Rozdział 4

1.9K 132 2
                                    

Po wyjściu z auta Tess natychmiast podbiegła do przyjaciółki wziąć ją w objęcia i zaciągając do domu odwróciła się jeszcze na chwilę do Marka.

-Nie wejdziesz? Może napiłbyś się herbaty i upiekłam pyszne ciasto?

-Nie, naprawdę ci dziękuję ale mam jeszcze trochę spraw do załatwienia, obiecuję ci że nadrobimy to.

-Szkoda.- powiedziała jeszcze i zanim zdążyła się znów odezwać Mark odjeżdżał aż się za nim kurzyło.- Cóż..., jednak nie idzie, aż tak zgodnie z planem.-pomyślała i wieszając się ramienia Jessici weszły do domu.

Jessica szczerze mówiąc poczuła ulgę, że na dzisiaj ma z głowy tego bezczelnego bufona, który ją dziś zaatakował, i to jak zaatakował, do tej pory była w szoku. Jej ciało wciąż płonęło od jego dotyku i czuła mrowienie. Korzystając z tego, iż znalazły się w kuchni podeszła do dzbanka z lemoniadą, nalała sobie do szklanki i wypiła jednym duszkiem.

-I jak było?-zapytała Tess przyglądając się jej z przechyloną głową i rękami skrzyżowanymi na wysokości klatki piersiowej.

-Co jak było?

-No wiesz..., Ty...Mark..., widziałam twoje spuchnięte usta, muszę przyznać że szybki jest.

-To nic takiego, jest po prostu bezczelny i zarozumiały, w ogóle co u ciebie? Jak przygotowania do ślubu?

-Niezła próba ale i tak się nie wykręcisz, pasujecie do siebie, potrzebujecie tylko czasu żeby się przyzwyczaić.

-Możemy o tym nie gadać? Chcę zapomnieć o tym gadzie.

-Tess kochanie przestań ją już męczyć, wystarczy jej na dzisiaj jak widać.-z pokoju do kuchni wszedł Jackson w na pół rozpiętej koszuli w kratę i podwiniętymi rękawami, jego czarne włosy podwijały się z tyłu.

-Ale przecież ja nic nie robię takiego.

-Nie robisz? Molestujesz mnie.

-Widzisz?-wtrącił się znów

-Ja tylko stwierdzam fakt.

-Stwierdziłaś i wystarczy, nie przeginaj, rozmawialiśmy o tym.

-O czym rozmawialiście?

-O tym, że jesteście z Markiem dorosłymi ludźmi i wiecie co robicie i że nie należy się do was wtrącać, oboje nie mieliście łatwego życia. Moja narzeczona jednak stwierdziła, że bylibyście dla siebie idealni i należałoby was zeswatać.

-Zdrajca!-fuknęła obudzona Tess- I ja mam za ciebie wyjść?

-Najwyraźniej niedługo jak mniemam jeśli nadal nic się nie zmieniło.

-Hej ja wciąż tu jestem!- uniosła się Jess- I do waszej wiadomości, nie chcę by cokolwiek mnie łączyło z Markiem Donovanem ani teraz ani nigdy, dla jasności po ślubie wracam do siebie, do swojego życia, wtedy możecie się nawet pozabijać.

-Jess, kochanie...

Jessica nie słuchała, złapała tylko za walizki i weszła w głąb domu by odnaleźć swój pokój który na pewno dla niej przygotowano. Chciała tylko mieć ten cyrk z głowy, a na chwilę obecną wziąć prysznic, przebrać się i położyć. Przede wszystkim zapomnieć o tym jak wielki pan casanova rozbudził w niej namiętność i wypełnił pustkę, którą odczuwała gdy mogła tylko widzieć go w szklanym ekranie.

***

Mark po otworzeniu się drzwi od windy w jego budynku prowadzące do dużego przestronnego salonu w ciemnych odcieniach, nadal był otumaniony. Nie miał pojęcia co zrobiła mu ta mała złośnica. Wystarczyło jedno spojrzenie, jeden pocałunek, jeden dotyk i był gotów posiąść ją, pieprzyć na środku lotniska, czy nawet w cholernym ciasnym samochodzie.

SWATANI(E)?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz