Clary. Jeden moment.

449 28 7
                                    

- Clary - dziecięcy głos wdziera się do mojego snu - chodź, muszę ci coś pokazać.

Powoli otwieram oczy i ukazuje mi się twarz chłopca. Chłopca z burzą kasztanowych włosów i za dużymi okularami na nosie. Max.
- Max, co ty tu robisz... - szepczę i podnoszę się na łokciach, tak by lepiej mu się przyjrzeć. 

Tak, to na pewno jest on.

- Chodź Clary, ktoś chce się z tobą zobaczyć.

Max, wyciąga do mnie rękę i pomaga mi wstać. Teraz dopiero zauważam, gdzie jesteśmy.

Jeszcze przed chwilą leżałam pod rozłożystym dębem na wzgórzu, z którego rozciąga się widok na rodzinną posiadłość Fairchildów, w Idrisie. Dobrze pamiętam to miejsce. Po tym jak uwolniłam anioła Ithuriela, budynek się zawalił, ale teraz wygląda jak gdyby nic się tu nie wydarzyło, wygląda jak mój dom w Idrisie. 

Max ciągnie mnie za rękę i idziemy powoli w stronę budynku. Po chwili przechodzimy przez niewielki strumyk. Miejsce, w którym całowałam się z Jace'em.

Jace.

Nie chcę teraz o nim myśleć.

Po chwili stoimy tuż przed głównym wejściem do rezydencji. Max wciąż trzyma mnie za rękę, ma bardzo chłodną dłoń, nienaturalnie zimną. Jakby był martwy.

Ale przecież jestem z nim tutaj, a ja na pewno żyję...

Drzwi do rezydencji otwierają się z głośnym skrzypnięciem, odsłaniając wnętrze budynku. Niepewnie zaglądam do środka i powoli wchodzę, a Max zostaje na zewnątrz. Stoję w oświetlonym korytarzu i słyszę dźwięki fortepianu. 

Dom wydaje się zamieszkany, świadczą o tym ślady błota na długim, czerwonym dywanie i płaszcze wiszące na wieszakach przy wejściu. 

Idę w stronę pokoju, z którego słychać dźwięki fortepianu i docieram do wysokich, lekko uchylonych drzwi. Następnie wchodzę do środka i zamieram, kiedy widzę kto siedzi przy fortepianie, również dźwięki instrumentu cichną.

***

- Witaj, Clary. - mówi chłopak - Oczekiwałem cię. Chciałem zobaczyć się z moją siostrą.

Sebastian podchodzi do mnie i obejmuje. Jestem tak sparaliżowana, że nie wiem jak zareagować.  

Po chwili chłopak odsuwa się ode mnie, promiennie się uśmiecha i patrzy mi w oczy. 

Są zielone. Takie jak Jocelyn.

- Max dobrze się spisał, ten chłopak jest cudowny. Szkoda, że odszedł w tak młodym wieku, mógłby być świetnym Nefilim...

- Z tego co pamiętam to ty przyczyniłeś się do jego śmierci - przerywam mu ostro i odzyskuje rezon. Rozglądam się po pokoju w poszukiwaniu potencjalnej broni, nie mam żadnej  przy sobie, a nie mam pojęcia czego się po nim spodziewać. Jesteśmy w pokoju muzycznym, gdzie na środku stoi biały fortepian, a wokoło instrumentu są ustawione pluszowe, białe kanapy. Pod ogromnym oknem dostrzegam gabloty z mizerykordiami... 

Szybko wymijam blondyna i biegnę do przeciwległego kąta pokoju. Jednym szybkim ruchem rozbijam szybę, nie zwracając uwagi na ból, wyjmuję nóż i odwracam się w stronę Sebastiana, gotowa w każdej chwili użyć broni.

Blondynowi uśmiech nie schodzi z ust kiedy powoli idzie w stronę jednej z kanap. Siada na niej wygodnie wyciągając przed siebie swoje długie nogi, nadal nie spuszczając ze mnie wzorku. 

Na zawsze i na wieczność ~ ClaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz