***Charlotte
Nie byłam typem osoby, która podporządkowuje się każdemu. Nawet jeżeli byłam niepełnosprawna, to nauczyłam się radzić sobie sama w życiu. Nie chciało mi się spać, przecież dopiero się obudziłam, ile można spać?
Zbliżyłam się do krawędzi łóżka, pomału się z niej ześlizgnęłam i z lekkim łomotem upadłam na ziemię. U siebie miałam o wiele niższe łóżko, ale i z takimi potrafię sobie poradzić. Spojrzałam na wózek, ale potem na drzwi do łazienki. Wybrałam to drugie, bo bardzo musiałam skorzystać. Podciągając się rękami, w miarę szybkim tempie przesuwałam się do przodu. Przez tyle lat ćwiczyłam ręce, więc teraz miałam naprawdę silne i bez problemu dźwigały cały ciężar mojego ciała.
Najgorsze było jednak to, że przez to czołganie się, moja koszula się podwinęła.
Kiedy byłam już prawie w łazience, usłyszałam czyjeś kroki, a po chwili z łomotem w progu pojawił Set. Rozejrzał się zaniepokojony po pokoju, kiedy jego wzrok spoczął na mnie. Niczym burza podbiegł do mnie, złapał mnie w talii i poniósł bez najmniejszego problemu.
- Co ty robisz? Puść mnie! - próbowałam się wyrwać, ale z marnym skutkiem.
- Myślałem, że coś ci się stało, nie strasz mnie tak! - byłam zdziwiona jego reakcją. Wyglądał na naprawdę przejętego tym, że coś mogłoby mi się stać.
- Zostawiłeś mnie samą, z wózkiem po drugiej stronie pokoju, a mi chciało się do łazienki. Ba! Mi wciąż chce się do łazienki! - mówiłam obrażonym głosem.
Set zatrzymał się, po czym westchnął, zrobił w tył zwrot i skierował swoje kroki do łazienki. Posadził mnie na sedesie, odsunął się kilka kroków i stał. Spojrzałam na niego wymownie.
- Może być wyszedł? - spytałam wreszcie, nie kryjąc irytacji w swoim głosie.
- Wybacz, ale wolałbym mieć na ciebie oko, jeszcze coś ci się stanie - zaplótł ręce na piersiach i oparł się o ścianę.
- Chyba sobie żartujesz, że ściągnę przy tobie majtki i się załatwię.
- Ależ nie krępuj się. Mi to nie będzie przeszkadzać, wręcz przeciwnie - uśmiechnął się cwaniacko, a we mnie się zagotowało.
- Czyli jednak pedofil - mruknęłam na tyle głośno, aby mnie usłyszał.
Od razu jego twarz spochmurniała. Wyszedł i jeszcze zamknął za sobą drzwi. Przybiłam sobie w duchu mentalną piątkę. Chwilę męczyłam się z bielizną, ale wreszcie udało mi się ją ściągnąć i załatwić swoje potrzebny, następnie założyłam je z powrotem i ześlizgnęłam się z sedesu. Zamknęłam klapę, bo tego wymagała kultura i zaczęłam czołgać się do wyjścia. Wypoleruję mu w tej łazience całą podłogę, ale tak to jest, gdy nie ma się przy sobie wózka.
Usiadłam i sięgnęłam po klamkę. Musiałam nieźle się wysilić, aby wreszcie opuszkami palców złapać za nią i otworzyć drzwi. A że byłam o nie oparta, nie mogło się to inaczej skończyć, że po prostu runęłam do tyłu. W porę podparłam się łokciem.
Poczułam ręce na plecach i na pewno jeszcze pod kolanami, ale tego już nie czułam. Znowu to zrobił! Spojrzałam na jego twarz, byłam zła, ale widząc jego rozwścieczoną twarz, od razu się uspokoiłam. Widziałam, jak spoliczkował tamtego, nie chciałam oberwać tak samo. Przełknęłam głośno ślinę. Bałam się tego kolesia. Ale w sumie, kto na moim miejscu by się nie bał? Porywa cię obcy facet. Gość, który jest dorosły, a ty masz szesnaście lat, w dodatku nie pozwala ci wrócić do domu pod pretekstem, że tego nie zrozumiem... To jest chyba jakiś chory teatrzyk.
Położył mnie delikatnie na łóżku, co było zupełnie sprzeczne z jego mimiką. Spojrzałam przestraszona w jego oczy i wtedy zaczął się uspokajać. Wziął głęboki wdech i przysiadł koło mnie. Osunęłam się od niego, a on warknął.
- Dlaczego mnie nie zawołałaś, jak skończyłaś? - pytał spokojnie, ale w jego głosie czułam gniew.
- Cenię sobie niezależność - zaplotłam ręce na piersiach. Moja wojownicza aura powróciła.
- Jesteś inwalidką, jak możesz cenić sobie niezależność! - był oburzony.
