Rozdział XI

14.3K 1.1K 64
                                    



Usłyszałam pukanie do drzwi, a ja miałam na sobie tylko stanik. Koronkowy stanik. Jakoś nie uśmiechała mi się wizja paradowania w nim przed Setem.

- Charlott? Czy wszystko gra?

- Tak, tak. Już jestem prawie ubrana - zawołałam nerwowo.

Zaczęłam rozglądać się dookoła za moimi poprzednimi ubraniami. Zobaczyłam je trochę daleko. Chciałam po nie sięgnąć, ale zapomniałam, że odblokowałam wcześniej kółka i wózek odjechał do tyłu, a ja niefortunnie poleciałam do przodu. Uchroniłam się rękami przed uderzeniem twarzą w płytki. Jęknęłam cicho, bo zabolały mnie łokcie i konfrontacja ciepłego ciała z zimnymi płytkami nie należy do najprzyjemniejszych.

Do moich uszu doszedł wielki huk. Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam przestraszonego Seta, który wparował do łazienki i jak jakiś buldożer. Zobaczył mnie leżącą na ziemi i szybko do mnie podbiegł. Podniósł mnie i usadowił na wózku. Moje ręce mimowolnie od razu zaczęły zakrywać klatkę piersiową, a moja twarz była cała czerwona. Spuściłam wzrok, bo nie chciałam, aby widział moje zażenowanie i zawstydzenie.

Set warknął zwierzęco pod nosem. Podniosłam głowę i spojrzałam w jego oczy. Zrobiły się ciemne. Wiedziałam w nich pożądanie i modliłam się w duchu, aby zapanował nad sobą i po prostu wyszedł. Mężczyzna wziął głęboki wdech.

- Przyniosłem ci koszulkę - oznajmił zachrypniętym głosem, od którego mi samej zrobiło się gorąco i poczułam nieprzyjemny uścisk pomiędzy nogami.

Położył zieloną koszulkę na moich kolanach i wyszedł z łazienki. Trzasnął drzwiami, ale nie od łazienki, ale od pokoju. Westchnęłam ciężko. Oddychałam głęboko, aby uspokoić szybko bijące serce. Przełknęłam ślinę i założyłam na siebie koszulkę. Wreszcie podniosłam ubrania i włożyłam je do specjalnego kosza na brudne ciuchy.

Wyjechałam z łazienki. Czułam się świeża i chciałam wyjść z tego pokoju. Wyjechałam na korytarz. Nigdzie nie widziałam Seta, a wolałam nie powtarzać akcji z przedtem. Bez rękawiczek ani rusz. Zaczęłam jeździć po korytarzu. Zapukałam do pierwszych drzwi. Nikt nie odpowiedział, ale pchnięta ciekawością nacisnęłam na klamkę i wjechałam do środka. Zwykły pokój. Następne cztery były takie same. Dopiero pięty przykuł moją uwagę.

Był to duży pokój o żółtych ścianach. Przy ścianie znajdowało się wielkie łóżko z baldachimem, do tego były białe meble. Wyglądało to dość... dziewczęco. Może jednak ktoś tutaj mieszka?

Moje zamyślenie przerwało stanowcze chrząknięcie. Odwróciłam się i ujrzałam Seta. Stał w progu, ale go nie przekroczył.

- Mogę wiedzieć, co robisz? - spytał mnie.

- Zwiedzam. Nudziło mi się, a ciebie nigdzie nie było, więc jakoś tak wyszło - mówiłam deczko niepewnie.

- Eh... No dobrze. Chodź, zniosę cię na dół. Pewnie jesteś głodna.

Jak na zawołanie zaburczało mi w żołądku. Uśmiechnął się do mnie, a ja strzeliłam buraka, jakież to naturalne. Coś jednak było nie tak. Set wyciągnął w moją stronę ręce, jakby chciał chwycić wózek i sam go prowadzić, ale nie przekroczył progu tych drzwi. Zmarszczyłam czoło.

- Dlaczego nie wejdziesz?

Opuścił ręce, wyraźnie nie zadowolony z tego, że spytałam.

- Bo mi nie wolno wchodzić do tego pokoju.

- Dlaczego?

- Bo to pokój Luny i tylko ona, i zaproszeni przez nią goście mogą tutaj wchodzić - odpowiedział, wycierając twarz ręką.

- Aha.

Skręciłam i popchałam koła w jego stronę. Zrobił mi miejsce, zamknął za mną drzwi i chwycił za rączki wózka. Mogłam dać odpocząć rękom. Ufałam Setowi, nie wiem dlaczego. Znaleźliśmy się przed schodami. Mężczyzna bez większego trudu podniósł mnie razem z wózkiem i zniósł ze schodów. Na sam dół!

Byłam w szoku, a także w zachwycie. Musiał być naprawdę silny, nie chciałabym zaleźć mu za skórę. Ale i tak to zrobię! Trudno, może mnie nawet skatować!

- Trzeba będzie zamontować tą specjalną windę na wózki - powiedział bardziej sam do siebie.

- A co? Ciężka jestem? - nie potrafiłam się powstrzymać przed komentarzem.

Set zaśmiał się, obszedł wózek, przez co znalazł się przede mną. Kucnął.

- Nie, skarbie. Jesteś idealna, ale nie będę nad tobą ślęczał cały dzień i wnosił, i znosił ze schodów. Dzięki temu będziesz mogła bezpieczna sama zjeżdżać na dół.

Uśmiechnęłam się szeroko na jego słowa. Przecież to cudownie! Nie będę zamknięta na tych jednym, cholernym piętrze! Ponadto ułatwi mi to ucieczkę.

Set odwzajemnił mój uśmiech i popchał wózek w stronę jakiś drzwi. Po chwili przekonałam się, że jest to jadalnia. Przysunął wózek pod stół, który był nieco dla mnie za wysoki, przez co wyglądałam przy nim jak kilkuletnie dziecko, które musi jeść na stojąco, bo jak siedzi, to jest za niskie.

Mężczyzna jednak szybko pozbył się mojego małego problemu, bo podniósł mnie i usadowił na swoich kolanach. Spojrzałam na niego oszołomiona tym, co zrobił. Na jego twarzy pojawił się zawadiacki uśmieszek. Normalnie pewnie był się zaczęła wyrywać i protestować, ale tak naprawdę było znacznie wygodniej. Chociaż... mógł mnie posadzić na jakimś siedzeniu.

- Posadź mnie - powiedziałam spokojnie.

- Wybacz, skarbie, ale każdy przy stole ma określone miejsce, więc nie mogę posadzić cię na czyimś miejscu.

- Ale nikogo nie ma.

- Jeszcze. Za chwilę zlecą się tutaj niemal wszyscy z watahy. Przy okazji przedstawię cię stadu.

Pomału pokiwałam głową, ale wciąż nie mogłam uwierzyć w cały ten absurd. Nie pozostało mi nic innego jak grać w tę jego dziwną grę i uśpić jego czujność.

Dam radę uciecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz