7- Nie wierzę!

972 65 0
                                    

Mijały tygodnie. Często przebywałam u państwa Walkerów. Szczerze mówiąc, to codziennie. Jednak od sytuacji w samochodzie coś się zmieniło. Czuję między nami taką dziwną więź, nie potrafię tego nazwać. On też zachowuje się inaczej. Częściej ze sobą rozmawiamy i zwracamy się do siebie jak dobrzy przyjaciele. Może nimi jesteśmy? Mam mieszane uczucia.
-Anne, chodź na śniadanie!- woła Camille.
Dzisiaj spałam u Cam. Do wieczora graliśmy w przeróżne gry i rozmawialiśmy. Ciocia stwierdziła, że mogę sobie zostać na noc jeśli chcę, więc nie miała nic przeciwko.
- W końcu panienka wstała!- uśmiechnął się Andreas, który bawił się z Happy'm.
Usiadłam przy stole... znowu naprzeciwko Alana. Tym razem było to dla mnie coś normalnego. W głębi serca czułam jego bliskość tak, jakby jakieś przyjemne ciepło się rozpływało wenątrz mnie.
Uśmiechnął się, zatapiając we mnie swój wzrok. Naprawdę mężczyźni tak reagują na trochę większy dekolt?
Odchrząknęłam i Alan dopiero wtedy zrozumiał, że zauważyłam jego zawzięte spojrzenie. Zarumienił się, i choćby nic się nie stało zaczął jeść swoją bułkę.
-Anne, wyprowadzisz psa na spacer?- spytała Camille.
-Jasne.-odrzekłam z lekką obawą, co taki szpic może nabroić.
-Alan pójdzie z tobą- dopowiedziała po chwili.
Dokończyliśmy posiłek i każdy poszedł w swoją stronę. Ja udałam się do pokoju Camille, gdzie miałam swoje ciuchy. Andy poszedł do szkoły, a Cam udała się do koleżanki. Alan poszedł do swojego pokoju.
Znowu zostawiłam koszulkę w łazience!- powiedziałam sama do siebie.
Kocim ruchem wyszłam na korytarz. Mam nadzieję, że nikt nie zobaczy mnie w samym staniku...
Nagle otworzyły się drzwi. Alan wyszedł ze swojego pokoju i gdy mnie zobaczył stanął w bezruchu. Jego mina-bezcenna.
-ALAN!-krzyczałam szybko zamykając się w łazience.
Słyszałam zza drzwi jego cichy, zalotny śmiech.
Ubrałam koszulkę i szybko zeszłam na dół. Alan czekał przy drzwiach z szpicem na smyczy.
Wyszliśmy na chłodne powietrze. Zimowy klimat był zdecydowanie moim ulubionym.
-Zbliżają się święta...- westchnął Alan.- W końcu odpocznę od koncertów i wizyt w studiu.
Szliśmy wolnym, równym krokiem a Happy jakimś cudem spokojnie dreptał przed nami.
-I w sumie...- Alan urwał swoje zdanie.
-Tak?- cicho spytałam patrząc w jego oczy zapatrzone w dal.
-Chciałbym, żebyś pojechała ze mną.- powiedział dość nieśmiało.
-Dlaczego?- byłam dość zdziwiona jego propozycją.
-Veronika nie może ze mną jechać na ten koncert do Londynu. Złamała nogę, więc przez najbliższy miesiąc jedynie gdzie zajdzie, to chyba do łazienki.
-Czyli ja...mam ci pomóc na scenie?!- nie wierzyłam w to, co powiedział.
-Tak. Twoja ciocia powiedziała mi, że od dziecka kochałaś muzykę i grałaś na pianinie, więc w czym problem?
Owszem, potrafię grać na pianinie, nawet z obsługą Pioneer'a (konsoli DJ-owskiej) nie mam problemu. Ale tak z nim na scenie?
- Ja nie wiem, czy dam radę- odpowiedziałam trochę przestraszona.
Chwycił mnie za rękę. Momentalnie zasłabłam z wrażenia. Jeszcze dwa miesiące temu nie pomyślałabym, że zobaczę go na żywo, a teraz idę z nim za rękę? Nie mieści mi się to w głowie.
Alan najwidoczniej zauważył, że ledwo stoję na nogach. Odwrócił się w moją stronę i mocno mnie przytulił.

Teraz mogę już spokojnie umierać...

Resztę drogi przeszliśmy trzymając się za ręce i śmiejąc się z wybryków Happy'ego.

Na życzenie for -little-psychopath- 😂

Chłopak z Bergen [Alan Walker]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz