17- Musimy wspólnie sobie poradzić...

741 47 27
                                    

Otworzyłam oczy. Światło lampy na chwilę mnie oślepiło. Zaraz.... lampy?
Rozjerzałam się po pomieszczeniu. Otaczały mnie białe, lecz wyblakłe już ściany i przeróżne urządzenia medyczne. Leżałam na łóżku zaścielonym niebieskawą kołdrą. Odwróciłam głowę w bok. Siedział tam On, zmartwiony i zszokowany. Jednak gdy zobaczył, że otworzyłam oczy, na jego twarzy pojawił się lekki uśmiech.

-Nareszcie wstałaś- odetchnął z ulgą. Normalnie podałabym mu rękę, ucałowała, powiedziała czułe słowo. Jednak nie mogę zapomnieć o incydencie sprzed miesiąca. W głębi siebie pragnę, aby mu wybaczyć, co już z resztą tak naprawdę zrobiłam dawno temu, ale rozsądek podpowiada, że to jeszcze za wcześnie na zejście się. I poniekąd ma rację.

-Czemu w ogóle wylądowałam w szpitalu? Przecież nie zdążyłam skoczyć...- nie mogłam sobie przypomnieć nic, co nastąpiło po uratowaniu mnie przez Alana.

Mój towarzysz nagle się spiął i zrobił poważną minę.

-Jesteś w ciąży, Ann-wydusił.

-Że co!?- nie chciałam w to wierzyć.

-Nie zapezpieczyliśmy się wtedy- powiedział, kryjąc głowę w dłoniach.

-No widzisz, historia lubi się powtarzać... Zara też wpadła...- chciałam, aby te słowa zabrzmiały wrogo, jednak tak naprawdę było mi przykro, że zrobił tak okropną rzecz.

Spojrzał na mnie okropnie smutnym wzrokiem - zabolało.

-Błagam cię, nie wspominaj o tym.- odparł załamany.- Teraz najważniejsze jest to, aby nasze dziecko...przeżyło- nawet nie oswoiłam się z tym, że będę mieć dziecko, a już mogę je stracić. I dla większości kobiet utrata dziecka, które ma się nieplanowanie z byłym to plus, ale ja naprawdę już je kocham. To w końcu żywa, niewinna istotka. W dodatku moja istotka.

-Nie Alan, tylko nie to...- chwyciłam go za rękę- Ono musi przetrwać - byłam spanikowana.

-Tylko się uspokój. Nie możesz się teraz stresować- zacisnął swoją dłoń na mojej. Jakby nie było, to nasze dziecko i musimy wspólnie sobie poradzić. A jego bliskość bardzo mi pomoże, bo to o niebo lepsze od leżenia tutaj samej. A Zara... jak na razie to postać drugoplanowa.

***Dwa dni później***

Stan mojej ciąży był już w miarę bezpieczny, więc wypisano mnie już ze szpitala. Alan zaoferował się, że podwiezie mnie do Megan, więc nie miałam nic przeciwko.
Jechaliśmy w całkowitej ciszy, obydwoje nie mieliśmy odwagi się odezwać. Gdy dojechaliśmy i miałam już wysiadać, Alan chwycił mnie za rękę.

-Anne, mam prośbę- zaczął nieśmiało.

-Słucham - wyciągnęłam rękę z jego uścisku.

-Gdybyś tylko chciała u nas zamieszkać, lub jakiejś pomocy proszę cię, dzwoń. Oczywiście będę stale ciebie odwiedzał, jak na ojca przystało...- po jego oczach i tonie można było rozpoznać, że mówi to całkowicie szczerze, chociaż zapewne inaczej to sobie wyobrażał.

-Jasne - odpowiedziałam.

-Przemyśl to, proszę - dopowiedział, gdy zamykałam drzwi. Odpowiedziałam mu lekkim uśmiechem.

Weszłam do mieszkania przyjaciółki. Zastałam ją chyba w największym stopniu euforii, jaki tylko istnieje.

-Ann, nie uwierzysz...- zaczęła uradowana.- Lars zabiera mnie ze sobą do Holandii! Będę mieszkać w Amsterdamie!- piszczała jak mała dziewczynka.

-Super- ja jakoś nie byłam radosna. Nawet nie zainteresowała się tym, że przeżyłam próbę samobójczą i spodziewam się dziecka. I teraz zapewne wystawi mnie za drzwi. Pff, też mi przyjaciółka.

-Nie cieszysz się?- była zdziwiona.

-A ty nie martwiłaś się?- przejęłam pałeczkę.

-Czym?- zrobiła dziwną minę.

-Eee, choćby tym, że prawie się zabiłam? Albo tym, że jestem w ciąży? I że pozostawiasz mnie bez dachu nad głową? To czemu ja mam się cieszyć?- prychnęłam.

-A czemu ja mam się tym martwić!?- ten tekst mocno mnie zranił.

- W sumie to nie musisz. I tak się wyprowadzam- zaczęłam pakować swoje ciuchy do walizki. No proszę, ta Megan jest tak zmienna...

Po dwudziestu minutach byłam już gotowa. Wyszłam z budynku bez pożegnania i usiadłam na ławce. Zadzwoniłam do Alana.

-Podjęłam decyzję... Chyba muszę zostać u was na jakiś czas - wydusiłam. Będzie trudno tam wrócić...

-To dobrze. My już się tobą zaopiekujemy-odpowiedział.

-Oczywiście, jeżeli nie sprawia wam to problemu- nie chciałam się wpraszać.

-Nie, coś ty-zaczął się śmiać.- Za chwileczkę będę pod blokiem Megan. Do zobaczenia-rozłączył się.

Schowałam telefon i odetchnęłam z ulgą.

-Wszystko będzie dobrze, skarbie-wyszeptałam, głaszcząc się po brzuchu.

Chłopak z Bergen [Alan Walker]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz