Rozdział II

18.7K 1.3K 182
                                    



Miałam ochotę się rozpłakać. Ledwo wytrzymywałam, ale nie mogłam pokazać, że się boję, inaczej będzie jeszcze gorzej. Jeden z blondynów podszedł do mnie i się schylił. Uśmiechnął się do mnie perfidnie, co bardzo mi się nie podobało.

- Nie dasz rady uciec, mała.

- Nie jestem mała - wyrwało mi się. Nie znosiłam, gdy ktoś nazywał mnie „mała", ponieważ gdyby nie wózek miałabym ponad metr siedemdziesiąt wzrostu i do najchudszych także nie należałam. Jednakże w tej sytuacji nie powinnam była tego mówić. Jego twarz pociemniała.

- Coś ty powiedziała? - był wściekły. Najwidoczniej nie podobało mu się to, że się postawiłam.

Jęknęłam żałośnie. A co miałam zrobić? Nie mogłam nawet uciec, a przez strach nie mogłam teraz nawet nic powiedzieć.

- Co, języka ci w gębie zabrakło? - warknął inny.

- Ja tylko... - zaczęłam, ale momentalnie zostałam uciszona porządnym policzkiem.

Zakręciło mi się w głowie. To było naprawdę silne! Spadłam z wózka, który odjechał nieco dalej. Przez chwilę nie mogłam dojść do siebie. Dwie łzy spłynęły mi po policzkach, bardziej wywołane bólem niżeli moim strachem.

Przez chwilę leżałam na ziemi i nie potrafiłam się nawet ruszyć. Głowa mnie rozbolała, czułam jakby mi rozrywało czaszkę od środka. Może dostałam wstrząśnienia mózgu?! Nie, tylko nie to.

Przekręciłam głowę, aby zobaczyć twarz mojego oprawcy. Poczułam narastający we mnie gniew. I tak już byłam skończona, więc do mi szkodziło trochę powalczyć o siebie?

- I co, zadowolony? - teraz to ja warknęłam w jego stronę. Zdziwił się. - Uderzyłeś niepełnosprawną dziewczynę, ale musisz czuć satysfakcję - rzuciłam z ironią.

Ktoś z boku parsknął, ale nawet nie spojrzałam na niego. Teraz wolałam mieć na niego widok. Nie był wściekły. Był mega wkurwiony!

Wyciągnięta ręka leciała w moim kierunku. Zamknęłam oczy i przygotowałam się na ból.

- Co tu się wyprawia, do kurwy nędzy?! - wrzasnął ktoś. Głos był tak potężny, że sama skuliłam się i odwróciłam głowę. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki cała moja buntowniczość odleciała w siną dal.

Wszyscy nagle spuścili głowy, a ręka cofnęła się. Boże, kolejny? Jęknęłam cicho. Miałam już dość. Byłam zmęczona i nie marzyłam już o niczym innym jak tylko o moim wygodnym łóżku. Chciałam spać, zapomnieć o tym wszystkim. Jeszcze chwila Charlotte, jeszcze chwila, pocieszałam się w myśli.

- Alfo... my... - zaczął mój oprawca.

- Zamknij się! - warknął mężczyzna.

Ciekawość wzięła górę i odwróciłam głowę. Pomiędzy mężczyznami, którzy mnie otaczali, pojawił się jeszcze jeden. Był wyższy od reszty i bardziej umięśniony. Jego potężną klatkę piersiową opinała czarna, przylegająca koszulka, na sobie miał ciemne jeansy i buty motocyklisty.

Odważyłam się spojrzeć mu w twarz. Krótkie, czarne włosy z pojedynczymi, czerwonymi pasemkami. Ostre rysy twarzy, kwadratowa szczęka i dwudniowy zarost. Wyglądał naprawdę groźnie, już z samej twarzy. Spojrzałam mu w oczy. To było groźne, władcze i brutalne spojrzenie. Jego oczy były koloru szafirowego - piękny, ciemnoniebieski odcień. On także spojrzał na mnie, a wtedy jego oczy zmieniły kolor na krwistoczerwony.

Co to, do jasnej cholery, miało być?! Przecież żaden normalny człowiek tak nie ma! Może ja mam już zwidy? Mniejsza z tym, przez to jeszcze bardziej zaczęłam się bać.

Widziałam, że w chwili, gdy nasze spojrzenia się spotkały, mężczyzna nagle spiął się. Zacisnął mocno pięści i szczękę. Wyglądał, jakby ostatkami sił się przed czymś powstrzymywał. Nie chciałam wiedzieć, przed czym. Warknął.

Warknął!

Warknął jak prawdziwy pies! Przecież żaden normalny człowiek tak nie robi! Co to miało być?! Zaczynałam chyba popadać w panikę. Oddech mi niesamowicie przyspieszył. O nie, kiedy ostatnio tak oddychałam, to zemdlałam. Nie chciałam tutaj teraz mdleć! To nie czas i miejsce! I nie towarzystwo!

Oczy mężczyzny, który wyglądał na około dwadzieścia lata, miały dalej swój normalny kolor. Spokojnym krokiem podszedł do mnie. Zaczęłam się trząść jak galareta. Na ten gest zwolnił. Chyba nie chciał robić mi krzywdy. Stanął przede mną i kucnął. Jego spojrzenie nie było już takie groźne, teraz patrzyła na mnie z... czułością? To było naprawdę dziwne. Uśmiechnął się delikatnie i wyciągnął w moim kierunku dłoń. Pogładził mnie po policzku. Przeszedł mnie dreszcz. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale jego dotyk był tak bardzo przyjemny i kojący. Wtuliłam twarz jeszcze bardziej w jego rękę i przymknęłam oczy. Kolejny raz przeszedł po mnie dreszcz.

Opanuj się! Kobieto! Kleisz się do nieznajomego!

Ocknęłam się, otworzyłam gwałtownie oczy i odepchnęłam jego rękę. Byłam teraz na maksa przestraszona, ale nie tym, co tutaj się dzieje, ale tym, co dzieje się ze mną. Mężczyzna zmarszczył brwi w niezadowoleniu, ale pomału odetchnął i jego twarz ponownie wyglądała na spokojną.

Wstał. Wyszukał wzrokiem blondyna. Podszedł do niego gwałtownie i go spoliczkował. Zielonooki upadła na ziemię. Z jego ust zaczęła sączyć się krew.

- I co? Przyjemnie? - warknął w jego stronę. Dobrze, że nie widziałam jego twarzy, bo sądząc po głosie, to pewnie wyglądał, jakby chciał go zabić, a wówczas od razu zeszłabym na zawał. - Masz szczęście, że ona tutaj jest, bo zabiłbym cię na miejscu.

Nie chciałam patrzeć na to, co może się stać za niedługo. Nie miałam zamiaru także dłużej leżeć na tej ziemi. Zmarzłam. Odszukałam wzorkiem mój wózek i zaczęłam się do niego podczołgiwać. Będę cała brudna.

Nie słuchałam, o czym gadają, nie obchodziło mnie to, chciałam po prostu się stamtąd zmyć. Oddychałam ciężko, co nie zwiastowało niczego dobrego. Wolę zemdleć gdzieś przy ulicy, a nie tutaj, gdzie nikogo nie ma prócz nich.

Dam radę uciecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz