12.

782 83 41
                                    


NARESZCIE pojawiam się z nowym rozdziałem - wybaczcie czekanie!
(Nie oczekujcie po tym opowiadaniu nadmiernej akcji, jestem w tym słaba i wychodzi mi tylko fluff...)
Zapraszam do czytania :D


Następnego dnia w drodze do pracy Obi-Wan wstąpił do "Tysiącletniego Sokoła". Na jego nieszczęście przy ladzie stał nie Chewbacca, lecz Han Solo we własnej osobie, a kiedy Kenobi zbliżył się do niego z pokojowym, ale nie za pogodnym uśmiechem, piekarz wyszczerzył się specyficznie. Obi-Wan zawsze miał wrażenie, że kiedy Han uśmiechał się do niego, w kąciku jego warg kryła się prześmiewczość.

- Cześć - blondyn odezwał się pierwszy, spuszczając wzrok na szklaną gablotę pod drewnianą ladą, wyłożoną rozmaitymi ciastkami i drożdżówkami.

- Cześć - odparł Solo, po czym skinął głową do kolejnego klienta, który uruchomił dzwonek nad drzwiami; tęgi jegomość stanął za Obi-Wanem i patrzył na niego tak intensywnie i wrogo, że Kenobi czuł jego wzrok na swoich plecach.

- Co podać? - zapytał Han, a Obi-Wan uniósł wzrok z wypieków wprost na niego. Dostrzegł, że mężczyzna przez dłuższą chwilę przyglądał się soczystym Kolorom na jego twarzy.

- Sześć eklerek i dwa pączki z czekoladą - odpowiedział, po czym odchrząknął. Pół-łysy mężczyzna, stojący za nim, mruknął coś pod nosem. Obi-Wano aż zanadto zabrzmiało to jak "grubas", ale powstrzymał się przed docinkiem cisnącym się mu na usta.

Han zapakował wybrane przez blondyna wypieki do papierowej torby z logo zakładu, nucąc coś pod nosem i dalsza procedura zapłaty poszła im zgrabnie. Obi-Wan już zgarnął torebkę z lady i pożegnał się z Hanem, i już chwytał za klamkę, kiedy piekarz zawołał za nim.

Obi-Wan odwrócił się i spostrzegł w rękach piekarza spory bukiet różowych róż. - Mógłbyś przekazać to Leii? - spytał z nutą nieśmiałości w głosie, co było u niego dość nietypowe.

- Oczywiście - zgodził się Kenobi po chwili zawahania, odebrał od Hana kwiaty i uciekł z piekarni, ponaglany nieprzyjemnym wzrokiem łysego osobnika.

Był spóźniony o jakieś trzy minuty, gdy wszedł do księgarni tylnym wejściem, ale na widok kwiatów Leia zapomniała mu to wytknąć.

- Od Hana - mruknął, wręczając jej bukiet; nie miał pojęcia, po co powiedział, od kogo był, skoro dziewczyna prawdopodobnie wiedziała od razu. Wetknęła nos między róże, wdychając ich słodki zapach.

- Moje ulubione - wyszeptała z zamkniętymi oczami, po czym otworzyła je i z uśmiechem utkwiła w przyjacielu. - Widzisz? Patrz i ucz się, może byś też coś kupił Anakinowi!

- Kwiatów dziewiętnastoletniemu chłopakowi raczej nie dam - przewrócił oczami, wieszając płaszcz na sterczącym ze ściany wieszaku, obok kurtki Leii.

Organa wzruszyła ramionami. - A czemu nie? Kto powiedział, że faceci nie lubią kwiatów?

Obi-Wan ponownie przewrócił oczami, ale nie odezwał się; na jego ustach automatycznie wykwitł uśmiech. Leia potrafiła być tak pozytywna i energiczna, że nawet jej maciupka naiwność nie potrafiła zniszczyć tego wrażenia.

Podeszła do niego i bez ostrzeżenia dotknęła jego odkrytego łokcia. Na skórze wykwitł kleks Pomarańczy zakrapiany Zielonymi kropkami, a Obi-Wan uśmiechnął się, patrząc w wielkie, brązowe oczy dziewczyny.

- Mówię poważnie, kup mu coś. Niekoniecznie kwiaty, skoro masz takie opory - poprawiła się ze śmiechem natychmiastowo, kiedy dostrzegła jego wzrok.

Day In Day Out || Obikin PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz