Klubu nie musiałyśmy szukać długo – w końcu to Sacramento. Gdy tylko weszłyśmy do środka, emocje nagromadzone przez cały dzień odpuściły. Tego mi było trzeba. Nie dość, że telefon mojej matki zepsuł mi dzień, to jeszcze rozmowa z Victorią no i Derek – on irytuje mnie samą swoją obecnością. Wiem, że to mój szef i nie mogę sobie na zbyt wiele przy nim pozwalać – w końcu może mnie zwolnić, a bez pracy długo nie wyżyję, ale po prostu...ciężko mi z nim momentami wytrzymać.
Od początku mojej pracy w firmie domyśliłam się, co z niego za typ. Przez jego gabinet przewijały się tabuny laluń. Jakiś czas temu to się zmieniło, ale i tak czasami pojawiają się jakieś dziunie po operacjach plastycznych i kleją się do niego. Czasami mam ochotę zmienić pracę.
Pewnie pomyślicie teraz, że jestem o niego zazdrosna, czy coś w tym stylu. Nic bardziej mylnego – zazdrość to ostatnie, co czuję do tego człowieka.
Może jestem dziwna – w końcu wszystkie kobiety w firmie poniżej pięćdziesiątego roku życia na niego lecą. Wszystkie, oprócz mnie. Znam taki typ mężczyzn i działa on na mnie odpychająco. Tacy faceci nie nadają się do trwałych związków, zmieniają kobiety jak rękawiczki.
Ja potrzebuje mężczyzny, który o mnie zadba, będzie mnie kochał i szanował, a przede wszystkim – któremu będę mogła w pełni zaufać.
Jak widać – ten opis ma się nijak do Dereka Simsona.
- Chodź idziemy zatańczyć ! – krzyk Emily wyrwał mnie z zamyślenia.
DJ właśnie puścił piosenkę Marka Ronsona i Bruno Marsa ,,Uptown Funk". Obydwie kochałyśmy tę piosenkę i lubiłyśmy się przy niej wygłupiać. Dlatego też bez wahania ruszyłam za przyjaciółką na parkiet. W klubie nie było tłoczno , bo minęła dopiero 21 – tłumy pojawią się później. Razem z Emily zaczęłyśmy tańczyć. Po chwili poczułam, że ktoś łapie mnie za tyłek. Matko...jak ja tego nie znosiłam. Nie wiem, może niektóre kobiety lubią, jak mężczyźni łapią je za pupę, ale ja nie potrafię tego znieść. Nie jestem krową, żeby mnie obmacywać. Tak więc, nie myśląc wiele, odwróciłam się do delikwenta i kopnęłam go kolanem w krocze.
Chłopak zgiął się w pół z bólu, obdarzył morderczym spojrzeniem i odszedł.
- Idę do baru ! – powiedziałam do Emily. Ona tańczyła już z jakimś kolesiem, więc pokiwała mi tylko głową na znak, że usłyszała.
- Co podać ? – zapytał barman. Spojrzałam na niego i o mało nie padłam z wrażenia. Był to wysoki, na oko trzydziestoletni mężczyzna, z brązowymi włosami i orzechowymi oczami. Muskulatury mógł mu pozazdrościć nie jeden mężczyzna. Innymi słowy – ciacho. Zazwyczaj mężczyźni nie wywierali na mnie takiego wrażenia, ale ten był wyjątkiem.
- Poproszę tequilę ! – odpowiedziałam, gdy otrząsnęłam się z szoku.
- Jestem Josh. – powiedział, uśmiechając się do mnie i wyciągając rękę na powitanie.
- Cassandra. – również się uśmiechnęłam i uścisnęłam jego dłoń.
Chwilę z nim pogadałam, po czym wymieniliśmy się numerami telefonów. Wątpię, żeby było z tego coś więcej, ale zawsze dobrze mieć przyjaciela.
Niedługo później dołączyła do mnie Emily.
- Co tam ? – zagadnęła, siadając na stołku obok mnie.
- OK. A u ciebie ?
- Dobrze. – po chwili dodała – Słuchaj, myślę, że naprawdę powinnaś poprosić Dereka, żeby udawał twojego chłopaka.
- Em, błagam cię. Musimy nawet tutaj o tym rozmawiać ? – jęknęłam, trochę zła na nią, że porusza teraz ten temat.
- Myślę, że tak. Bo on tu jest i właśnie idzie w naszą stronę. – odparła, wpatrując się w jakiś punkt za mną.
Litości ! Nawet w piątkowe wieczory muszę go spotykać ?
- Kogo to moje oczy widzą ? – powiedział do mnie na ucho. Dostałam od tego dreszczy na karku.
- Ooo...cześć. – odwróciłam się przodem do niego, przyklejając na usta sztuczny uśmiech. – To moja przyjaciółka, Emily.
Derek i Em uścisnęli sobie dłonie.
- Zaraz wracam, pójdę tylko do toalety. – powiedziała moja koleżanka i oddaliła się z uśmieszkiem na ustach. A to małpa ! Specjalnie mnie z nim zostawiła. Już ja się z nią policzę, niech no tylko wrócimy do domu !
- Więc... - zaczął Simson – Co tutaj robisz ? Nie sprawiasz wrażenia imprezowej dziewczyny.
A co on o mnie wie ?!
- Bo nią nie jestem. – odpowiedziałam – Emily mnie namówiła.
- Aha...- pokiwał głową, zamyślony – Może zatańczymy ?
Na początku miałam ochotę odmówić. Ale doszłam do wniosku, że to tylko taniec. Przecież nie prosi mnie o rękę, nie ma o co robić afery.
- W porządku.
Z głośników poleciała jakaś ballada. Derek objął mnie w pasie, a ja zarzuciłam mu ręce na szyje. Powoli kołysaliśmy się z boku na bok w rytm muzyki. Było nawet miło.
Czekaj, czekaj....co ?! To twój szef, ten arogancki dupek - z nim nie może być miło. To ta tequila tak na mnie podziałała, nigdy nie miałam mocnej głowy.
Żeby odzyskać zdolność jasnego myślenia, gdy tylko skończyła się piosenka, powiedziałam:
- Usiądziemy ? Robi się tłoczno i na dodatek jest mi duszno.
- Jasne. – powiedział i zaprowadził mnie do baru – Napijesz się czegoś ?
- Wody. – postanowiłam, że nie wypiję dzisiaj już niczego, co ma w sobie procenty.
- W sumie to chciałem cię o coś zapytać. – zaczął.
- Tak ?
- Dzisiaj byłaś w firmie jakaś przygnębiona, jakby cię coś martwiło. Chciałem się zapytać, dlaczego ?
Hola, hola ! Od kiedy to obchodzi go moje życie osobiste i problemy ? Może też wypił dzisiaj za dużo ? Otwierałam usta, żeby powiedzieć, że to nie jego sprawa, ale gdy zauważyłam autentyczną troskę, malującą się na jego twarzy, odpowiedziałam mu:
- Rano zadzwoniła moja mama. Grace, moja starsza siostra za dwa tygodnie wychodzi za mąż i chcą, żebym przyjechała na ten ślub.
- Nie wiem, w czym problem. – wtrącił.
- A w tym, że chcą, żebym przyjechała z narzeczonym. – powiedziała, czerwieniąc się na twarzy coraz bardziej – Kiedyś coś im napomknęłam, że mam chłopaka. To była dobra wymówka, żeby uniknąć rodzinnych zlotów, zawsze mogłam powiedzieć, że mój narzeczony jest zajęty czy coś w tym stylu. A że kłamstwo ma krótkie nogi, oni uparli się, że teraz chcą go poznać. No i problem polega na tym, że mój narzeczony nie istnieje.
Między nami zaległa cisza. Derek wpatrywał się we mnie przez chwilę, z nieodgadnionym wyrazem twarzy, po czym rzekł:
- Pomogę ci.
- Niby jak ? – zapytałam zdziwiona.
- Pojadę z tobą na ten ślub i będę udawał twojego chłopaka. – odparł z prostotą.
Zatkało mnie na chwilę.
- Nie ! Dziękuję, ale nie mogę się na to zgodzić. Jesteś moim szefem.
Chociaż gdybym pojawiła się z nim w domu, wszyscy by mi go zazdrościli. Derek był dobrze zbudowany (kiedyś widziałam jego sześciopak, gdy ćwiczył na siłowni w firmie), miał ponad metr dziewięćdziesiąt wzrostu, kasztanowe włosy i ciemnobrązowe oczy. Co by o nim nie mówić – był cholernie przystojny.
- Proszę cię ! – powiedział ze śmiechem – Przecież nasza relacja nigdy nie była jak między szefem a pracownicą. Zobaczysz, będzie zabawa.
W sumie miał rację. Pracownica powinna szanować swojego szefa, co mi się nigdy nie zdarzyło. Poza tym, rzeczywiście może być niezła zabawa.
- Dobrze. – stwierdziłam, zanim zdążyłam się zastanowić nad tym, co robię – Zgadzam się.
CZYTASZ
Fikcyjny narzeczony
RomanceCassandra rok temu skończyła studia i od pięciu miesięcy pracuje jako asystentka Dereka Simsona - prezesa jednej z najlepszych firm informatycznych w USA. Wszystkie kobiety w biurze mdleją na sam jego widok, uważają go za wcielenie męskości i chod...