7. Nie ma ludzi idealnych.

1.7K 172 61
                                    

- Mamo, wszystko będzie dobrze. Dam sobie radę. - Powtarzałam w kółko. Moja mama jak zawsze trochę za bardzo panikowała. Sama zgodziła się na ten wyjazd, więc o co jej teraz chodzi?

- I proszę cię, nie zrób sobie tam dziecka. - Powiedziała, patrząc na mnie błagalnym wzrokiem. Z racji, że staliśmy jakieś pięćdziesiąt metrów od reszty uczestników wycieczki, czułam się zażenowana jej wykładem na temat alkoholu, narkotyków, papierosów no i seksu.

- Oczywiście. - Przewróciłam oczami. - Kocham cię. - Cmoknęłam ją w policzek i złapałam swoją torbę, aby później udać się w poszukiwanie jakiejś znajomej twarzy.

- Ja ciebie też! - Krzyknęła za mną. Odwróciłam się jeszcze i pomachałam jej, po czym dołączyłam do innych dzieciaków. Usiadłam na swojej walizce i wyjęłam telefon, aby napisać do swojej przyjaciółki, której jeszcze tutaj nie było. Nie zdążyłam tego zrobić, ponieważ dosłownie wskoczyła na mnie od tyłu. Oczywiście, mój brak koordynacji spowodował to, że obie skończyłyśmy na ziemi.

- Jedziemy! - Piszczała Cassie, leżąc obok mnie. Śmiałam się z jej zachowania, a ona śmiała się sama z siebie, jak zawsze zresztą.

- Dziewczynki, spokojnie. - Usłyszałyśmy głos Pana Harrisona nad nami. Wstałyśmy i otrzepałyśmy się z brudu, którego na betonowym chodniku zdecydowanie nie brakowało.

- Z momentem, w którym wsiądziemy do tego autobusu, mogę odhaczyć z planu wspólną wycieczkę. - Powiedziała Cassie, pokazując mi kartkę, na której zapisany jest ten jakże wspaniały plan.

- Cass, mówiłam ci, że nie jadę tam dla niego. - Próbowałam przypomnieć jej o ostatniej akcji z tamtą dziewczyną.

- No tak, ale...

- Daj spokój. - Poprosiłam i zabrałam jej kartkę, po czym wsadziłam ją do kieszeni swoich jeansów.


Chwilę później wszyscy siedzieli już w autobusie, który miał zabrać nas na lotnisko. Niby Nowy Jork nie jest aż tak daleko, ale myślę, że nikt nie miałby ochoty jechać czterdzieści parę godzin autobusem, gdy możemy tam polecieć samolotem i być tam po niecałych pięciu godzinach.

Oczywiście, w autobusie siedziałam z Cassie. Tak samo miało być w samolocie, bo mimo że oczywiście wszyscy mamy wyznaczone miejsca, wiadomo, że wszyscy się pozamieniają. A przynajmniej taką wszyscy mamy nadzieję.

Na lotnisko dotarliśmy po pół godziny.

- Zaraz usnę na stojąco. - Słyszałam mówiącą do mnie Cassie.

Racja jest trzecia nad ranem. Nasz lot jest o szóstej. Niektórzy zapewne nie spali od wczoraj, na przykład taka Cassie. W sumie się nie dziwię. Mnie było trudno zasnąć, a co dopiero takiej wariatce jak Cass, która ekscytuje się nawet wspólnymi zakupami w weekend.

Bez problemu przeszliśmy przez bramki i cała odprawa przebiegła zgodnie z planem.

Jedyne co mnie martwiło, to fakt, że jeszcze nie widziałam Luka. Nie rozglądałam się za nim jakoś specjalnie, ale myślę, że powinien rzucić mi się gdzieś w oczy do tej pory.

Gdy doszliśmy do poczekalni, nadal mieliśmy niecałe dwie godziny do odlotu. Wszyscy rzucili się na McDonalda, aby zjeść coś przed wejściem do samolotu. Jestem pewna, że nie tylko mnie mama wyposażyła w różnego rodzaju bułki i słodycze na podróż, ale też wolałam zjeść coś ciepłego, dlatego razem z Cassie kupiłyśmy kawę i cheeseburgery, po czym usiadłyśmy na podłodze, bo niestety nie było dla nas miejsca na krzesełkach i zaczęłyśmy jeść, oraz rozglądać się za Hemmingsem.

Crush || L.HOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz