Rozdział XII

14.7K 1.2K 157
                                    


Set nie kłamał, mówiąc, że zaraz wszyscy się zlecą i że każdy ma swoje miejsce przy stole. Tych ludzi było naprawdę sporo. I każde miejsce było zajęte. Kto tylko wchodził do pomieszczenia, patrzył w stronę Seta, kiwali głową i mówili „Witaj, Alfo". Nie rozumiałam tego zachowania. Żyli pod jednym dachem, widzieli się codziennie, a pomiędzy nimi panowała taka formalność. Zdaje mi się, że jedynie kobiety mają tutaj niejakie taryfy ulgowe, bo nie każda się witała, a Set na to nie reagował. Zaś jak mężczyzna nie przywitał się, to zaraz warczał. Przecież to było takie dziwne!

Nie udało się oczywiście nie zauważyć ciekawskich spojrzeń niemal wszystkich zgromadzonych. Czułam się trochę onieśmielona tym, ale starałam się o tym nie myśleć.

- Ja też powinnam się do ciebie zwracać „Alfo"? - spytałam.

- Jesteś moją bratnią duszą, dlatego wręcz nakazuję ci, żebyś się tak do mnie nie odzywała.

- Ale dlaczego? Przecież to jest chyba wyrażanie szacunku, nie?

- Tak, ale w twoim przypadku, to przedrzeźnianie. To tak, jakbyś wyszła za jakiegoś faceta i mówiła do niego po nazwisku.

- Aha - skwitowałam i więcej się nie odezwałam.

Poczułam jak Set przybliża swoją twarz do moich włosów i wdycha ich zapach. I co tutaj jest do wąchania? Nie pachnę jakoś nadzwyczajnie.

- Cudownie pachniesz - czy dla niego wszystko wiązane z moją osobą jest cudowne?

Wzięłam mocny wdech, aby jakoś się rozluźnić. Byłam w naprawdę ciężkiej sytuacji. Siedziałam na kolanach potężnego mężczyzny, który potrafi zamieniać się w wielkiego wilka, ponadto co chwilę czuję na sobie ciekawskie spojrzenia, które pomału mnie irytują i wprawiają w dyskomfort.

- Zanim zaczniemy jeść śniadanie - odezwał się nagle Set, ale nie do mnie. Mówił tubalnym głosem, aby każdy go usłyszał. Wszystkie pary oczu skierowały się na nas. - Chciałbym wam przedstawić kogoś bardzo ważnego. To jest Charlotte i jest moją mate. Co za tym idzie? To wasza Luna.

Zaczerwieniłam się, kiedy ich spojrzenia stały się jeszcze bardziej nachalne, a kiedy Set skończył, do moich uszu doszły okrzyki szczęścia, pogwizdywanie i wycie. Chyba... byli szczęśliwi.

- Dlaczego oni się tak cieszą? - szepnęłam do Seta.

- Luna dodaje sił stadu. Dzięki temu będą silniejsi.

Przyjrzałam się jeszcze raz wszystkim zgromadzonym. Nie patrzyli już na mnie tym ciekawskim spojrzeniem, ale teraz w ich oczach widziałam szczęście, radość i nawet miłość. Pierwszy raz spotkałam się z czymś takim. Wilkołaki są naprawdę zaskakujące.

Wreszcie podano nam jedzenie. Była to jajecznica z szynką. Uwielbiam ją! Przyniesiono mi także widelec, który przyjęłam z wdzięcznością i pomału zaczęłam jeść swoją porcję. Ze zdziwieniem jednak stwierdziłam, że Set nie je. Odwróciłam głowę w jego kierunku i spostrzegłam, że przygląda mi się z rozmarzonym wzrokiem.

- Czemu nie jesz?

- Póki co nasycam się twoim pięknym widokiem.

- Pff... Takie gadki na mnie nie działają, wybacz.

Set uśmiechnął się łobuzersko, co bardzo mi się nie spodobało.

- Ale to na ciebie działa.

Przybliżył się do mojej twarzy i pocałował mnie. Chciałam cię cofnąć, ale jego ręka na moich plecach utrudniała mi to. Całował mnie delikatnie, nawet bardzo delikatnie, przez co przechodziły mnie przyjemne dreszcze. Niepewnie odwzajemniłam ten pocałunek. To był błąd. Jeden, wielki błąd. Zatraciłam się na amen. Miałam ochotę całować go bez przerwy, po całym jego ciele. Chciałam, żeby mnie dotykał, przytulał i pieścił.

Cholera! Charlotte, o czym ty myślisz?! Masz dopiero szesnaście lat!

Pomału odsunęłam się od niego, aby go nie zdenerwować. Spojrzał na mnie swoimi szafirowymi tęczówkami, w których widziałam wielkie zadowolenia. Wiedziałam, że jestem czerwona jak burak, więc odwróciłam się w stronę mojego śniadania i robiąc z ręki daszek, aby nikt nie widziałam mojego zażenowania, zaczęłam dalej jeść.

Kiedy skończyłam, odsunęłam od siebie talerz.

- Już? Może chcesz wyjść na pole? Świeże powietrze dobrze ci zrobi - uśmiechnął się do mnie.

- Ale przecież ty nic nie zjadłeś.

- Nie jestem głodny.

Set z powrotem posadził mnie na wózku. Chciałam sama jechać, ale on chwycił za rączki i zaczął mnie pchać. Nie spieszył się, przez co mogłam dokładnie przyjrzeć się wnętrzu. Większość ścian była biała, z jakimiś obrazami bądź wzorkami. Ogólnie dom wydawał się być bardzo drogi.

Zbliżaliśmy się do drzwi, które widziałam przed zemdleniem. Mężczyzna chwycił za klamkę i już miał ją nacisnąć, kiedy usłyszeliśmy chrząknięcie. Spojrzałam w tamtą stronę i zobaczyłam naprawdę ładną szatynkę o orzechowych oczach. Prezentowała się naprawdę okazale. Była wysoka, miała długie nogi i krągłości w odpowiednich miejscach. O takiej figurze mogłam tylko pomarzyć. Miała na sobie koszulę w kratę i dżinsy.

Set spojrzał na nią i uniósł pytająco brwi.

- Co to za mała? - spytała.

- To moja mate, Castel, i Luna stada.

- To człowiek.

- Wow, bystra jesteś - warknął w jej stronę Set.

Przyglądałam się tej wymianie zdań z zaciekawieniem i lekkim przerażeniem. Kobieta nic sobie nie robiła z jego głosu.

- Jest pieprzoną inwalidką, co ona może dać naszemu stadu? Nawet nie pokładałabym nadziei, że da ci dzieci. Co to za kobieta, która nie może zajść w ciążę?

A wydawała się taka miła. Niestety, miała rację. Lekarze już dawno powiedzieli mi, że nie będę mogła mieć dzieci, a tym bardziej po operacji, którą zawsze chciałam zrobić.

- Castel, jak śmiesz?! To twoja Luna! Jeszcze raz się tak wyrazisz o niej, a pożałujesz. Ponadto to moja mate, ukochana, a nie maszyna do rodzenia dzieci. Jeżeli takie masz wyobrażenie o kobietach, to gratuluję. Wszyscy będą tobą pogardzać - warknął Set, ale tym razem o wiele groźniej, że aż mi samej zrobiły się ciarki na plecach.

Rzekoma Castel fuknęła głośno. Chyba wreszcie się zamknie.

- Set, ona ma rację. Ja nie mogę mieć dzieci - wyznałam w jego stronę. Chciałam mieć pewność, co do prawdziwości jego wcześniejszych słów.

Set spojrzał na mnie. Wyraźnie był wkurzony, jednakże kiedy jego wzrok spotkał się z moim, zrobił zatroskaną minę i jakby z lekkim poczuciem winy. Przykucnął przed wózkiem, przez co nasze oczy były na równym poziomie.

- Księżniczko, nie obchodzi mnie, że nie możesz mieć dzieci. Dla mnie liczysz się tylko ty i twoje szczęście. Jesteś dla mnie najważniejsza i kocham cię ze wszystkimi twoimi wadami i zaletami.

Pogłaskał mnie po policzku i uśmiechnął się pokrzepiająco. Zatkało mnie. Poczułam się szczęśliwa jego słowami, a serce przyspieszyło.

Nie potrafiłam nic odpowiedzieć, więc tylko pokiwałam potakująco głową.


Dam radę uciecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz