Rozdział XIX

12.2K 1K 54
                                    


Mia przyjechała pod koniec miesiąca. Opowiedziałam jej mój plan. Kiwała potakująco głową i zgodziła mi się pomóc. Byłam jej za to wdzięczna, bo narażała się. Od razu wcieliłyśmy plan w życie. Zaczął padać deszcz. To cudownie, jeszcze bardziej zamaskuje mój zapach i będzie mi łatwiej.

- Charlotte! - do pokoju wparowała Mia. - Mam to, co chciałaś.

Wyciągnęła w moją stronę rękawiczki i ubrania. Uśmiechnęłam się szeroko. Położyłam je na szafce w łazience.

- Set jest zajęty, ma zebranie. Idź się szybko wykąp, aby zamaskować swój zapach. Masz, tutaj jest mój szampon, a ja wezmę twój. Wszystko się uda, uwierz mi.

Pokiwałam potakująco głową. Każda z nas udała się do łazienki. Ona zeszła trochę niżej. Zaczęłam się kąpać, przy okazji śpiewając w myślach, aby Set mnie nie odgadł moich myśli. Wymyłam się jej szamponem, nawet nie płucząc się dokładnie, aby lepiej było czuć ten zapach. Ubrałam się najszybciej, jak tylko potrafiłam. Na moje szczęście Mia miała pokój tuż pod naszym, więc kilka razy uderzyłam w podłogę na znak, że jestem gotowa.

Usłyszałam, jak wchodzi do pokoju i gasi światło w łazience, a zaraz potem dźwięk zamykanego okna.

Muszę stąd uciec, muszę stąd uciec. Uda mi się! Jeszcze chwila i będę wolna! Jest! Teraz tylko w stronę tego toru przeszkód w lesie i będzie dobrze! Nie złapie mnie, nie znajdzie. Jestem wolna!

Moje myśli krążyły wkoło jednego tematu. Wiedziałam, że Mii już nie było w pokoju. Pobiegła w stronę, o której myślałam, zostawiając za sobą mój zapach. Nagle usłyszałam głośny ryk. Było to bardzo dekoncentrujące, ale starałam się myśleć tylko o ucieczce. Po chwili do moich uszu dobiegł huk opadających drzwi.

Pchaj te kółka, Charlotte, pchaj!

- Kurwa! - usłyszałam zza ściany. - Uciekła! Wszyscy ją gonić!

Jeszcze chwilę odczekałam.

- Nie myśl, Char, nie myśl. Cały czas mów, aby tylko nie myśleć. Gadaj coś bezsensownego, ale nie myśl! Mleko, czekolada, drzewa, życie, wózek, wypadek, słodycze, szkoła - mówiłam cały czas pod nosem i wyjechałam z pokoju pospiesznie.

Windą zjechałam na sam dół. Popędziłam w stronę drzwi. Nikogo nie spotkałam, co było dla mnie na plus. Otworzyłam drzwi i ruszyłam w stronę bramy głównej. Trudno było mówić i pchać wózek. Szybko mój oddech stał się nierówny, więc musiała wreszcie zamknąć jadaczkę i skupić się na pchaniu kółek, aby jak najszybciej znaleźć się na drodze. Jechałam z zawrotną prędkością. Adrenalina podskoczyła mi na najwyższy poziom, niemal nie czułam zmęczenia ani strachu. Jednakże im bardziej się oddalałam, tym bardziej cierpiałam. Cierpiało moje serce i moja dusza. Chciałam zawrócić, poddać się, ale było za późno. Nie mogłam teraz. Niemal ze złami w oczach pędziłam dalej. Padał deszcz, więc po kilku minutach byłam już cała mokra.

Widziałam już asfaltówkę. To tutaj! Jest już dobrze, prawie się udało!

Wjechałam na asflat, już nie próbowałam ukryć swoich myśli, nie dałam rady. Byłam zbyt podekscytowana, aby nie myśleć o tym. Dopiero teraz, kiedy byłam na prostej, równej drodze, mogłam dać z siebie wszystko, więc popędziłam jeszcze szybciej.

Widziałam już główną. Słyszałam pędzące samochody, co wywoływały u mnie panikę, a także szczęście.

Usłyszałam wycie. Przeciągłe wycie, które nie spodobało mi się. Zatrzymałam się przy drodze. Byłam cała mokra, jakbym właśnie wyszła spod prysznica. Wyciągnęłam rękę, aby ktoś się zatrzymał. Nikt. Samochodu przejeżdżały jeden po drugim, a ja czułam, że Set jest coraz bliżej. Kiedy już zaczynałam tracić nadzieje, zostałam oślepiona żółtymi reflektorami. Ktoś się zatrzymał. Nie mogłam uwierzyć w to, że ktoś się dla mnie zatrzymał.

Wiem, to było głupie z mojej strony, bo jeszcze trafiłabym na jakich zboczeńców czy nie wiadomo na kogo jeszcze, ale... jakoś tak wyszło. Kierowała mną teraz adrenalina i spontaniczne myślenie.

Na szczęście była to dobrze wyglądająca rodzina. Mężczyzna siedział za kierownicą, a obok niego kobieta. Z tyłu mieli córkę, na oko miała siedem lat. Rodzice dziewczynki wysiedli i spojrzeli na mnie. Przez chwilę przyglądałam im się, ale wreszcie odważyłam się odezwać.

- Czy zawiozą mnie państwo do Yresel. Mieszkam tam.

- Ależ oczywiście - pierwszy odezwał się mężczyzna. - Pomogę ci wejść do samochodu. Kochanie, ty schowaj wózek do bagażnika. Myślę, że się zmieści.

Mężczyzna wziął mnie na ręce i posadził z przodu na miejscu pasażera. Kobieta zaś usiadła obok dziecka. Po chwili byliśmy już wszyscy. Mężczyzna odpalił samochód i poczekał aż będziemy mogli włączyć się w ruch.

- Skąd się tam wzięłaś?

- Byłam na spacerze i się zgubiłam się, i tak jakoś wyszło.

- To pewnie musiało być okropne spędzenie tam czasu - mówiła dalej kobieta.

Spojrzałam za okno. W tym momencie pomiędzy drzewami zobaczyłam brązowego wilka. Spóźniłeś się, Set. Patrzył na mnie smutny. W jego oczach widziałam ból. Ból, który ja także czułam. Oparłam czoło o szybę, odjeżdżaliśmy.

- Przyzwyczaiłam się - odpowiedziałam szeptem, ale nie mieli prawa mnie usłyszeć. Odjeżdżaliśmy od miejsca, które naprawdę pokochałam. A serce bolało coraz bardziej.

- Gdzie dokładnie mamy cię zawieść?

- Em... do internatu. Tam mieszkam.

- Tam mieszkają twoi rodzice? - zdziwiła się.

- Moi rodzice zginęli w wypadku jak miałam cztery lata.

- Och... to bardzo przykre.

- Niestety.

Na tym skończyła się nasza rozmowa. Z uwagą przyglądałam się drodze, jakbym chciała zapamiętać każdy jej szczegół, aby potem wrócić tutaj z zamkniętymi oczami. Wreszcie dojechaliśmy do mojego kochanego miasta. Zostałam wysadzona przy internacie. Podziękowałam za wszystko i wjechałam do budynku. Zbliżała się pora kolacji, dlatego wszyscy schodzili po schodach na jadalnię. Widząc mnie, od razu się zatrzymywali.

- Charlotte! Gdzieś ty była! Wszyscy się o ciebie martwiliśmy, zniknęłaś tak niespodziewanie! - mówiła do mnie jedna z opiekunek, a ja kompletnie nie przygotowałam się na tę rozmowę.

- Ja... Byłam uzgodnić szczegóły dotyczące... mojej operacji.

Wszyscy tutaj wiedzieli o tym, że jest możliwa operacja dla mnie, więc uznałam to za najodpowiedniejszy temat.

- Naprawdę? To cudownie! Wiesz, mam znajomą, która wyjeżdża za granicę, myślę, że mogłaby wziąć za ciebie odpowiedzialność.

- Serio? Dziękuję! - przytuliłam ją mocno do siebie. Ale nie potrafiłam być wdzięczna, myśl o opuszczeniu tego miejsca łamała nie tylko moje serce, ale i duszę. 

Dam radę uciecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz