3 lata później.
–Jongin pośpiesz się!! – krzyknęła z salonu, w którym zaczęła szukać swoich nowych, czarnych szpilek. Miała na sobie prostą sukienkę z długimi rękawami, która sięgała jej do kolan. Włosy związała w luźnego kucyka, w którym nie wyglądała najgorzej, ponieważ dokładny makijaż odwracał uwagę od niedbałości przy fryzurze.
– Już idę motylku!! – odpowiedział, schodząc po schodach ich wspólnego domu. Uśmiech na jego twarzy sprawiał, iż dziewczyna również ułożyła swoje usta w grymasie szczęścia. Nie potrafiła zrobić inaczej. Pozytywna energia jaka emanowała od jej narzeczonego, rozchodziła się po całym pomieszczeniu nie dając żadnej drogi ucieczki złym emocjom.
– Chodź tu do mnie – nakazała, wyciągając do niego ręce.
– Oczywiście – rzucił lekko, podchodząc do niej wolnym krokiem, by następnie objąć ją w tali.
– Co ty robisz miśku? – zapytała nieco zaskoczona.
– Przecież kazałaś mi do siebie przyjść – tłumaczył się, nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi jego kobiecie.
–Tak, ale po to, żeby poprawić ci krawat głuptasie – zaśmiała się dźwięcznie, będąc rozbawioną zaistniałą sytuacją – ale jak już mnie tulisz to nie przestawaj – dodała, oplatając swoje dłonie wokół jego klatki piersiowej. Uwielbiała czuć to ciepło, które dawało jej pewnego rodzaju ukojenie w trudnych momentach. Codziennie pragnęła więcej i więcej zatracając się w kręgu zachłanności. Pomimo tego, że posiadała go dla siebie na wyłączność, to czasami miała wrażenie, iż tak nie jest. Nie miała zielonego pojęcia, dlaczego tak było, lecz za każdym razem wypierała z siebie te myśli, pozostawiając miejsce na te lepsze, bardziej wartościowe.
– Jak sobie życzysz kochanie – wyszeptał jej na ucho, po czym, ułożył swój policzek na czubku głowy dziewczyny. Uwielbiał takie małe epizody, które swoją drogą były na porządku dziennym. Od momentu poznania Susan nauczył się cieszyć małymi rzeczami, nie dając troską wejść sobie na głowę. Kochał ją i każda rzecz związana z jej osobą dawała mu małą lub większą namiastkę szczęścia.
Stali tak dość długą chwilę, kompletnie zapominając o umówionym spotkaniu w kościele. Byli tak dogłębnie w sobie zakochani, że często nie przejmowali się otaczającym ich środowiskiem, co przeważnie sprawiało im kłopoty.
– Jongin!! – wrzasnęła nagle, gdy spostrzegła, iż jest grubo po dziesiątej. Mieli zaledwie dwadzieścia pięć minut na dotarcie do kościoła. Susan była perfekcjonistką i spóźnienie się choćby o pięć minut w ogóle nie wchodziło w grę. – Ubieraj się, a ja lecę na górę po HyunMina – powiedziała tłumacz tym samym swój wcześniejszy krzyk. Odsunęła się od blondyna, biegnąc a bardziej sunąc po podłodze w wysokich szpilkach, by dojść do pokoju Hyuna. Kiedy tylko wszyscy znaleźli się w samochodzie, Jongin odpalił silnik i ruszył prawym pasem autostrady do niewielkiego kościółka na obrzeżach miasta. Gdy zostało pięć minut do spotkania, dziewczyna zaczęła powoli panikować. Pragnęła, aby ten dzień był w stu procentach idealny, choć miała pełną świadomość tego, że nie istnieją takiego typu rzeczy. Kim widząc to, położył swoją dłoń na tej jej, chcąc dać jej w ten sposób odrobinę otuchy. Szatynka, czując jego dłoń, przeniosła na niego swoje spojrzenie, uśmiechając się niemrawo. Ten odwzajemnił gest, po czym złączył ich dłonie, kciukiem wolno gładząc wierzch tej dziewczyny.
Równo o jedenastej trzy dodarli pod drzwi świątyni. Susan odetchnęła z ulgą, ciesząc się tym, iż mniej więcej zdążyli dojechać na czas.
– Jakie imię wybraliście dla swojego dziecka? – Kapłan przerwał prowadzenie mszy, spoglądając na Susan i Jongina z dzieckiem. Stali w pierwszej ławce, czekając na dalszy rozwój wydarzeń.
– HyunMin – powiedzieli zgodnie, po czym wzrokiem przejechali po spokojnie śpiącej twarzyczce swojego maleństwa.
– O co prosicie Kościół Swięty dla HyunMina?
– O chrzest – po raz kolejny odezwali się jednocześnie.
Chwilę później duchowny podszedł do nich i rzekł.
– HyunMinie wspólnota chrześcijańska przyjmuje cię z wielką radością. Ja zaś w imieniu tej wspólnoty znaczę cię znakiem krzyża. – Gdy wypowiedział te słowa, uczynił to co rzekł, aby następnie powrócić do odprawienia mszy, witając przy tym nowego członka wiary Bożej.
Godzinę później znaleźli się już w swoim azylu. Nie było żadnej uroczystości ani nic z tych rzeczy, bowiem nie mieszkali już w Korei. Rok po śmierci bliźniaka Jongina przeprowadzili się do Chin, nie chcąc pamiętać o tamtych przykrych wydarzeniach.
– Sądzisz, że twój brat jest na nas zły? – zapytała, karmiąc swoją pociechę.
– O co?
– Nie wiem, może o to, że jego bratanek nazywa się tak samo, jak on?
– Sądzę, iż jest z tego powodu bardzo zadowolony – rzekł po dłuższej chwili namysłu. Oparł się wygodniej o kanapę, ramieniem przysuwając do siebie swoją narzeczoną, dzięki czemu opierała się o jego klatkę piersiową.
– Naprawdę?
– Jestem tego pewien motylku – odparł, po czym delikatnie ucałował ją w czoło, czując się spełnionym.
*************************************
I jak wam się podoba ostania część Thanks for everything moje gwiazdeczki?
Mam nadzieję, że nie czujecie się zawiedzeni.
Ja osobiście jestem naprawdę dumna z mojej pracy.
Również liczę na waszą opinię, która na sto procent da mi siłę do pisania kolejnych książek.
Żegnam i kochum <333 ^^
CZYTASZ
Thanks for everything * Kai - Exo *
FanfictionOpowieść zwykłej dziewczyny o niezwykłych przeżyciach. Pomimo wielu przeciwności losu dalej brnie ku swoim celom. Czy uda jej się dopiąć swego? Czy będzie miała kogoś, kto jej pomoże w trudnych chwilach, a może to ona będzie podporą dla osoby bliski...