Rozdział 6.

1.8K 100 6
                                    

Gdy tylko weszłam do biblioteki poczułam charakterystyczny zapach książek. Ruszyłam w stronę półek z książkami o różnych Opowieściach.
Napotkałam jedną, która nosiła nazwę "Baśnie bardla Beedle'a". Usiadłam przy jednym stoliku i zaczęłam czytać.

Już prawie skończyłam książkę gdy została mi jedna baśń. Jak tylko przeczytałam tytuł, uśmiechnęłam sie mimowolnie. "Opowieść o trzech braciach" chwyciłam swoją Insygnie, którą zawsze miałam przy sobie i zaczęłam sobie wspominać jak mój dziadek zawsze nam to opowiadał.

Szłam w stronę wielkiego domu, mama jedną ręką trzymała moją a drugą Amandy. Zatrzymaliśmy się całą siódemką przed drzwiami, aby poprawić nasze stroje. Tata zadzwonił dzwonkiem a one się uchyliły i pokazał się nam mały skrzat, który wpuścił nas do środka. Podaliśmy mu nasze płaszcze i ruszyliśmy w głąb domu.
Szłam obok Blaise'a, który trzymał mnie za moją małą rączkę. W salonie, który był bogato udekorowany, była cała nasza rodzina. Wszyscy rozmawiali i śmieliśmy się z kawałów wujka Flemonta. W rogu stali James i Jane Potter, już Mark i Billy, Ashley Merlin oraz Blance Peverell.
Chciałam tam podejść, lecz ktoś zaczął wołać nasze imiona a ja dobrze wiedziałam do kogo on należy. Do mojego kochanego dziadka Harolda.
Puściłam rękę brata i pobiegła w jego stronę tak szybko jak pozwoliła mi sukienka.
-No Alexandro, jak ty wyrosłaś.- powiedział biorąc mnie na ręce.- To ile już masz lat, moja droga?
-Pięć lat dzidziu.
-Blaise, kolejny który wyrósł.- powiedział i również go wziął na ręce.
-Dziadku mam tyle samo lat ile Alex.-zaśmiał się.
-Wybaczcie starszemu człowiekowi.- odstawił nas na podłogę i chwycił za ręce.- Chodźmy już na obiad.
Po skończonym obiedzie, dziadek zaproponował nam, że opowie nam historię naszego rodu w salonie.
Ruszyliśmy tam i usiedliśmy w połkolu koło fotela dziadka.
Zaczął nam opowiadać historie o trzech braciach.
Po skończeniu dał każdemu z nas wisiorek z Insygnią Śmierci by nam przypominała z jakiego rodu pochodzimy. I powiedział nam również, że pochodzimy od brata, który posiadał peleryne-niewidke.
Co roku jak się spotykaliśmy dziadek opowiadał nam tą historie a my zawsze w skupieniu jej słuchaliśmy.

Zamknęłam książkę i odłożyłam ją na miejsce. Szłam do nas do pokoju odpocząć.
Gdy tylko tam weszłam zostałam chłopaków na kanapie. Podeszłam do Jamesa i usiadłam na jego kolana a on oplutł ramiona wokół mojej tali.
-Jak tam po pierwszym dniu, panowie?
-Ciężko.-powiedzieli razem.
-A gdzie ty byłaś? Nie widziałem cie ani na obiedzie ani po nim.- powiedział mój kuzyn.
-Na obiedzie siedziałam z Ksenofiliusem a potem byłam w bibliotece.
-I mnie nie wzięłaś?- powodział Remus.
-Przepraszam, następnym razem napewno cie wezmę.
Spojrzałam na Syriusz, który przyglądał się mi a potem okularnikowi.
-Mam coś na twarzy?- spytałam rozbawiona.
-Nie, ale to trochę dziwne bo...
-Bo siedzi mi na kolanach?- dokończył za niego James a on przytaknął.
Wymieniliśmy spojrzenia i zaczęliśmy się śmiać.
-Ona jest moja kuzynką.- powiedział roześmiany szatyn.
-Czemu nie powiedzieliście wcześniej?- spytał Peter.
-Nie było okazji.- powiedziałam.

Siedzieliśmy do dziesiątej wieczorem. Postanowiliśmy iść do pokoji, przed rozdzieleniem, przybiłam z każdym piątke i poszłam do siebie.

Dziewczyny były już w łóżkach, więc szybko poszłam do łazienki wziąć prysznic i iść spać, żeby być przygotowaną na następny dzień, lecz sobie przypomniałam, że muszę zapytać braci gdzie jest kuchnia.

Wbiegłam do Pokoju Wspólnego i na moje szczęście bliźniaki siedzieli w fotelach. Podeszłam do nich z uśmiechem na twarzy.
-Cześć chłopaki.
-Hej Alex.- powodzieli równo.
Siadłam obok Billa i uśmiechnęłam się szeroko.
-Jak pierwszy dzień?- spytał Mark.
-Wspaniale.- uśmiech nie opuszczał mojej twarzy.
-Co się tak szczerzysz?- spytał Billy.
-Wiecie, że bardzo was kocham?
-Co chcesz?- spytali w tym samym czasie.
-Czy ja zawsze muszę coś chcieć? Może poprostu chce wam powiedzieć jak bardzo was kocham.
-Tak jasne...- zaczął Mark.
-... do rzeczy.- dokończył Billy.
-Ugh, macie mnie. Wiecie gdzie jest kuchnia?
-Jest na ona na tym samym piętrze co Wielka Sala..
-Ale musisz trochę zejść po schodach na dół, na końcu korytarza..
-Wtedy pokaże ci się korytarz z wieloma obrazami..
-Musisz iść na prawie sam koniec, do obrazu z owocami..
-A żeby się dostać za obraz poprostu pogilgocz gruszke.- mówili na zmianę co wręcz uwielbiam a na sam koniec powiedzieli razem.
-Jesteście wspaniali.- pisnełam szczęśliwa.
-Do usług. A teraz coś w zamian.- powiedzieli razem.
Wstałam z oparcia i dałam najpierw buziaka Billemu a potem Markowi.
-I to rozumiem.- powiedział Mark.
-Idź już spać mała.- uśmiechnął się Billy.

Pobiegła do sobie i szybko wskoczyłam pod kołdrę.
-Mia wiem gdzie jest kuchnia.
-To się wyśpie. Dora idziesz jutro z nami przed pierwszymi zajęciami na śniadanie do kuchni?
-Tak, to nie będę musiała rano wstawać na śniadanie. Uwielbiam was.- powiedziała filoletowowłosa przekręcając się na drugi bok.
-A ty Lily?- spytałam.
-Wstanę rano i pójdę do biblioteki.
-Jak uwarzasz. Dobranoc.
-Dobranoc.- odpowiedziały.
Usnełam od razu gdy okryłam się szczelnie pościelą.

Friends? Always!-Huncwoci i HuncwotkiWhere stories live. Discover now