13-Zara

1K 47 35
                                    

Uwaga! Z góry oświadczam, że ten i każdy inny rozdział, nie ma na celu obrażania kogokolwiek :)

-Do cholery, gdzie jest ten pieprzony pendrive?!- Alan krzyczał rozwścieczony na cały dom.

-Alan, uważaj na słowa!- równie głośno Hilde zganiła syna, czytając gazetę.

Nie wiem, czy to był dobry pomysł, żeby jechać z nim do studia. Jak ma tak krzyczeć przez całą drogę i broń Boże na miejscu, to chyba wybuchnę.

-Kochanie, tutaj jest- podałam mu zgubę.- A tak w ogóle to niezły z ciebie prosiak. Trzymać pendrive pod poduszką w salonie?- roześmiałam się, chcąc rozluźnić atmosferę. Nic z tego. Alan puścił mój żart mimo uszu.

-Alan-chwyciłam go za rękę.- Uspokój się, dobrze?- cmoknęłam go w policzek.

-Jak... Jest tyle do roboty. Muszę wydać piosenkę do tygodnia. Przecież to nieosiągalne. Zazwyczaj samo nagrywanie wokalu tyle zajmuje.- nareszcie nieco się rozluźnił.

-Alan, mówisz, choćbyś wydawał pierwszą piosenkę. Masz już trzy za sobą! Nabrałeś w to wprawy. Studio wie co robi, wierzy, że uda ci się wydać w ciągu tygodnia piosenkę. Ja też w to wierzę.- spojrzałam w jego zmartwione oczy, w których jeszcze trochę widać było gniew.- A teraz grzecznie zejdź na dół, i niczym się nie przejmuj.- pociągnęłam go za rękę jak małe dziecko.

Po kilku minutach gramolenia się, ale już na szczęście bez gniewu, wsiedliśmy do samochodu. Alan powoli ruszył. Wolną rękę, która niemiłosiernie się trzęsła chwyciłam i lekko ścisnęłam.

-Powtórzę jeszcze raz: N i e m a r t w s i ę -powiedziałam wolno najsłodszym tonem, na jaki było mnie stać.

Resztę drogi przejechaliśmy w ciszy. Po półgodzinnej jeździe, Alan zaparkował pod wielkim, szklanym budynkiem, przypominający trochę te z Nowego Jorku.
Weszliśmy do środka, a następnie do wielkiej windy, kierując się na drugie piętro, na którym znajdowało się ów studio.

-Alan!- podbiegła do mojego towarzysza Zara, ściskając go mocno. Czy ona się do cholery zapomniała, że tu stoję? Najwidoczniej tak. Odchrząknęłam, żeby przypomnieć jej, że nie jestem powietrzem.

-Eee, cześć.- powiedział, lekko ją odpychając. - Zara, to jest Anne, moja dziewczyna, Anne, to jest Zara.

-Chyba do cholery widzę- wycedziłam przez zaciśnięte zęby. Alan zgromił mnie wzrokiem. Trudno, niech ona też poczuje się jak niepotrzebny śmieć.

Sam widok tej laski w telewizji przyprawia mnie o gniew, a widok jej przylepiającej się do mojego faceta potęguje to dwadzieścia razy.

-Panie Walker, możemy już zaczynać?- nagle zjawił się przy nas menadżer, bodajże tej całej Larsson.

Alan i menadżer zniknęli za rogiem, pozostawiając mnie i Zarę tylko we dwie. Nie no, lepiej być nie mogło...
Moja kompanka patrzyła na mnie licząc, że coś powiem. Ależ mi się nawet nie śni wypowiedzieć choć jednego słowa! Po tym akcencie z moim, powtórzę z MOIM chłopakiem, poczułam do niej odraz.
Stałyśmy tak dobre kilka minut, gdy w końcu Alan wrócił. Boże, koło ratunkowe...

-Chodźcie dziewczyny- mój, w tej chwili mogę go nazwać "wybawiciel", spojrzał na nas uśmiechnięty. Idąc, chwycił mnie w pasie, co paniulce obok nas najwyraźniej się nie spodobało.

-Błagam, tylko zachowuj się normalnie- Alan skorzystał z okazji, gdy Zara rozmawiała z jakimś facetem.

-Ja mam się zachwowywać normalnie!? To ona rzuca się na ciebie jak pies na kiełbasę. A w dodatku to jej uwodzicielskie spojrzenie...- powiedziałam zła, trochę za głośno. I dobrze. Niech ta żmija to usłyszy, może coś do jej zadumanego łba dojdzie.

Chłopak z Bergen [Alan Walker]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz