Rozdział 6

1.7K 131 5
                                    

-Och, co ja wyprawiam? Przecież to jakieś szaleństwo do cholery!- mówiła do siebie Jessica stojąc przed lustrem wbudowanym w szafę, patrząc na siebie w czerwonej sukience i bieliźnie, którą dla niej wybrał ten bezczelny, namiętny drań, umiejący rozpalić ogień w kobiecie i sprawić by dla jego zadowolenia stawała się mokra i spragniona.

-Gotowa?-wyrwała ją z zamyślenia Tess- Wyglądasz pięknie, będzie zachwycony ,tak bym chciała by wam się udało i byś odnalazła szczęście.

-Taaa...ta zwłaszcza u boku największego łajdaka po tej stronie globu.

-Jakoś tego nie mówiłaś kiedy miętosiliście się na łóżku.-odparła z przekąsem przyjaciółka Jess

-Nie moja wina, że okazał się być silniejszy fizycznie, chce mnie przelecieć, potraktować jak kolejną przygodną panienkę, jest sfrustrowany bo mu odmawiam.

-Ale iskrzy między wami.

-Tess, proszę..., nie mieszaj się, nie mam zamiaru się w nic pakować, to tylko jeden wieczór do którego mnie zmusił, potem niech spada.

-Tess skarbie, chodź już, Mark czeka na swoją panią!-usłyszały głos Jacksona z dołu.

-Już, już, tylko jeszcze troszkę ją podręczę.

Jessica spojrzała na nią morderczym wzrokiem, czuła się jak prostytutka spod latarni, ten strój do niej nie pasował, materiał tak opinał jej ciało, że niemal nie była w stanie oddychać ,buty ją uwierały, nie wspominając już bieliźnie. Zdjęła buty biorąc je w prawą dłoń i skierowała się ku schodom na dół.

Kiedy Mark zobaczył ją oniemiał, wydawała mu się być boginią, najseksowniejszą, najpiękniejszą, najwspanialszą, najcudowniejszą i najbardziej wyjątkową kobietą jaką dane mu było spotkać, był prawie pewien że rzuciła na niego jakiś czar z którego nie miał nawet ochoty się uwolnić, pod warunkiem, że miałby jej ciało i duszę, czuł się jak sam diabeł, po ostatnim kilkuminutowym wręcz wybuchu namiętności wciąż paliła go skóra na palcach i ciało, wciąż było mu mało, lecz wiedział że musi się powstrzymać, Jessica jest inna, z nią trzeba powoli, delikatnie ale i namiętnie. Otrząsnął się z transu, podszedł do niej, ujął jej drobną dłoń i złożył czuły, delikatny pocałunek.

-Wyglądasz olśniewająco, powalasz mnie swym blaskiem.-mówił z emfazą intensywnie wpatrując się w jej oczy ni to szare, ni to czarne, nie mógł rozgryźć koloru jej oczu i to też go irytowało, ale i tego co kryło się za nimi co sprawia że wspaniała dama w czerwieni trzyma go na dystans.

-Jakoś nie widzę byś klęczał czy leżał jak powalony konar.-wysyczała przez zęby

-Klęczeć to ja mogę, ale w innych bardziej odpowiednich okolicznościach.

Nie odpowiedziała, ale posłała mu mordercze zimne spojrzenie, co tylko potraktował z uśmiechem i biorąc ją za rękę ruszyli w stronę jego auta, czerwonego audi A7.

Weszli do restauracji w której przeważającym kolorem była bordowa intymna czerwień oraz świece w szklanych kloszach, w tle było słychać cichą muzykę coś w rodzaju instrumentalnego smooth jazzu, Jessica miała ochotę wykręcić się byle wymówką byleby tylko znaleźć się jak najdalej od tego pociągającego mężczyzny przy którym logiczne myślenie jest niemożliwe.

Umościła się na krześle, które odsunął dla niej kelner i wzięła kartę menu do rąk by ukryć twarz i móc wziąć spokojny oddech choć nie czuła się spokojnie, miała ochotę rozszarpać mężczyznę siedzącego naprzeciwko niej za postawienie jej przed faktem dokonanym i dlatego że nie zostawił jej w spokoju.

SWATANI(E)?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz