Rozdział 1

2.5K 156 8
                                    

-Tess, ty chyba nie mówisz poważnie, wiesz jak nie lubię ślubów, nie możesz poprosić kogoś innego?- irytowała się Jessica niemal zgniatając słuchawkę telefonu w swojej małej dłoni.

-Oj przestań, nie będzie tak źle, to będzie mała bibka, tylko rodzina i przyjaciele, nie będziesz miała wiele do roboty, spędzimy trochę czasu razem, tak rzadko się widujemy. Poza tym wiesz ile tu jest ciasteczek? W sam raz dla ciebie do brania niczym Reksio szynkę, sama tak mówiłaś kiedy ci ich pokazywałam.

-Tak, ale to było zanim zmądrzałam, nie mam zamiaru się w nic ładować, błagam cię niczego już nie próbuj.

-Jess, oni nie są jak twój ojciec, nie możesz ich wszystkich przyrównywać do jednego, który ci skopał życie a ty teraz udajesz, że ci z tym dobrze? Nie żartuj! Masz tu przywieźć tyłek w troki i zająć się poszukiwaniami własnego szczęścia albo ci osobiście pomogę, a jeśli nie ja to mój narzeczony, naprosił tego bydła i samych singli.

-Nie odpuścisz prawda?

-Prawda. To co mogę na ciebie liczyć?

-Tylko powiedz, żeby chociaż opatrzyli się w to co najważniejsze, żeby nie było że cię z chrzcinami wyprzedziłam.

-Jess, ty zwierzaku...ty chyba nie myślisz...?

-Tess, spokojnie, ja żartowałam, nie zbliżę się do żadnego z nich na krok, przysięgam.

-Zobaczymy...

-Co masz na myśli?-próbowała dociekać Jess

-Zobaczysz kiedy przyjedziesz i myślę że to będzie ten trafiony zatopiony, choć trzeba będzie trochę nad nim popracować.

-Tessie prosiłam przecież...

-Do zobaczenia za tydzień. Pa.

-Do diabła!-zaklęła ale przyjaciółka się już rozłączyła.

Jess z doświadczenia wiedziała, że śluby czy ciąże przyjaciółek kończyły się w wiadomy sposób czyli końcem przyjaźni i znajomości, w przypadku Tess chciała by zostało jak jest, zbyt wiele razem przeszły by potem powiedzieć sobie żegnaj. Śluby też kojarzyły jej się z początkiem cierpienia jej matki czy innych kobiet z jej rodziny, okazywały się być błędem, za który płaciły całe życie, obiecała sobie że ona nie będzie następna. Lecz ostatniego roku próbowała poznać kogoś, by chociaż pozbyć się brzemienia, przez które mężczyźni nie chcieli długo utrzymywać z nią relacji a mianowicie dziewictwa. Raz umówiła się na randkę, ale skończyło się tym że skończyła się ona szybciej niż zaczęła gdyż facet miał lepkie ręce, aż za bardzo.

Nienawidziła ślubów i wesel, obcy ludzie, albo rodzina której unikała, jedzenie które nie należało do tego zdrowego, które ona polubiła jeść, alkohol na którego swąd miała mdłości, muzyka której nie cierpiała. Za każdym razem sobie obiecywała nigdy więcej, ale po ślubie przyjaciółki czekało ją jeszcze jedno wesele, jej kuzyna, na którego przyjście nie mogła odmówić. Mama jej kuzyna była jej bliższa niż wszystkie inne ciotki w rodzinie razem wzięte, zbyt dobrze się przy niej czuła by móc złamać jej serce. Być może niekoniecznie nie będzie z kim na nie iść?- pomyślała.

W końcu otrząsnęła się z zamyślenia i postanowiła posprzątać i mniej więcej zdecydować co zabierze ze sobą na wyjazd, zostało kilka dni, i trzeba iść do krawcowej żeby nieco skrócić sukienkę, którą zamówiła trzy miesiące temu, pod wpływem impulsu. Czerwona, dopasowana, idealnie przylegała do ciała, bez dekoltu ale z małym wciątkiem z kształcie litery V ozdobionej metalową pozłacaną ozdóbką. Czerwone jest seksowne na wesele w sam raz by nie wyglądać jak wszystkie inne paniusie.

Jessica była niewysoką filigranową szczupłą 24 letnią kobietą, z długimi czekoladowymi włosami, drobnym ciałkiem i kilkoma innymi według niej niedoskonałościami, dość długie nogi, zgrabne pośladki, ładny biust, oczy, usta, które przez nawyk co jakiś czas przygryzała, nieco niezgrabna w ruchach mogłoby się wydawać, krucha, wrażliwa ale i silna, wojownicza, z wieloma demonami jak i problemami z wiarą w siebie.

Po jakiejś półtorej godzinie otrzymała wiadomość internetową, bo lubiła sprawdzać co się dzieje na świecie, co w trawie piszczy, nie ważne czy to ze świata motoryzacji, biznesu, gastronomii, astronomii, historii, muzyki, literatury, psychologii, kina, sportu, czy innych dziedzin.

Na pierwszej stronie po raz kolejny w tym miesiącu na liście najbogatszych i najprzystojniejszych mężczyzn według Forbes'a Mark Donovan, nadal wolny, ciemne spojrzenie, ciemne włosy jak pióra u kruka, zaczesane do tyłu, granatowy garnitur idealnie skrojony, mięśnie wypychające go, wyglądał jak seks maszyna, jednak było czuć, że jest w nim coś jakby znajomego i jednocześnie tajemniczego, idealnie wykrojone usta, bożyszcze kobiet, uśmieszek mówiący: "Wiem, że mnie pożeracie wzrokiem i chcecie bym was przeleciał."

-Już wiem! To przecież ten kumpel Jacksona o którym mi kiedyś Tess opowiadała. Jeśli to on jest tym panem właściwym według niej to lepiej, żeby go od razu zastrzelili zanim ja to zrobię. Nigdy mu nie zapomnę tej wulgarnej propozycji, którą raz mi złożył.

Na pewno się nie skusisz? Mógłbym sprawić, że będziesz błagała i wiła się pode mną, potrafiłbym cię usatysfakcjonować, zawsze, w razie czego daj znać..." Powiedział i odszedł, myśli że kim jest i co sobie do cholery wyobraża, w te wakacje mnie popamięta i to raz na zawsze.

SWATANI(E)?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz