Rozdział 20.

653 34 13
                                    

Po nowym roku dni szybko mijały nawet nie wiadomo kiedy. Stawały się coraz dłuższe i cieplejsze. Z dnia na dzień zbliżaliśmy sie do końca roku.
W połowie maja czwórka Huncwotów nie myślała już o nauce a o wakacjach.

-Jeszcze tylko kilka tygodni i w końcu wracamy do domu.- powiedział James rozciągając się w cieniu wielkiego dębu.
-Nie każdy ma tak dobrze.- mruknął pod nosem czarnooki.
-Zobaczysz Syriusz, wszystko będzie dobrze.- uśmiechnęłam się do niego ciepło.
-Skończy sie jak zawsze na kilku siniakach, codziennych awanturach i wyzwiskach. Da sie przyzwyczaić.-powiedział sarkastycznie.
-U mnie masz zawsze drzwi otwarte, bracie.- Potter poklepał go po plecach.

Rzuciłam okiem po Błoniach gdzie było naprawdę dużo uczniów. Niektórzy czytali książki w samotności, niektórzy wygłupiali sie wraz z przyjaciółmi, jeszcze inni chodzili ze swoją drugą połówką za rękę wokół jeziora.

-Alex, słuchasz nas?- Remus pomachał mi ręką przed twarzą.
-Możecie powtórzyć?- uśmiechnęłam się słodko.
-Mówiliśmy o tym, że musimy zrobić jeszcze jakiś kawał przed końcem roku.
-Tylko co takiego można zrobić?- zastanawiał sie Peter.
- Trzeba zrobić coś wielkiego, ale już po kolacji.- powiedział James poprawiając włosy i uśmiechając się szeroko do grupki dziewczyn, które trzebiotały w naszą strone.

Nie minęła nawet sekunda jak Black zerwał się ze swojego miejsca i ruszył w ich kierunku. Zaraz stał wśród nich, opierając się ramieniem na barkach niskiej czarnowłosej dziwczynie.  Prychnęłam pod nosem i zaczęłam podnosić się ze swojego miejsca.

-Alex, gdzie idziesz?- spytał Peter.
-Jak najdalej od tej szopki.- wskazałam głową w stronę gdzie stał nasz przyjaciel.
-Ktoś tu jest zazdrosny...- kuzyn podniósł kilka razy brwi w moim kierunku.
-Jesteś idiotą a teraz przepraszam, ale ulatniam sie stąd.

Kierowałam się w stronę wejścia do zamku, gdy nagle przed moimi oczami zrobiło się ciemno a za sobą usłyszałam uroczy śmiech.

-Sean to nie jest śmieszne.- mimo mojej powarznej miny zaśmiałam się gdy zobaczyłam jego szeroki uśmiech.
-Jesteś urocza jak próbujesz być poważną.- pogłaskał mnie po policzku.
-Nie wiem czy zauważyłeś, ale ja zawsze jestem urocza.- zrobiłam głupią minę.
-Nie, teraz nie jesteś.- zaśmiał się czochrając mnie po włosach.

Nagle zrobił się poważny, spojrzał mi prosto w oczy przy tym delikatnie się uśmiechając.

-Miałabyś może ochote na spacer?
-Chętnie.

Chodziliśmy po Błoniach śmiejąc sie w głos z opowiadanych przez siebie nawzajem historii. Uczniowie dość dziwnie patrzyli na naszą dwójkę, bo nieczęsto widuje się spacerujących w spokoju "wrogów" i do tego obejmujących się.

Siedliśmy w końcu koło jeziora wczesnym wieczorem spokojnie rozmawiając. Moja głowa była na ramieniu chłopaka, który mnie obejmował.

-I właśnie wtedy Blais spadł z miotły rozumiejąc, że Quidditch nie jest dla niego.- zaśmiałam się ze wspomnienia z dzieciństwa.
-Dlatego panikuje jak baba, gdy widzi miotłe, oczywiście bez urazy.

Usłyszałam za nami jakieś głosy, wiec szybko się odwróciłam, ale nikogo tam nie było.

-Spokojnie kochanie, pewnie to wiatr poruszył drzewa w Zakazanym Lesie.- Sean potarł mnie po ramieniu , patrząc głęboko w moje oczy.

Gdy spowrotem odwróciłam się w strone wody zobaczyłam moich przyjaciół z domu węża.

-Wszystkiego najlepszego Alex i Blaise!- krzykneli wszyscy razem rzucajac się na mnie przez co zaraz byłam przyciskana do zimnej trawy.

Friends? Always!-Huncwoci i HuncwotkiWhere stories live. Discover now