- Przez wiele lat nie miałam nikogo, nauczyłam się radzić sobie sama i teraz nie potrzebuję niańki - odwróciłam głowę w bok.
Poczułam jego palce na moim podbródku. Zmusił mnie, aby odwróciła głowę w jego stronę.
- Patrz mi w oczy, kiedy ze mną rozmawiasz - wysyczał.
- Nie zasługujesz na to, aby patrzeć ci w oczy - odpowiedziałam, chociaż wiedziałam, że moja odpowiedź była beznadziejna, to chciałam go wkurzyć i pokazać, że chociaż jestem niepełnosprawna, to ze mną nie ma tak łatwo.
Jego wyraz twarzy zrobił się ponownie groźny. Warknął głośno jak jakieś zwierze. Wytrzeszczyłam oczy i spojrzałam na niego przestraszona. Co to miało być, do cholery?! Nie patrząc na mnie, wstał i wyszedł, mocno trzaskając za sobą drzwiami. Zostałam sama.
Ucieszyłam się, bo wreszcie będę mogła doczołgać się do wózka. Ponownie zjechałam z łóżka, ale tym razem ostrożniej i już kompletnie nic mnie nie bolało.
Zaczęłam się czołgać w stronę mojego wózka. Kiedy do niego dotarłam, na czole miałam małe krople potu, ale byłam szczęśliwa. Siedząc na wózku nie czułam się taka bezbronna. Odetchnęłam z ulgą i pomału nakierowałam wózek w stronę drzwi. Ruszyłam.
Były otwarte, więc śmiało nacisnęłam klamkę. Pora uciec z tego wariatkowa. Przede mną pojawił się długi korytarz. Za długi. Nie podobało mi się to, ale zawsze miałam w sobie ten mały promyk nadziei, że może jednak nie będzie tutaj żadnych schodów.
Skręciła w lewo i pomału sunęłam do przodu, przy okazji oglądając wszystko dokładnie. To wyglądało jak jakiś dom miliardera! Wszędzie były jakieś ozdoby, wszystko wypucowane, aż się lśniło! Nie zdziwiłabym się, gdyby dywan, po którym jadę, byłby droższy niż mój wózek.
Wreszcie dotarłam do kresu mojej podróży. Schody. Skrzywiłam się. To była ostatnia rzecz, jakiej bym teraz chciała. Schody to mój odwieczny wróg, bo jeżeli chodzi o schodzenie, to średnio sobie z tym radziłam, a wchodzić nie umiałam w ogóle.
Nie wiedziałam, co zrobić. Zaryzykować, czy też nie. Schody były szeroki, marmurowe i lekko się zawijały. Widziałam, że było ich więcej. Jakieś... dwa piętra?! Co to jest za dom, ja się pytam?!
Jęknęłam i pomału zaczęłam sunąć do przodu. To będzie naprawdę wymęczające. Lekko się rozpędziłam, przez co stałam tylko na dwóch kółkach. To był nie lada wyczyn, bo zjeżdżając ze schodów musiałam pilnować, abym nie przychyliła się za bardzo do przodu lub do tyłu, bo groziło to upadkiem. W dodatku do takiego wyczyny trzeba mieć naprawdę silne ręce. Opłacało się chodzić na siłownię.
Ostrożnie zaczęłam zjeżdżać. Już po chwili poczułam, jak pieką mnie dłonie. Powinnam mieć rękawiczki jak do roweru, ale nie miałam, dlatego moja skóra teraz strasznie cierpiała. Zacisnęłam jednak żeby i zjeżdżałam dalej. Nie mogłam się zatrzymać, nie było już powrotu. Musiałam zjechać na półpiętro, dopiero wtedy mogłam się poddać.
Dłonie mi ścierpły. Dawno tego nie robiłam, a tutaj było naprawdę dużo schodów. Zaczęłam tracić równowagę. Przechyliłam się za bardzo do przodu. W odruchu przymknęłam oczy szykując się na mocny upadek, ale jedyne, co poczułam, to stabilizację. Wreszcie otworzyłam powieki. Serce biło mi jak szalone, myślałam, że zaraz dostanę zawału.
Okazało się, że został mi tylko jeden schodek i teraz po prostu byłam na piętrze niżej. Wypuściłam ze świstem powietrze, które nieświadomie wciągnęłam. Miałam dość. Ręce mi się całe trzęsły z wysiłku. Gdyby teraz ktoś dał mi wodę, to pewnie nie trafiłabym do buzi.
CZYTASZ
Dam radę uciec
WerewolfCharlotte jest inwalidką. Jak była mała w wypadku samochodowym strąciła czucie w nogach i porusza się na wózku. Jadąc przez park, zostaje zaczepiona przez czwórkę mężczyzn, którzy chcą od niej nie wiadomo czego. Niespodziewanie pojawia się ON - przy...