Mark od wielu dni unikał przyjaciela, który zamęczał go o to całe drużbowanie, dostawał ciarek na samą myśl i kajdanach małżeńskich. Miał dopiero 28 lat i nie zamierzał dać się złapać byle komu. A na samą myśl, że na, ślubie kumpla i jego panny mogłaby się pojawić ta zarozumiała laseczka, która dała mu kosza budziła się w nim irytacja jak i coś innego, czego nie umiał nazwać.
-Panie Donovan, pan Deborough chce się z panem widzieć, czeka przed pańskim gabinetem.-odezwała się sekretarka.
-Dziękuję Susan, żadna wymówka już nie przejdzie prawda?
-Niestety szefie.
Susan była miłą kobietą, lekko po pięćdziesiątce, a wyglądała na czterdzieści ze swoim wciąż zgrabnym ciałem, schludnym ubiorem, jakim były garsonki czy kolorowe sukienki lub komplety żeńskich garniturów i ciągle inną fryzurą. Umiała doradzić, wysłuchać, ochrzanić, była dla niego jak druga matka, dlatego tak lubiły się z jego rodzicielką. Obie były skrupulatne, rozsądne i umiały podnieść człowieka na duchu, czy nawet sprawić by człowiek się uśmiechnął, życie, świat dzięki niej były prostsze.
-Mówiłem, że w tym miesiącu nie będzie podwyżki?
-Och daj spokój chłopcze, gdyby nie ja wcinałbyś suche krakersy zamiast pysznych ciasteczek, w których tak się rozsmakowujesz.
-Fakt, wiesz jak mnie zagiąć. Wpuść tego nędznika, jeśli, aż tak się prosi o śmierć.
-Bądź miły, to twój jedyny przyjaciel.
-Jasna sprawa, przecież mnie znasz.
-Właśnie, dlatego, że cię znam.
Po zdjęciu ręki z interkomu Mark wstał, zapiął guziki marynarki i podszedł do szyby by przynajmniej udać, że ma wiele na głowie i nie ma czasu na duperele, no i by przynajmniej wymyślić szybką strategię pozbycia się natręta.
-Donovan, na reszcie cię złapałem skunksie, skrupulatnie mnie unikałeś.
-Ja? Gdzieżby znowu Deborough. Co u Ciebie marudo?
-Jak już wiesz żenię się.
-Auć...
-Co znowu? To, że ty masz pietra nie znaczy, że wszyscy będziemy szli za twoim przykładem.
-Jack stary, ja nie mam pietra, ja mam rozsądek, mnie się nie spieszy, mam co robić.
-Właśnie, apropo masz co robić i będziesz mieć jako mój świadek, czeka nas wieczór kawalerski który trzeba zorganizować dlatego cię potrzebuję, ja wybiegłem z obiegu ale ty jesteś na bieżąco jeśli chodzi o rozrywki.
-Tylko tyle? Myślałem, że będzie gorzej. Wystarczy jeden telefon i klub, alkohol, muzykę, panienki będziemy mieć na pstryknięcie palcem, powiedz słowo i wyznacz termin.
-No właśnie, razem z Tess postanowiliśmy żeby było sprawiedliwie i jej panieński i mój kawalerski będzie jednego dnia i za jakiejś pół miesiąca.
-Może jeszcze mi powiesz, że z nią chcesz połączyć imprezę?! Ocipiałeś? Takich rzeczy się nigdy nie robi! Czekaj... powiedziałeś, za pół miesiąca? Trzeba było wtedy do mnie przyjść, a nie teraz.
-Przyszedłem w odpowiednim czasie bo będziesz potrzebny, żeby jako tragarz bo przyjeżdża Jessica Cortmain, przyjaciółka Tess. Mówiłem ci o niej.
-Tsaa....coś wspominałeś. Wy chyba nie kombinujecie, żeby mnie z nią wyswatać?
-Stary, byłbyś dla niej jak czołg, a ona potrzebuje raczej czegoś bardziej subtelnego.
-Ja jestem subtelny- obruszył się Mark
-Jak taran.
-Czego więc ode mnie oczekujecie z Tess?
-Kończymy z Tess remont domu i wiesz nie będzie jej miał kto odebrać z lotniska, więc gdybyś mógł..., oczywiście od razu zawieziesz ją do nas i możesz robić potem co chcesz ze swoim czasem.
-Czekaj, czekaj, dziwnie mówisz, najpierw prosisz, żebym ją odebrał, a potem trzymał z daleka?- Czyżby wyzwanie?-pomyślał
-Posłuchaj to nie jest dziewczyna jak inne laski, z którymi się umawiasz, nie w twoim guście, więc oszczędzam ci tylko nerwów i jej tak samo.
-Załapałem.-hmm...ciekawe..., chętnie dowiem się o co tu chodzi.-uśmiechnął się w duchu do siebie, skoro jego przyjaciel mówił tak zagadkowo to coś musiało w tym być, ta dziewczyna może być czymś odświeżającym , ostatnio z nikim się nie umawiał więc mogłoby być ciekawie.
-Więc jak?-zapytał Jackson- Odbierzesz ją i przywieziesz do nas czy mam poprosisz któregoś z naszych?
-Poczekaj, po co robić od razu alarm? Zrobię to chętnie, ale powiedz czemu ona jest taka ważna skoro jest nienaruszalna?
-To świadkowa Tess i jej przyjaciółka, wierz mi to długa naprawdę długa historia. Jeszcze raz dzięki, ja muszę lecieć ale przekażę Tessie nowinę. Do zobaczenia brachu, będziemy w kontakcie.
-Chwila, nie powiedziałeś kiedy mam ją odebrać.
-Za około jakiś tydzień jeśli się nie mylę.
-Aha i ona przyjeżdża za tydzień i ma tu być, aż do waszego ślubu i pewnie ja też mam z tym coś wspólnego?
-Mnie nie pytaj stary, nie chcesz wiedzieć jak bardzo umysł kobiety jest pogmatwany, nie chcę się wtrącać, Ty i Jess zrobicie jak będziecie chcieli.
-Co to ma znaczyć Jack?
-Dowiesz się w najbliższym czasie, ale teraz naprawdę muszę lecieć.
Jackson objął Marka i poklepał go jak zawsze po plecach i wyszedł niemal w podskokach, a Mark jak najszybciej musiał znaleźć się na swoim obrotowym skórzanym fotelu bo inaczej mógłby upaść, miał mętlik w głowie. Tess podsuwała mu laskę, ale jednocześnie zabierała mu ją jak smaczny kąsek z talerza, który jest zakazany, o co tu biega?
Złapał za telefon i wystukał numer do detektywa, który od lat z nim współpracował.
-Styles?
-Witam Szefie, co mogę zrobić?
-Słuchaj, sprawdź mi niejaką Jessicę Cortmain.
-Kolejna kobieta? Nie ma pan już dość?
-Po prostu zrób to co zawsze i za co ci płacę, a nie dyskutujesz.
Trzasnął zirytowany słuchawką, wstał, zdjął marynarkę powiesił ją na oparciu fotela, na którym z powrotem się umościł, podwinął rękawy koszuli i odpłynął myślami.
Zakazany owoc smakuje najlepiej, ale może też się okazać trującym muchomorem..., nie ważne niedługo wszystko się okaże.

CZYTASZ
SWATANI(E)?
RomanceOn bogaty playboy,świadek na ślubie przyjaciela, od pierwszego spotkania pragnie jej bardziej niż jakiejkolwiek innej kobiety, choć po jednej z nich został mu gorzki niesmak. Ona świadkowa na ślubie przyjaciółki, usiłuje unikać adorującego ją mężc...