Rozdział XVI

12.3K 1K 110
                                    


Set już popołudniu zamknął się w swoim biurze i tam siedział. O dziwo dostałam od niego pozwolenie swobodnego poruszania się po całym domu, co było oczywiście dla mnie na plus, ale musiałam jeszcze to dobrze rozegrać.

Wyjechałam na zewnątrz, na plac zabaw. Bawiły się tam dzieci, a ich matki siedziały na ławkach i rozmawiały ze sobą. Przypatrywałam się dzieciom i przypominałam sobie, jak to jeszcze ja się tak bawiłam. Mam jeszcze urywki wspomnień z tamtych czasów, ale są one już wyblakłe i czasami zastanawiam się czy nie jest to po prostu moja wyobraźnia.

Dzieci bawiły się i krzyczały, a ja patrzyłam na nie i się uśmiechałam. Jakichś chłopczyk podszedł do mnie i dał mi stokrotkę. Przez chwilę patrzyłam na niego oszołomiona, ale wreszcie wzięłam kwiatek i uśmiechnęłam się w jego stronę. Chłopiec pobiegł dalej się bawić.

Nagle poczułam się obserwowana. Uniosłam głowę i w jednym z okien zobaczyłam Seta. Uśmiechnęłam się do niego szeroko, a ten odpowiedział mi tym samym. Potem wrócił do swoich obowiązków.

Dzień minął szybko. Zrobił się wczesny wieczór, ale i tak jasno będzie jeszcze długo. To był odpowiedni moment. Skierowałam się w stronę bramy wjazdowej. Nikogo nie wiedziałam, ale i tak poruszałam się ostrożnie.

- W czymś mogę ci pomóc, Luno? - usłyszałam nagle głos mężczyzny.

Przestraszyłam się i wzdrygnęłam. Spojrzałam na wysokiego mężczyznę, który patrzył na mnie z troską. No to pięknie. Mam nadzieję, że się nie wkopałam.

- Em... Ja... Znaczy tak, możesz mi pomóc. Chciałam to zrobić sama, ale skoro jesteś, to się przydasz - wymyśliłam coś na poczekaniu.

- O co chodzi?

- Tam za bramą jest taki kwiatek, który bardzo mi się spodobał. Tutaj na podwórzu szukałam takiego, ale nie znalazłam. Widzisz, jest o tam... Ten czerwony. Sama bym po niego poszła, ale wolę nie narażać się Alfie. Pewnie nie spodobałoby mu się, że wyszłam za bramę.

- Pewnie nie. Już idę, proszę, zaczekaj - skłonił się lekko i ruszył za bramę.

Patrzyłam jak mężczyzna wyszedł pięć metrów za bramę i zerwał dla mnie ten czerwony kwiatek. Mak. Podał mi go, a ja podziękowałam i uśmiechnęłam się szeroko.

- Wybacz Luno, ale muszę jeszcze zrobić kilka spraw.

- Tak, oczywiście.

Patrzyłam jak mężczyzna znika za domem. Położyłam kwiatek na nogach i jeszcze chwilę poczekałam. Kiedy byłam pewna, że nikogo nie ma, że nikt mnie nie obserwuje, czym prędzej skierowałam się w stronę bramy.

Pchałam kółka najszybciej, jak tylko potrafiłam, ale jazda po nierównej drodze nie należała do najprzyjemniejszych i najłatwiejszych. Po chwili rozbolały mnie ręce. Przydałyby się rękawiczki.

Z daleka widziałam już asfaltową drogę. Ona musi prowadzić na jakąś główną! Ale wtedy usłyszałam głośne wycie. Nie jednego, a kilkunastu! Set musiał się zorientować. To zmotywowało mnie do dalszego wysiłku. Poczułam ogromne krople potu na moim czole, było mi gorąco, a oddech miałam nierówny. Czułam się jak na jakimś wyścigu. Asfaltówka była coraz bliżej, a kiedy się tylko tam dostanę, pójdzie już o wiele łatwiej. Była kilka metrów przede mną, kiedy na mojej drodze pojawił się wilk. Zatrzymałam się gwałtownie, przez co moje dłonie teraz piekły niemiłosiernie. Brązowy wilk przybrał pozycję bojową i warczał na mnie niebezpiecznie. To był Set. Rozpoznałam go po oczach.

Musiał być naprawdę rozzłoszczony, ale ja nie miałam zamiaru się ugiąć. O nie! Przybrałam hardą minę i wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, rzucając sobie wyzwanie. Po chwili przede mną stał Set. Byłam teraz tak zdeterminowana, że nie obchodziło mnie, że jest nagi, nawet tam nie spojrzałam. Uparcie wpatrywałam się w jego oczy, w których teraz było widać tylko złość i zawód.

- Jak mogłaś uciec?!

- A jak ty mogłeś mnie porwać?! - odezwałam się takim samym tonem jak on do mnie.

- Miałem do tego prawo.

- Gówno miałeś! Możesz być nawet pierdolonym królem całego świata, a i tak nie miałbyś prawa mnie porwać! Jesteś nienormalny!

- Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem, tak mi się odpłacasz?!

- Niby co mi zrobiłeś? Zamknąłeś mnie w swoim domu, narzuciłeś mi z góry, że mam być niby jakąś Luną i przez ciebie spadłam ze schodów! - na to ostatnie zobaczyłam ból w jego oczach, ale teraz miałam to gdzieś. Byłam zbyt pobudzona. - Jedynie z łaski zrobiłeś mi tę całą windę na wózek. Nic więcej!

- O nie, księżniczko, tak rozmawiać nie będziemy. Jestem Alfą, należy mi się szacunek, a ci co go nie okazują, czeka kara.

- Śmiało! Możesz mi ją wymierzyć tu i teraz! Możesz mnie zgwałcić, rozszarpać, zabić. Mam do daleko w czterech literach i tak już gorzej być nie może!

I właśnie otworzyłam bramy piekieł. W oczach Seta kryła się teraz czysta furia. Podszedł do mnie i bez ostrzeżenia mnie podniósł, ale nie w ten czuły sposób jak dotąd, czyli w stylu panny młodej, ale przerzucił mnie dobie przez bark i ruszył w stronę przeciwną do tej, w którą uciekałam. Wracaliśmy do tego głupiego domu.

Jeszcze udało mi się zauważyć, jak jakiś wilkołak bierze mój wózek i idzie w ślad za nami, ale gęste drzewa i krzaki już mi uniemożliwiły widok na to.

Przez całą drogę pomiędzy nami panowała cisza. Nie wyrywałam się, bo jaki to miało sens? Nawet jeżeli udało by mi się wydostać to i tak bym nie uciekła. Szkoda tracić sił. Byłam zła, że mi się nie udało. Mogłam postarać się bardziej! Jeszcze spróbuję. Nie poddam się, dopóki stąd nie ucieknę. Nie ma takiej opcji, że zostanę tutaj. Może w innych okolicznościach bym została, ale cholera jasna, ja chcę iść do liceum, skończyć studia, ja chcę CHODZIĆ!!! A ten dupek mnie przed tym nie powstrzyma.

Po chwili byliśmy w domu. Szliśmy w stronę sypialni. 

Dam radę uciecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz