- Co wy sobie wyobrażacie?! - Krzyczeli na nas nauczyciele i personel hotelu, ale ja się tym nie przejmowałam. W mojej głowie odtwarzały się jedynie sceny naszego pocałunku. Obraz jego delikatnych ust połączonych z moimi sprawiał, że moje ciało wariowało. Każde, najmniejsze muśnięcie naszych warg było piękne i idealne. Nie mogło być lepiej.
Przez to, co zrobiliśmy, dostaliśmy karę w postaci sylwestra spędzonego w hotelu. Cała reszta udaje się na Times Square. Normalnie byłabym smutna, ale sylwester spędzony z blondynem wydaje się całkiem dobrym pomysłem.
Tak też było. Na początku siedzieliśmy w pokoju Luka i właściwie cały czas się całowaliśmy, a później jedna z pracownic hotelu przyszła po nas, ponieważ Pan Harrison nie pozwolił zostawiać nas za długo sam na sam. Więc zabrała nas do głównego pokoju. Włączyliśmy telewizję i oglądaliśmy imprezę, na której mieliśmy być, ale żadne z nas nie narzekało na ten wieczór spędzony we dwójkę. Dostaliśmy szampana na koszt hotelu, co było bardzo miłe, szczególnie po tym, co zrobiliśmy. Gdy wybiła dwunasta, Luke otworzył szampana i podzielił go pomiędzy naszą dwójkę. Życzyłam mu szczęśliwego nowego roku, on mi tego samego. Stuknęliśmy się plastikowymi kubeczkami i na tym skończyła się ekscytacja nowym rokiem. Bo właściwie, czym tu się ekscytować? Kolejny rok. Jesteśmy o rok starsi, o rok mądrzejsi i o rok bardziej doświadczeni. Rok bliżej do pełnoletności i rok bliżej do śmierci. Podumowując - nic się nie zmienia, oprócz dwóchj cyferek na końcu daty. Miałam nadzieję, że znów mnie pocałuje, ale tego nie zrobił z niewiadomych mi przyczyn.
Kilka dni później opuściliśmy hotel i udaliśmy się na lotnisko, z którego mieliśmy się udać z powrotem do San Francisco. Tym razem, Luke nie usiadł ze mną. Zajął miejsce obok Caluma, kilka siedzeń za nami. Nie przejmowałam się tym. Zapewne chciał po prostu siedzieć ze swoim najlepszym przyjacielem, ponieważ wcześniej go wystawił. Zrozumiałe.
Gdy wylądowaliśmy, z lotniska odebrała mnie mama. Cassie pojechała z nami, bo miała spędzić tę noc w naszym domu. Gdy dotarłyśmy na miejsce, obie wykończone poszłyśmy do mojego pokoju i przebrałyśmy się w piżamy. Usiadłyśmy na łóżku, za którym okropnie tęskniłam.
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej, jak to mówią.
- Nadal nie mogę uwierzyć, że go pocałowałaś! - Zaczęła od nowa Cassie. Gdy powiedziałam jej to w Nowym Jorku, nawijała o tym przez prawie dwie godziny.
- To on mnie pocałował. - Przypomniałam jej. Nie jestem aż tak odważna. Nie jestem ani trochę odważna.
- Ale później ty go pocałowałaś. - Zauważyła. Miała rację, ale to raczej pragnienie, a nie odwaga.
Wzruszyłam ramionami i przykryłam się kołdrą.
- Nic nie idzie według planu! - Sfrustrowała się, patrząc na ten okropny kawałek kartki, którego tak bardzo nie znoszę.
- Ponieważ, ten plan nie ma żadnego sensu. Nie da się przewidzieć kolejnych ruchów drugiej osoby. Nie da się wszystkiego idealnie ułożyć, tak jakby się tego chciało. Na tym właśnie wszystko polega i to jest w tym wszystkim najlepsze. - Powiedziałam, patrząc na nią.
Przez chwilę nic nie mówiła. Gapiła się na jej arcydzieło, po czym zmięła kartkę i rzuciła na drugi koniec pokoju.
- Pieprzyć to. - Powiedziała i weszła pod okrycie obok mnie.
Leżałyśmy i rozmawiałyśmy o wszystkim, co działo się w Nowym Jorku. Przypominałyśmy sobie różne zabawne zdarzenia, które miały miejsce. Nie żałuję, że tam pojechałam. Bardzo się z tego cieszę.
***
Dwa dni później przyszedł czas na powrót do szkoły. Ubrałam czarne jeansy i zwykłą, białą koszulkę z dekoltem w serek. Pierwszy raz od bardzo dawna wyjęłam z szafy swoje całe białe trampki, które założyłam na pudrowe skarpetki.
CZYTASZ
Crush || L.H
FanfictionOna obserwowała go od pierwszego dnia szkoły. Po dwóch latach zapamiętała nawet najmniejszy szczegół. Znała każdą stylizację jego włosów. Każde spojrzenie. Pamięta wszystkie jego wyrazy twarzy i każdą melodie jego głosu. Pamięta, że w poniedziałki z...