3.

1K 94 40
                                    


 - To jaki on był? Szatyn, czy blondyn? Wysoki? A może był od ciebie wyższy, co? To by było urocze! – pisnęła Leia, a jedyne czego chciał w tym momencie Obi-Wan, to zamknąć ją na zapleczu. Jakaś emerytka stojąca na dziale z kolorowymi gazetami obdarowała ich podejrzliwym spojrzeniem.

- Uspokój się – mruknął, rozpaczliwie trąc ręką o spodnie w nadziei, że kolor zblednie. – Tylko polecałem mu komiks, mógł się zainteresować, nie? A poza tym... to jeszcze dzieciak. Znaczy, młodszy od ciebie o parę lat, ale jednak.

Leia machnęła ręką. Widocznie była zbyt zaabsorbowana faktem, że ktoś wreszcie zainteresował się jej mrocznym kolegą, żeby przejąć się tym, iż Obi-Wan nieświadomie ją obraził.

- O rany, to nic takiego! Dużo osób wiąże się ze sobą pomimo różnicy wiekowej i jakoś żyją...

- Czekaj, czy ty właśnie zainsynuowałaś, że ja i ten chłopak mieliśmy być parą?

Organa wzruszyła ramionami, zrobiła najniewinniejszą minkę, jaką umiała i odwróciła się, aby obsłużyć starszą panią.

- Ale słuchaj... Kiedy ostatnio ktoś dotknął cię Cytrynowym, co? – zapytała, szturchając go, gdy siwowłosa dama w zgniłozielonym płaszczu grzebała w portmonetce w poszukiwaniu drobnych monet.

Obi-Wan przewrócił oczami i odwrócił się ku półce z bestselerami, żeby ukryć uśmiech.

- Chłopak dojrzewa, wszystko mu się... waha. Zauroczyła go moja broda i tyle, jutro zapomni – rzucił, na co Leia parsknęła, ale nie był pewien, czy z rozbawienia, czy z niedowierzania.

- Jaki ty jesteś głupi – wymamrotała pod nosem, kiedy emerytka wyszła. Dziewczyna wyjęła kubek świeżo zaparzonej herbaty spod lady i napiła się z niego, patrząc na Obi-Wana uważnie.

- Dobra, a teraz może porozmawiamy o tobie i tym piekarzu, jak mu tam, Han? – skrzyżował ręce na piersi i uśmiechnął się tryumfalnie, gdy Leia zarumieniła się z zakłopotaniem, pospiesznie łapiąc czytaną wcześniej książkę.

- Jesteś pewna, że nie chcesz, żebym cię odwiózł? – spytał zatroskany Kenobi, czekając, aż Leia zamknie drzwi do księgarni. Brunetka zaśmiała się perliście i potrząsnęła głową.

- Nie, dzięki. Han czeka tam na mnie – schowała klucze do torebki i wskazała na ciemnego Chevroleta, który stał kilka metrów dalej na chodniku.

- Aa... No, to leć i go ode mnie pozdrów – uśmiechnął się Obi-Wan, poważniejąc na chwilę. – I przekaż, że jak ci coś zrobi, to go znajdę.

- Dobrze, tato – zasalutowała mu ze śmiechem. przytuliła na pożegnanie i odbiegła. Obi-Wan stał w miejscu i patrzył, jak samochód znika za rogiem i dopiero wtedy ruszył na parking.

Droga do domu przez te wszystkie ulice, uliczki i alejki zajęła mu o wiele dłużej, niż poranny dojazd do księgarni. Wieczorami w mieście tworzyły się korki i nawet on ze swoją znajomością wszystkich zakamarków na trasie nie był w stanie ominąć długich kolejek samochodów. Zaklął pod nosem, kiedy zauważył krople deszczu na przedniej szybie, ale szybko się rozchmurzył. Czuł, jak Cytrynowa plama pulsuje i wysyła do jego krwi endorfiny, za którymi tak tęsknił.

Wpadł do domu jak burza, zmoczony do suchej nitki. Rozpadało się na dobre, więc z rozkoszą postawił wodę na kawę, przebrał się w dresowe spodnie i losową koszulkę i zapadł w miękkim fotelu w salonie. Nie chciał się nigdzie ruszać, a jednocześnie rozpierała go energia. Cytrynowy wcale nie bladł; nawet intensywny napór deszczu nie zmusił go do zniknięcia, a Obi-Wan z fascynacją mu się przyglądał.

Day In Day Out || Obikin PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz