Rozdział 1

64.5K 1.6K 382
                                    

Budzik nie zadzwonił. Super. Jak się spóźnię do pracy, to mój szef znowu wstawi mi kazanie o punktualności. Pracowałam jako sekretarka Dereka Simsona, prezesa jednej z największych firm informatycznych w Stanach Zjednoczonych. Praktycznie dla wszystkich kobiet w firmie był bogiem, ideałem mężczyzny – te które go nie kochały, chętnie ożeniłyby go ze swoimi córkami.

Ja nie zaliczałam się do tej grupy – według mnie Derek Simson był aroganckim i egoistycznym dupkiem, który zmienia dziewczyny częściej niż ja ubranie.

No ale niestety...byłam jego pracownicą i musiałam przynajmniej udawać, że jego widok mnie nie irytuje.

- Cassie, zaraz się spóźnisz do pracy ! – krzyknęła z kuchni Emily, moja współlokatorka. Już na studiach razem wynajmowałyśmy mieszkanie. Emily była moją najlepszą i tak naprawdę jedyną przyjaciółką.

- Wiem, ten cholerny budzik nie zadzwonił ! – odkrzyknęłam wkurzona. Szybko się umyłam, po czym ubrałam na siebie zwiewną, błękitną sukienkę. Była połowa czerwca, więc na dworze było bardzo ciepło. Związałam włosy w koński ogon i pomaszerowałam do kuchni.

- Kawy, błagam ! – jęknęłam do przyjaciółki. Ze śmiechem na ustach podała mi kubek z parującym napojem i powiedziała:

- Masz ochotę na małe szaleństwo dziś wieczorem ? W końcu jest piątek, możemy pójść do klubu i zaszaleć jak za czasów studiów.

- W sumie to czemu nie. I tak nie mam nic lepszego do roboty.

- I to rozumiem ! – skomentowała – Dobra, leć, bo się spóźnisz, a twój ulubieniec znowu wstawi ci kazanie.

- Hahaha...bardzo śmieszne, Em. Naprawdę, boki zrywać. – odparłam z sarkazmem i skierowałam się do drzwi.

Kiedy tylko wyszłam na zewnątrz, uderzyło we mnie gorące powietrze. W takie dni mam ochotę pojechać na plażę, a nie siedzieć przez siedem godzin w biurze. Ale na szczęście jutro sobota, więc nic straconego.

Szybko wskoczyłam do mojego BMW X5 i włączyłam klimatyzację. Nie myślcie, że było mnie na niego stać – z pensji sekretarki długo bym musiała na niego odkładać. Dostałam go rok temu od rodziców z okazji ukończenia przeze mnie studiów, z wyróżnieniem. Moi rodzice nie należeli do biednych, więc było ich stać na taki wydatek.

Po niecałych dwudziestu minutach zaparkowałam przed firmą. Był to czterdziesto – piętrowy budynek, cały ze szkła. Przed wejściem stała niewielka fontanna, a dookoła budynku rosły drzewa i krzewy.

Weszłam do budynku. Przywitałam się z Amy, która była recepcjonistką. Amy była trzydziestoletnią brunetką w czwartym miesiącu ciąży. Pracowała w firmie tylko trzy miesiące dłużej niż ja. Na początku bardzo pomagała mi odnaleźć się w firmie, czym zaskarbiła sobie koją sympatię. A poza tym, tak jak ja, nie mdlała na sam widok naszego szefa – jednym z powodów jest zapewne to, że niespełna rok temu wyszła za mąż i jest zakochana po uszy; a po drugie – ona również uważa Dereka za dupka i podziwia mnie za to, że z nim wytrzymuje.

- Masz ochotę wyskoczyć na wspólny lunch ? – zawołała, gdy byłam już przy windach.

- Jasne. To do później. – odkrzyknęłam i pomachałam do niej.

Drzwi windy już się zamykały, gdy ktoś wsadził między nie rękę. Modliłam się tylko, żeby to nie był Simson.

Niestety, moje modlitwy nie zostały wysłuchane. Drzwi się rozsunęły i do windy wszedł mój szef.

- Cześć. – zagadnął i uśmiechnął się do mnie szeroko.

- Cześć. – odparłam, ale nie odwzajemniłam uśmiechu.

Pracowałam u Dereka od pięciu miesięcy. Było mi niezręcznie mówić do niego po imieniu, ale nalegał, nalegał i w końcu się przemogłam. Teraz nie potrafiłabym zwracać się do niego per „pan" – po prostu nie przeszłoby mi to przez gardło.

Na górę dojechaliśmy w ciszy. Przepuścił mnie przodem i skierował się do swojego gabinetu.

- Zadzwoń do Jeremiego Ardensona i przełóż nasze spotkanie z trzynastej na czternastą. Powiedz mu, że się nie wyrobię. A i zrób mi kawę, byle mocną. – mrugnął do mnie i zniknął za drzwiami.

Już miałam mu powiedzieć, że jak chce, to niech się ruszy i sam sobie zrobi, ale w końcu jestem jego sekretarką. Westchnęłam i ruszyłam do ekspresu.

- Oooo...kogo to moje oczy widzą ? Cassandro, wyglądasz jakoś niekorzystnie. Stało się coś ? – przeklęłam w myślach. Odwróciłam się i ujrzałam Victorię. Była moją zmorą.

Victoria była farbowaną blondynką z toną makijażu na twarzy. Ponadto wiecznie nosiła spódniczki, które ledwie przykrywały jej tyłek, a dekolt w bluzkach był głębszy niż Rów Mariański. I najważniejsze – miała IQ ratlerka. Jedyne co nas łączyło to wiek.

Victoria nie znosiła mnie w takim samym stopniu co ja jej. Dla mnie była pustą lalą, a ja dla niej zagrożeniem – od dawna próbowała uwieść Dereka, ale jakoś jej to nie wychodziło. Na domiar złego, pojawiłam się ja – nowa sekretarka, która w jej mniemaniu chce go zagarnąć dla siebie. No bo w końcu, jak można oprzeć się wielkiemu Derekowi Simsonowi ? Mówię wam, to idiotka.

- Wiesz, martwię się o ciebie. Aż dziw bierze, że ta tapeta jeszcze nie spływa z twojej twarzy. – odparłam z fałszywą troską w głosie.

Dziewczyna zrobiła się cała czerwona na twarzy i wyszła. No, na dzisiaj mam ją z głowy.

Po chwili zaniosłam kawę Derekowi. Rozmawiał z kimś przez komórkę, więc postawiłam kawę na jego biurku i wyszłam z gabinetu, zamykając za sobą drzwi.

Zadzwoniła moja komórka. Szybko spojrzałam na wyświetlacz i sposępniałam. No nie, mama.

- Słucham ? – powiedziałam, starając się brzmieć miło.

- Cześć, kochanie. – usłyszałam w słuchawce – Co tam u ciebie ?

- Mamo, nie za bardzo mogę teraz rozmawiać. Jestem w pracy. – odparłam, nie siląc się na uprzejmości.

- Dobrze, w takim razie przejdę do rzeczy. – no, ciekawe co tym razem – Dzwonię, bo twoja siostra wychodzi piętnastego lipca za mąż. Chciałam cię zaprosić w jej imieniu. Ciebie i oczywiście twojego narzeczonego. Tyle o nim mówisz, więc chcielibyśmy go w końcu poznać .

No to wpadłam. Wmówiłam rodzicom, że mam chłopaka, który jest zapracowany, dlatego nie odwiedzam ich zbyt często. W rzeczywistości nie miałam na to ochoty, a chłopak to dobra wymówka.

- Mamo...oboje mamy teraz dużo pracy. Nie damy rady się wyrwać. – kombinowałam.

- Nie przyjmuję tego do wiadomości. Poza tym Grace chce, żebyś była jej druhną. Czekamy na ciebie i twojego narzeczonego siódmego lipca. W końcu musimy się lepiej poznać, a ty przydasz się przy organizacji wesela.

- Mamo....- próbowałam przerwać jej słowotok.

- Nie wymigasz się, Cassandro Blake. Przyjeżdżacie i koniec. – to powiedziawszy, rozłączyła się.

Świetnie. Ciekawe, skąd wytrzasnę narzeczonego. Wpadłam, nie ma co.



___________________________________________________________________________


Hej, mam nadzieję, że spodoba Wam się to opowiadanie :-)

Oczywiście liczę na Wasze gwiazdki i komentarze, to duża motywacja :-D


Fikcyjny narzeczonyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz