Chapter 5

159 10 4
                                    


Czekałam w domu na Chanyeola. Powinien pojawić się za jakieś 5 minut. Dosyć długo wybierałam w co się ubrać, ale ostatecznie stwierdziłam, że nie będę się przecież jakoś stroić. Padło więc na krótkie, białe spodenki dżinsowe i błękitną koszulę. Wreszcie, punktualnie zadzwonił oczekiwany przeze mnie dzwonek. Poprawiłam ostatni raz włosy i otworzyłam drzwi

- Cześć Yoo! – wyszczerzył się na powitanie Chanyeol i podał mi bukiet fioletowych frezji.

- Dziękuję, to moje ulubione – odebrałam od niego kwiaty i szybko pobiegłam do kuchni. Wzięłam wazon, nalałam wody i włożyłam do niego bukiet. Następnie wróciłam do Yeola i razem wyszliśmy na zewnątrz. – Gdzie idziemy? – spytałam.

- Niespodzianka – odpowiedział tylko uśmiechając się tajemniczo. 

Że jego szczęka nie boli od ciągłego uśmiechania się.. 

Ja bym tak nie wytrzymała 

Nagle zatrzymaliśmy się przy ścieżce prowadzącej w głąb lasu. Odwróciłam się do Chanyeola zdziwiona. Chan wyjął z kieszeni jakąś czarną opaskę i chciał zakryć mi ją oczy, ale cofnęłam się do tyłu.

- Zaufaj mi – powiedział patrząc mi w oczy. Westchnęłam zrezygnowana i pozwoliłam mu założyć mi opaskę. 

Super. 

Teraz nic nie widzę. 

Chan, jeżeli wywalę się przez ciebie, to obiecuję, że już nigdy nie będziesz mógł mieć dzieci. 

Yeol złapał mnie za rękę i zaczął prowadzić przez las. Moja dłoń idealnie wpasowała się do tej jego, przez co zarumieniłam się lekko. 

Mam nadzieję, że on tego nie widzi.

- Już prawie jesteśmy – powiedział i dam sobie rękę uciąć, że się uśmiechnął. Chwilę potem Channie stanął w miejscu, co i ja uczyniłam. - To tutaj. Gotowa? – szepnął mi do ucha. Pokiwałam głową, więc zdjął mi opaskę z oczu. Przez chwilę moje oczy musiały przyzwyczaić się do światła, ale gdy to już nastąpiło, nie mogłam uwierzyć w to co zobaczyłam. 

Miejsce w którym się znajdowaliśmy było przepiękne i takie...magiczne. 

Śliczne jezioro, a obok niego na podeście szczątki kolumn oraz kocyk z koszykiem piknikowym. 

Spojrzałam w stronę Yeola. Nasze twarze dzieliły centymetry. Patrzyliśmy sobie w oczy, a ja w brzuchu czułam stado motyli, które trzepotały swoimi skrzydełkami. I nie zgadniecie co ten wielkolud zrobił... Uśmiechnął się! 

Kilka sekund później usiedliśmy na kocyku. Chan wyjął z koszyka truskawki i kilka kanapeczek w kształcie serduszek. 

Jejku, ale urocze!

- Sam to wszystko przygotowałeś? – wzięłam jedną truskawkę i wsadziłam sobie do buzi.

- Tak, trochę zajęło mi znalezienie odpowiedniego miejsca na naszą randkę – Czekaj... Czy on właśnie powiedział, że to randka? No ja to sobie wmawiałam przez cały czas, ale nie myślałam, że dla niego to jest coś więcej niż po prostu spotkanie przyjaciół.

- To randka? – chyba dopiero teraz dotarło do niego, to co powiedział, bo zarumienił się lekko. Rozpływam się, za dużo cukru...- to miejsce jest cudowne – zmieniłam temat.

- Cieszę się, że ci się podoba – pewnie wiecie co zrobił. Jak on tyle wytrzymuje? 

Jedliśmy kanapki, rozmawialiśmy o naszym dzieciństwie i rodzicach. Chan dowiedział się jak moi rodzice się zmienili przez ciągłą pracę. On też ich już chyba nie lubi, zresztą tak jak Sehun, Baekhyun, Kyung i praktycznie wszyscy oprócz ludzi biznesu, czyli ludzi podobnych do nich. 

Reality~Park ChanyeolOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz