Annie. Wspomnienia.

636 26 4
                                    

Kilka lat wcześniej...

Pierwszy raz spotkałam go w Idrisie, w domu Penhallow. Zawsze stał z boku i nie wtrącał się do rozmów. Miał śliczne blond loki i złote oczy. Był atletycznie zbudowany, i jak na szesnastolatka, bardzo umięśniony.
Od razu mi się spodobał.
***
- Chodź tu! - krzyczy - jesteś głucha czy głupia?! Nie słyszysz co mówię?!
Tym razem przechodzi do rękoczynów. Podchodzi do kąta, w którym siedzę i zaczyna ciągnąć za włosy, przyciągając do siebie.
Policzkuje mnie, a jej ostre paznokcie przebijają się przez moją skórę.
Stoję na środku pokoju z zakrwawionym policzkiem i łzami w oczach.
- Jesteś taka sama jak twój ojciec! Nic nie umiesz, do niczego się nie nadajesz, nawet nie umiesz poprawnie tego powtórzyć!
Puszcza mnie jedną ręką, niestety lewą nadal trzymając silnie moje włosy. Prawą ręką sięga do pasa bojowego, powoli go ściąga.
Jestem przygotowana na ten ból. Codziennie go doświadczam. Nie rozumiem dlaczego nikt nie słyszy moich krzyków, dlaczego nikt mi nie pomoże.
Jestem sama.
Nikt mnie nie uratuje.

Gwałtownie się obudziłam, łzy ciekły mi po policzkach.

Od pół roku zawsze śnił mi się ten koszmar.

Nie, koszmar.

Rzeczywistość.

Odkąd pół roku temu ktoś zwrócił uwagę na krzyki i postanowił ingerować, zostałam uratowana.

Powoli podniosłam się do pozycji siedzącej i równie powoli wstałam. Poszłam w stronę kuchni, wciąż zdruzgotana moim koszmarem.

Gdy dotarłam na miejsce nalałam do szklanki wody i wypiłam za jednym razem. Oparłam się  o blat i zsunęłam plecami w dół, żeby usiąść opierając się plecami o szafki.

Siedziałam tak kilka minut, zawsze tak było. Musiałam się zastanowić, oswoić z teraźniejszością i odgonić złe wspomnienia. 

Po chwili ktoś wyjął mi szklankę z dłoni, napełnił i znów mi podał.

- Wypij, lepiej się poczujesz. - powiedział ktoś aksamitnym głosem. Podniosłam wzrok, zobaczyłam pięknego blondyna. Chłopak wpatrywał się we mnie swoimi bursztynowymi oczami, były śliczne. - Strasznie krzyczałaś, podziwiam, że innych nie obudziłaś - Tak, krzyczenie przez sen też mi się zdarzało - miałem nadzieję, że może chcesz się wyżalić, ja chętnie posłucham.

W sumie, czemu nie.

Chociaż...

- Praktycznie rzecz biorąc, ja cię nie znam. Nie chciałabym obcej osoby obarczać moimi problemami. - stwierdziłam.

- Nazywam się Jace Wayland, miło mi. - Blondyn uśmiechnął się i podał mi dłoń. Miał śliczny uśmiech.

- Annie Lovelace. - uścisnęłam delikatnie jego rękę.

- Znamy się, możesz zaczynać.

Nie mogłam się nie uśmiechnąć.

- W sumie nie wiem od czego zacząć... Nigdy nie poznałam mojego ojca, moja matka wychowywała mnie sama. Stosowała dość rygorystyczne formy wychowawcze, których ja dobitnie doświadczyłam. Zawsze chciała bym była idealna, wszystko umiała i, żeby ona miała czym się pochwalić. Niestety nie mogłam sprostać jej wymaganiom więc zaczęła mnie bić. Odkąd zaczęłam rozumieć, mówić, chodzić, czyli kiedy miałam 2 lata do momentu, w którym ktoś zwrócił uwagę na krzyki w moim domu, czyli kiedy miałam 15 lat, byłam codziennie bita i poniżana. Pół roku temu Inkwizytor wyciągnął mnie z tego piekła, a państwo Penhallow zgodzili się mną zaopiekować przez pewien czas. Miesiąc temu dowiedziałam się, że moja matka powiesiła się. Nadal nie mogę się zdobyć by pójść na jej grób. Ogólnie za tydzień przenoszę się do Nowego Jorku by tam zacząć nowe, normalne życie.

Na zawsze i na wieczność ~ ClaceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz