć kobietę z którą bez wahania chciałbym spędzić resztę życia...
- Dan. Błagam Cię. Nie pierdol. PIJ. – Kyle przewrócił oczami i poklepał Dana po ramieniu w przyjacielskim geście.
Nagle jego oczy zrobiły się ogromne jak spodki.
– Wooow! Widzisz gościa pod palmą? – słychać było jego ekscytacje w głosie. – To WILL. Gość jest najbardziej tajemniczą postacią jaką widziałem w swoim życiu. Ponoć jego ojciec był bossem mafijnym i szmuglował kokainę. On sam uciekł z domu gdy miał 16 lat i teraz się ukrywa... Nic dziwnego,że nosi ciemne okulary w ciemnym klubie, nie chce zdradzać swojej tożsamości, taki Koleś – Incognito. Szacun. Ej, myślisz,że on coś widzi przez te okulary? – Kyle uniósł brew i głaskał swoją brodę, jakby chciał wysilić umysł.
Nagle Dan przerwał tą chwilę konsternacji przyjaciela i krzyknął:
- KARAOKEEEEEEE! Idziemy Kyle!
***
Słońce już wschodziło gdy dwaj przyjaciele wracali powolnym krokiem do domów. Głowy już zaczynały pulsować od nadmiaru alkoholu i głośnej muzyki,ale mimo wszystko byli w dobrych humorach.
- Ale poszszszaleliśśśśmy! Pięknie zaśpiewałeś „Total eclipse of the heart" Dan, Bonnie Tyler byłaby z Ciebie dumna ! – zamamrotał Kyle.
- Och, proszszszę Cię! Uczyłem się od mistrza ! Twoje „Girls just wanna have fun" zmiotło konkurentów z podłogi ! – Dan ukłonił się w pas i udawał,że oddaje koledze pokłony.
- Wiem! Dlatego zgarnąłem ekstra flaszszszkę za pierwsssss....pierwsssz....- jego język się plątał od procentów które ostro buzowały w jego organizmie – Walić to! Byłem najepssssiejszzszy, o! – Kyle dumnie poklepał się po piersi.
- Hej! Może stworzymy zespół? Ty będziesz śpiewać, ja będę w chórkach , weźmiemy Woodiego , będzie grał na perkusji i tego Willa, bo zawsze musi być jakiś dziwak w zespole.... – Dan popłynął w świat wyobraźni.
Spojrzeli na siebie i nagle wybuchnęli histerycznym śmiechem. Śmiali się tak równo dziesięć minut, turlając się po chodniku w Leeds, nie zważając na to, że jest 5 rano i, że obudzą wszystkich sąsiadów. Po chwili otrzepali się i rozeszli się, a Dan pomimo ogromnego zmęczenia odczuwał niesamowitą ulgę i po raz kolejny w myślach dziękował za to,że napotkał w swoim życiu Simmonsa.
„Pieprzony Anioł Stróż", pomyślał.
CZYTASZ
Złe i Dobre Wypadki
Hayran KurguZbiorowe ff grupy Bastfiction https://www.facebook.com/groups/BastFiction/